wtorek, 19 marca 2019

Heidi Florentine Coffee mleczna z chrupiącą warstwą karmelizowanych migdałów i kawą

Jakiś czas po smakowitej Terravicie CocoaCara 77 % Coffee & Cardamon przyszedł czas na inną kawową propozycję. Tej jednak się obawiałam, bo już mniejsza, że nie przepadam za Heidi... Przerażała mnie jej forma. Kawa, migdały i karmel brzmią świetnie, ale... Heidi Florentine to tabliczki dość specyficzne, bo stylizowane na włoskie ciastka florentynki, a więc karmelowo-migdałowe zlepki pokryte z jednej strony czekoladą. Kiedyś miałam już Heidi Florentine, ale popatrzyłam, popatrzyłam i wystraszyłam się, że to za mało czekoladowe, a za bardzo ciastko-chrupaczowe (może kamienno twarde?) i oddałam Mamie. Nowościom (bo od razu kupiłam też kokosową) postanowiłam jednak sprostać, przeznaczając na przerwy między wykładami i zajęciami.

Heidi Florentine Coffee to mleczna czekolada o zawartości 30 % kakao z chrupiącą warstwą karmelizowanych migdałów i kawą; stylizowaną na florentynki.

Po otwarciu poczułam złożony zapach. Z jednej strony stały wyraziste, zdecydowanie dominujące ziarna kawy, karmel i migdały karmelizowane do tego stopnia, że aż palono-słonawe. Przejawiała się w tym palono-krówkowa nuta, co wyszło smakowicie. Było słodko i charakternie, lecz z drugiej strony czułam sztuczność i cukierkowo-słodką tanią czekoladę.

Tabliczka była konkretna, łamała się wydając "chrupiący trzask", jak przy łamaniu twardych ciastek-zlepków. Łamała się łatwo, w sensie, że normalnie po podziale kostek - nie kruszyła się z racji tego, że mocno się jej trzymająca florentynkowa warstwa była dość lepiąca.
W ustach czekolada okazała się chropowato-proszkowa. Rozpływała się dość szybko, ale jakby plastelinowo opornie. Zatopiono w niej chrupiące drobinki zmielonej kawy, a na jej spodzie wtopiono warstwę twardo-chrupiących, mocno uprażonych (tak mocno, że aż nie da się powiedzieć czy świeże, czy kilkuletnie) płatków migdałowych zlepionych karmelem o konsystencji stałej, chrupiąco-klejącej, ale nie bardzo twardej, ani też nie miękko-lepiącej straszliwie. Rozpływał się, ale ta warstwa została ewidentnie stworzona do chrupania. Całość jednak wyszła twardo jak... jak typowe włoskie ciastka?
Wcześniej myślałam, że drobinki kawy znajdę również między migdałami, ale nie - kawę wmieszano jedynie w czekoladę.

Sama czekolada przywitała przesadnie naaromatyzowaną, plastikowo-sztuczną słodyczą wymieszaną z mlekiem. Cukrowa i tandetna - jako taka była wyczuwalna cały czas, choć szybko odchodziła na tyły.

Docierała do niej smakowita goryczka kawy. Najpierw była delikatna, za to chwilami przy rozgryzaniu drobinek znacząca. Przełamywała smak taniej czekolady. Po paru chwilach od zrobienia kęsa na prowadzenie wyszedł palony karmel i prażono-karmelizowane migdały.

Karmel bazował na cukrze, wyszedł... po prostu definicyjnie. Czułam palony cukier. Chwilami podkradało się to pod karmelową krówkę. Migdały wraz z karmelowym smakiem do całości dodawały gorzkawość taką aż nieco przypaloną, co wyszło pozytywnie. Gdy zaczęłam rozgryzać migdały, wydawało mi się, że oprócz swojego wyrazistego smaku, wniosły lekko "smażoną nutę". Smak samych migdałów stał jakby na równi z ich prażenio-karmelizowanio-smażeniem. Tutaj doszukałam się niezbyt przyjemnego posmak trudnego do określenia - smaku sztucznego tłuszczu?

Ta palona gorzkość łączyła się z goryczką kawy. Bliżej końca chrupacze dominowały, ulepkowato-sztuczna cukrowość czekolady tylko pobrzmiewała w tle, ale podkreśliła też sztucznie słodki posmak w migdałowej warstwie. Przy brzegowych kęsach kawa pokazała się od strony czysto ziarnistej i połączyła się że smażeniem  karmelem i migdałami. Tam, gdzie czekolada pokrywała migdały tylko z wierzchu, kawa odgrywała o wiele mniejszą rolę.

W posmaku pozostały ziarna kawy, karmelizowane migdały i poczucie przecukrzenia z silnym posmakiem przearomatyzowania.

Całość wyszła "niby nie źle", przy czym ważna jest pisownia, a "niby" to słowo klucz. Otóż to tabliczka z pomysłem - gorzka, ale nie wstrętnie tanio-gorzka kawa genialnie pasuje w subtelnej ilości jako przełamanie migdałowo-karmelowej słodyczy, choć gdy trafi się kęs, gdzie migdały są po całości, kawa gdzieś znika. Z kolei tam, gdzie jest więcej czekolady, wyraźnie czuć jej nieprzyjemny smak. Wcześniej byłam pewna, że kawałeczki ziaren kawy będą wtopione w karmel wraz z migdałami, a nie tylko w warstwę czekolady. Takie rozwiązanie byłoby o wiele lepsze!
Chrupiąca warstwa prezentowała się prawie nieźle - mniej więcej tak wyobrażam sobie florentynki. Migdałowo-karmelowe i cukrowe do potęgi - dobrze, że mocno palone, ale... Niestety, jakość leży. Prażona część zalatywała mi smażeniem (co mi ją nieźle obrzydziło, ale ja strasznie nie lubię smażonych rzeczy, więc jestem wyjątkowo czuła), a plastelinowa czekolada po prostu waliła aromatem. No i co najważniejsze: na taki smakowy plastik dawno nie trafiłam.

Niby pewnie można więc zjeść... Bo takie złe to nie było, ale... mój tok myślenia to: po co jeść coś, co nie jest dobre? Może z pomysłem, ale... Nuty smażenia, plastikowo-plastelinowość tak mnie odrzucały, że zjedzenie kostki na raz sprawiło mi problem. Jestem przyzwyczajona do pożerania tabliczki na raz, ale tej dałam radę zjeść tylko niecałe dwie kostki i to w dwóch podejściach. Mama na te obrzydzające mnie czynniki nawet nie zwróciła uwagi, a czekoladę uznała za bardzo smaczną i ciekawą (ona np. lubi smażone rzeczy, a tu mocnego smażenia nie czuła).


 ocena: 5/10
kupiłam: Carrefour
cena: 7,25 zł (za 100g)
kaloryczność: 510 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, karmelizowane migdały 30% (cukier, płatki migdałowe 27%, syrop glukozowy, kwaśna śmietana, tłuszcze mleka), tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, kawa mielona 1%, lecytyna sojowa, aromaty (espresso, waniliowy)

6 komentarzy:

  1. Kawowej akurat nie próbowałam, ale mleczna, biała i kokosowa bardzo mi smakowały, tylko wiesz, ja uwielbiam florentynki - masłooo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kokosową jadłam... Nie. Próbowałam. Odebrałam... Lepiej nie mówić.
      No tak, zależy, co się lubi.

      Usuń
  2. Tabliczki heidi wyglądają tak pięknie, a niestety rozczarowuja. Jadlam tez kiedys takie swiateczne balwanki i mikolajki i byly tak plastikowe, że najpierw myslalam ze kupiłam wyrób czekoladopodobny :D mi posmak smażenia nie przeszkadza może w tej tabliczce zagluszylby nędzy smak czekolady i mogłaby mi posmakowac..? Nie, chyba jednak się nie skuszę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie może i tak, ale rzeczywiście, licznie na to byłoby marnym powodem, by kupić.

      Usuń
  3. Proch i plastelinowość, cała Heidi <3 I kawa, która musi toczyć bój z tanią czekoladą, by tej drugiej nie było czuć. Czuję, że kupię hurtowo.

    PS Tym razem ufam Tobie, nie mamie. Ale i tak ją pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyną zaletą czekolady jest to, że coś ją zagłusza, nie no, sukces ogromny! Pozazdrościć producentowi. Dziwne, że tyle lat się na rynku utrzymuje. Kurde, pewnie przez takich jak ja. Ups.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.