czwartek, 7 marca 2019

Chateau Honig Salz Mandel mleczna z solonymi i karmelizowanymi w miodzie migdałami

Po pysznej Chateau z preclami przyszedł czas na przypuszczalnie równie pyszną tabliczkę, na której widok na pewno aż zaświeciły mi się oczy. Od razu przypomniała mi się Ritter Sport Honig-Salz-Mandel, w której nie odpowiadała mi za słodka, trochę plastikowa czekolada, ale w której zamyśle się zakochałam. Solone migdały w miodzie w grubaśnej tabliczce... toż to normalnie spełnienie marzeń, zwłaszcza, gdy chodziło o czekoladę Chateau, która nigdy mnie nie zawiodła.


Chateau Honig Salz Mandel to mleczna czekolada o zawartości 33 % kakao z migdałami solonymi i karmelizowanymi w miodzie.

Po otwarciu poczułam intensywną woń prażono-karmelizowanych migdałów wkomponowanych w przesadnie słodką, podkreśloną miodem, czekoladę o mlecznej głębi.

Przy łamaniu tabliczka była konkretna, ale w pewien sposób krucha - i to wcale nie z racji dodatków. Te trzymały się jej świetnie, choć same się też nieco łamały (np. migdał przełamywał się na pół i odlatywał fragment "skorupki").
Już w dotyku odebrałam ją jako znacząco tłustą.

W ustach czekolada rozpływała się powoli i bardzo gęsto. Zalepiała tłustością mleka / śmietanki, zachwycając przy tym bezkresną kremowością. Bardzo powoli migdały odsłaniała. Pokryte były chrupiącą warstewką jakby ze szkła. Same również były cudownie chrupiące, wcale nieprzeprażone, choć uprażone mocno. A no właśnie. W większości były to całe sztuki, kilka połówek, ale też sporo kawałków (nawet skórki z miodowo-karmelową powłoczką). W kwestii soli... w większości była ściśle złączona z migdałami, ale też trochę luzem. Tak niewiele, ale na migdałach dużo, np. przy jednym migdale trafiłam na całą grudę soli. Takie rozmieszczenie średnio mi się podobało, bo raz czułam niedosyt, a raz przesyt (bo migdały wyszły przez nią za bardzo "przekąskowo").
Na całą tabliczkę przypadło sporo migdałów (przy czym chyba wszystkie w skórkach <3), ale bez przesady, więc to na szczęście wciąż czekolada z migdałami, a nie już jakiś migdałowy baton w czekoladzie.

W smaku czekolady od pierwszej chwili czuć jej silną słodycz w doskonałych proporcjach zmieszaną z wyrazistym, naturalnym mlekiem i śmietanką. Ich pełny smak cudownie podkreślił niemal nugatowo-orzechową sugestię kakao.

Zostało ono uwypuklone migdałami, którymi czekolada przesiąkła.
Miód również gdzieś tam wcześniej (zanim migdały wyłoniły się spod czekolady) zaznaczył swoją obecność sprawiając, że słodycz wydawała się bardziej drapiąca (i to on pewnie podkręcił "nugatowość").

Słodycz wzmagała się przy migdałach, ale wtedy nabierała mocno palono-prażonego charakteru, co w połączeniu z miodem wyszło głęboko i szlachetnie. Palono-karmelowy miód zawierał lekką goryczkę.

Szczypta soli przejawiała się jako delikatne, epizodyczne uszczypnięcia przełamujące słodycz i uwypuklające jej głębię. Ta bliżej migdałów podkreślała "prażono-przekąskowość". Przy nich bowiem było bardzo słono.

Migdały (z nieodłącznym miodem) rozgryzane obok czekolady na krótką chwilę wręcz ją zagłuszały, a potem mieszały się w prażono-orzechowo-czekoladowym otoczeniu. Sól cudownie podkreślała ich prażony smak. Zostawione na koniec skupiały uwagę na sobie, miodzie i wspólnej goryczce. Wynosiły również smak ich obróbki termicznej jako samej w sobie, a więc właśnie takie poczucie karmelizowanych / smażonych, solonych migdałów (takich "przekąskowych", nie umiem tego lepiej określić; wciąż jednak miodowych).

Ciekawie było też po kęsie z migdałem ugryźć fragment migdała pozbawiony. Dodatek soli sugerował śmietanowej toni niemal śmietankowo-jogurtowe klimaty. Coś jak pełny jogurt grecki z wykwintnym miodem. I ogromem migdałów oczywiście.

W posmaku pozostała palonokarmelowo-miodowa słodycz i silne poczucie prażenia, wszystko osnute goryczką. Na znaczeniu nie straciła też śmietankowość, scalająca wszystko z łagodną czekoladowością.

Całość bardzo mi smakowała. Moc migdałów i bardzo dobra czekolada, do granic możliwości śmietankowa, o orzechowym klimacie i z zaznaczonym kakao. Miód wyszedł zaskakująco wyraziście i prawdziwie (nie jakiś byle jaki, sztuczny czy coś), a soli nie brak. Nic niczego nie zgałuszyło, niczego nie zabrakło. Tak wszystko się cały czas przełamywało, że o zasłodzeniu nie ma mowy, mimo silnej słodyczy  Z samym stopniem prażenia / karmelizowania też świetnie trafili. Mocne  ale nie przesadzone. Pobrzmiewająca nuta smażonych migdałów tak wpisała się w resztę, że w sumie mi nie przeszkadzała (w Hershey's Nuggets Milk Chocolate with Toffee & Almonds była silniejsza, a przez kiepską jakość ogólnie wydało mi się to obrzydliwe). Ritter Sport przy niej to mało charaktery plastik, w którym soli prawie brak (a przed Chateau uważałam ją za bardzo dobrą).
Chateau to świetnie zrobiona, smaczna i ciekawa czekolada!


ocena: 10/10
kupiłam: ktoś mi kupił "na zlecenie" w Niemczech
cena: 7 zł
kaloryczność: 553 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym

Skład: cukier, migdały (17,8%), tłuszcz kakaowy, śmietanka w proszku (11,6%), miazga kakaowa, pełne mleko w proszku (4%), produkt z serwatki, laktoza, miód (0,5%), sól, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii

9 komentarzy:

  1. Oo, bardzo zachęcająca recenzja! Kocham migdaly, kocham miód i kocham mleczną czekolade - to chyba idealne połączenie dla mnie :) cieszę się że miód wyszedł naturalnie, bo tego się najbardziej obawialam. Często w słodyczach smakuje sztucznie, plastikowo, tak syropkowo trochę... Kojarzy mi się jakoś z lekami. Nie dziwne zatem że mnie obrzydzaja takie chemiczne slodycze :D a tej czekolady bardzo chętnie bym sprobowala ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego jestem barzzo sceptyczna w stosunku do rzeczy z miodem. Lubię smak tego naturalnego za bardzo, by mogły mnie zadowolić. Ale Chateau ogólnie cenię, więc czułam, że będzie dobrze.

      Usuń
  2. Ale bym zjadła takiej czekolady <3 Na tą wyjątkową chwilę muszę jeszcze poczekać mój jadłospis odchudzający desery z czekoladą przewiduje tylko w soboty :) Do weekendu już nie daleko i nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest w planach, bo również oczarowała mnie ta z preclami. Chateau ma pyszne te czekolady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Uważaj jednak na linię z ekspandowanym zbożem, bo jedną z niej chciałam zjeść, ale była tak podła, że się nie dało. Nadal nie mogę uwierzyć, że Chateau coś takiego zrobiło. Ta recenzowana i właśnie z preclami to jednak mistrzostwo, bezsprzecznie!

      Usuń
    2. Dzięki za ostrzeżenie! Bo właśnie miałam te ze zbożem kupić. Jeszcze korci mnie ta biała z prażonymi orzechami laskowymi.

      Usuń
    3. Tej to nie jadłam i pewnie nie zjem, bo ostatnio zupełnie mnie do białych nie ciągnie, ale kiedyś jadłam tę z orzechami i chrupkami zbożowymi (http://chwile-zaslodzenia.blogspot.com/2016/06/chateau-biaa-z-chrupkami.html) i wtedy też mnie rozczarowała. A biała z kokosem i corn flaksami to jedna z moich ulubionych czekolad, więc to nie kwestia tego, że biała.

      Usuń
  4. Ja tam zakochałam się i w zamyśle, i w Ritterze. To prawdopodobnie mój ulubiony Ritter. Jestem pewna, że odpowiednik Chateau odpowiadałby mi tak samo bardzo. Bezkresna kremowość, gęstość, śmietankowość, o rety. Na dodatek realnie wyczuwalne migdały. W tak wielu czekoladach pojawiają się pomioty bez smaku własnego. Tylko grud soli mogłoby nie być.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłabyś zachwycona! I grudy byś przeżyła. Też bym wolała, by ich nie było. Sól tak, ale rozmieszczona odpowiednio.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.