poniedziałek, 11 marca 2019

Zotter Hazelnut Nougat Brittle ciemna 70 % z nugatem z prażonych orzechów laskowych, karmelizowanymi kawałkami orzechów, wanilią i cynamonem

Nie mam ulubionych orzechów, choć może gdyby mi boki mieli przypalać w celu wymuszenia odpowiedzi, coś tam bym rzekła. Mam jednak coś, czego nie lubię w niektórych orzechowych rzeczach: nieudanej laskowoorzechowości. Rozumiem przez to nachalną sztuczność, to, jak wychodzą nugatowe rzeczy - tak słodkie i tłuste, że aż mało orzechowe. Zotterowi raczej ufam, acz ta czekolada nie była moim "must have" (a jedną z wielu, wyglądających całkiem ok, bo kupiłam wszystkie nowości). A nie była nim, bo raz i drugi nugat Zottera, mimo że naturalny i dobry, i tak przytłoczył mnie ciężkością / słodyczą, a i tu jeszcze producent brittle walnął. Karmelizowana drobnica niezbyt mnie kręci. Ten nugat wykonano jednak z "ciemno palonych" ("dark roasted") laskowców, czyli rozumiem, że analogicznie do kawy - mocno (więc gorzko?).


Zotter Hazelnut Nougat Brittle to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z nugatem z prażonych ("ciemno palonych") orzechów laskowych (na bazie tychże i tłuszczu kakaowego), karmelizowanymi kawałkami orzechów laskowych (tzw. brittle), wanilią i cynamonem.

Już w chwili rozchylania papierka poczułam moc orzechów laskowych w ciepło-prażonej, karmelizowanej tonacji. Osnuwała je palona, gorzkawa czekolada, którą jednak po przełamaniu zdominowały. Wtedy bardzo wyraźnie wyszedł karmelizowany wątek zmieszany ze szczyptą cynamonu, a także pojawiła się silna, maślano-nugatowa słodycz.

Przy łamaniu tabliczka była dość twarda i konkretna, choć krucha. Sprawiała wrażenie raczej suchawej.
W ustach czekolada rozpływała się gładko-kremowo, powoli odsłaniając zbite, masywne i bardzo tłuste nadzienie. Okazało się zbitą, nugatową grudą o wysokiej oleistości. Pełno w nim było drobinek: chrupiących orzechów (tych to i parę sporych kawałków się znalazło) i skrzypiąco-trzeszczącego cukru, który jakby chciał pozalepiać zęby (ale nie zalepiał na szczęście).

Tabliczka występ rozpoczęła paloną, wytrawną i spokojną gorzkością o wręcz dymnych, kawowo-orzechowych zapędach. Stonowana, lekko karmelowa słodycz trzymała się z tyłu.

Gorzkość w pewnym momencie zaczęła się zmieniać i rosnąć. Smak orzechów nasilił się. Wyraźnie poczułam prażone orzechy laskowe, które przejęły rolę lidera i lekko napędzały goryczkę. Prażoność podchodziła już pod przypaloną nutę, a od orzechów odbiegał akcent oleju.

Przypalona nuta rozchodziła się po ustach, a nadzienie zaczęło zdecydowanie górować nad czekoladą. Karmelowo-nugatowy smak początkowo trzymał się bardziej palonego klimatu, ale po chwili szybko zaczęła rozwijać się jego słodycz. Przy odsłaniających się chrupaczach, palony karmel ni stąd ni zowąd stał się czystym cukrem, który w ułamku sekundy zreflektował się i wrócił na tory paloności. Wyłapałam też nutkę cynamonu. Mniej więcej w połowie wszystko inne zdominował przypalony cukier. Chwilami miało to swój urok.

Po momencie cukrowości z sugestiami spalenizny, na znaczeniu przybrała nugatowo-waniliowa słodycz. Wyszła ciężko, ponieważ jej tło zarysowała neutralnawa maślaność. Cukrowość i maślaność wydały mi się przesadzone, mimo że goryczka ich nie odstępowała, a smak orzechów laskowych trwał niestrudzenie. Ten moment zupełnie już mi nie odpowiadał.

Orzechy lekko podkreślił cynamon, a gdy bliżej końca zaczęłam rozgryzać chrupacze, raz po raz trafiałam na goryczkowate skórki. Mimo prażenia, niektóre kawałki wyszły zaskakująco świeżo. Oczywiście przy kawałkach smak orzechów laskowych znacząco wzrastał, ale miałam wrażenie, że więcej tam było kawałków karmelu, który w oczywisty sposób podkreślał smak przypalonego cukru. Raz czy dwa uchwyciłam i odrobinkę soli.

Pod koniec czułam za silną słodycz, ale właśnie również palony cukier, i maślano-oleistą mieszankę w tonacji laskowoorzechowej. Sama czekolada wydała mi się po tym wszystkim jeszcze bardziej palono-gorzka, co oczywiście wyszło na plus.

Posmak pozostał na długo jako laskowce w zbyt maślano-oleistym (aż jako warstwa na ustach) i słodkim wydaniu. Niby dość wyraziste, ale wepchnięte w nie najlepszą ramkę.

Całość wyszła dziwnie. To dziwność, która może zarówno wciągnąć, jak i odrzucić. Silna paloność i gorzkość, moc orzechów laskowych (a te w wydaniu i prażonym i, słodko nugatowym) podkreślona cynamonem i mocno palony karmel - wszystko byłoby cudowne, gdyby nie drażniący smak oleju, masła i po prostu przesadzona słodycz, która paradoksalnie wcale nie sprawiła, że tabliczka wyszła głównie słodko. Właśnie pozytywnie zaskoczyła mnie jej znacząca gorzkość.
Mimo że bałam się tego brittle (że będzie tylko denerwował, kleił się do zębów itp.), wyszedł przystępnie (choć skrzypienie cukru nigdy mnie nie przekona). Nawalił sam nugat - okropnie tłusty i ciężki, równocześnie oleisty.

Tabliczkę odebrałam jako ciekawą, do zjedzenia z epizodyczną przyjemnością. Chwilami było spoko, bo jednak laskowce, palony karmel, gorzkość... ale miała też momenty obrzydzające (ta tłustość i w kwestii konsystencji, i smaku). Nie taka strasznie słodka, ale chwilami bardzo cukrowa (mimo gorzkości). Można spróbować, nie zła, ale to nie moja bajka.
Część tłuszczu kakaowego i oleju z orzechów zastąpiłabym mlekiem, a jak już robić na siłę wegańską, to nadzienie zrobiłabym sojowe.


ocena: 7/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 571 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, orzechy laskowe, tłuszcz kakaowy, olej z orzechów laskowych, lecytyna sojowa, pełny cukier trzcinowy, sól, sproszkowana wanilia, cynamon

14 komentarzy:

  1. Wizja nadmiernej gorzkości i tłustosci mnie odrzuca ale... Chyba lepsze to, niż ten okropny, plastikowy aromat orzechów laskowych w niektórych słodyczach. Nie znoszę go! Jakbym jadla oponę :)
    Ja z kolei jako ulubione orzechy bez wahania wskazuję pistacje. Lubisz? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda wada naturalnych składników wygrywa z wadami chemii! Wyjątkowo trafne porównanie z tą oponą.

      Pistacje? Kocham!

      Usuń
  2. Smakowała mi, szczególnie dobrze wypadła na tle pozostałych wegańskich nowości. Właśnie jak dla mnie to jej największym atutem był brak sojowych/ryżowych/itp składników (pomijam lecytynę). Dzięki temu efekt był autentycznie laskowy i kojarzył się z gianduią. Lubię to połączenie zarówno w wersji mlecznej jak i nie. Tłusta była, ale w stopniu i wydaniu nieprzeszkadzającym. Wracać nie będę, ale porządna pozycja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie do giandui mam taki bliżej nieokreślony stosunek. Takie to dla mnie za tłusto-miękkie i... Nie wiem, za mało takich rzeczy chyba jadłam, by jakoś jasno się wypowiedzieć.

      O nie! Tylko nie składniki ryżowe, ble! Sojowe jednak według mnie same z siebie też lekko orzechową nutę wnoszą.

      Usuń
    2. Haha, jednak będę wracać, bo przez przypadek zamówiłam xD Weszłam, żeby przeczytać swój komentarz, spodziewając się najgorszego (pamiętając, że byłam ogólnie zniesmaczona nugatowymi nowościami), ale uff, to był ten wyjątek. Nie wiem generalnie jak ja składałam zamówienie, bo mam 3 nieplanowane duble (jeszcze almond&tonkas i gourmet journey to peru), za to umknęło mi praline & cookies :/
      Btw. dopiero zauważyłam, że ta miętowa zawiera suszone truskawki, wtf, nie podoba mi się ta koncepcja, no ale zobaczymy.

      Usuń
    3. Ale Praline Cookies to Nougat Cookies - Zotter po prostu zaczął nazywać swoje nugaty praliną.

      Co? Truskawki? Kurde, to połączenie widziałabym jakoś inaczej, jako osobna tabliczka. Mi też ta koncepcja się nie podoba w takim razie.
      W ogóle już dwie z tych nowych próbowałam i mi nie pasują coś.

      A i mi jedna jakoś umknęła przy zamawianiu. Żeby było śmieszniej, jedna z tych, na których bardziej mi zależało.

      Usuń
    4. Ooo, to dobrze wiedzieć. Swoją drogą chyba takie nazewnictwo jest bardziej prawidłowe.
      Ja też dwóch próbowałam, ale zaczęłam od najgorszych (w moim wyobrażeniu), więc staram się nie oceniać na tej podstawie. No bo czy white brittle w wersji ryżowej-wegańskiej może być dobry?XD
      O, o czym zapomniałaś? :D

      Usuń
    5. Ej, dzisiaj jadłam tę miętową i jest boska, zaskoczenie zupełnie jak z tą bananową (też najpierw kręciłam nosem na owocową warstwę). Truskawka cudnie podkreśla, nie jest mocna.

      White Brittle nawet nie zamówiłam.

      Właściwie okazało się, że nie zapomniałam, a Marcin po prostu nie miał czy tam coś pomylił. Boozy Chocolate Mousse - dziś już powinna do mnie dotrzeć i na dniach otwieram.

      Usuń
    6. Nic dobrego Cię nie ominęło xD

      O, to się cieszę, że miętowa zacna.

      Usuń
  3. Już poza oleistością (fuj) i nadmierną słodyczą (może dla mnie byłaby ok) w czekoladzie nie pasuje mi nadmiar goryczo-palonościo-spalenizny. Za dużo wytrawności czyli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej goryczy na pewno byś nie lubiła, więc Twoja reakcja jest słuszna.

      Usuń
  4. Intensywny smak orzechów laskowych... mój mózg wyłapał to od razu ;P Tylko ten olej, miejscami straszna tłustość i cukrowość.... trochę sie obawiam ale i tak chętnie bym jej spróbowała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie była taka najgorsza, a olej też... No taki orzechowy no.

      Usuń
    2. Tyle dobrego ze orzechowy a nie zjełczały

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.