niedziela, 17 maja 2020

Zotter Salted Caramel ciemna 70 % z solonym karmelem i migdałowym nugatem z solą oraz warstwą czekolady mlecznej

Na tę czekoladę patrzyłam z rozczuleniem. Wiele lat temu zakochałam się w czekoladach ze słonym karmelem - wtedy ten smak był rzadkością. Trochę za nim polatałam, przyzwyczaiłam się i obecnie, gdy nie używam soli... nadal go lubię. Zrobiłam się jednak bardziej krytyczna. Kiedyś marzyłam, by Zotter zrobił taką czekoladę i gdy teraz spełnienie dawnych marzeń miałam w rękach, nie ukrywam, cieszyłam się, ale czułam też mały żal, jakby Zotter dopiero się spatrzył. Bałam się, że teraz za duży kontrast czy coś może mi za bardzo przeszkadzać, bo kiedyś... kiedyś pewnie po prostu piałabym z zachwytu. A może i teraz miało tak się stać? Mimo wszystko właśnie podobało mi się, że ten smak już aż takiego wrażenia na mnie nie robi i potrafię go przyjąć na spokojnie - lepiej jest być bardzo mile zaskoczoną niż rozczarować się, nastawiając się na nie wiadomo co.

Zotter Salted Caramel to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao nadziewana (42%) solonym karmelem i (32%) nugatem migdałowym na bazie migdałów i ciemnej czekolady z solą oraz z cienką warstwą czekolady mlecznej.


Gdy tylko rozchyliłam papierek, poczułam fuzję lekko prażono-gorzkawego kakao o migdałowo-orzechowym wydźwięku i sowitej, karmelowej słodyczy z nutką mleka. W zasadzie wąchając spód miałam wrażenie, że prażone migdały z solą wyprzedzają czekoladę. Po przełamaniu, to karmel się uwypuklił: maślany i bardzo słony.

Tabliczka wydała mi się niby konkretna, zwarta, ale za sprawą tego, jak lepiszcza była. Przez jej formę wyglądała raczej na dość delikatną i taką, która zaraz się rozwali.
Pod czekoladą ciemną znalazła się naprawdę cieniuteńka warstwa mlecznej - tak cienka, że zupełnie można o niej zapomnieć.
Środek to z kolei dwa odmienne nadzienia: lepiący i gęsto-ciągnący się karmel o strukturze wręcz śliskiej, acz nie do końca gładkiej, który chętnie wyciągał się z tabliczki oraz zwarty nugat. Ten przez kontrast wydawał się aż krucho-suchawy, mimo że tłusty.
W ustach czekolada rozpływała się przyjemnie powoli, w sposób tłustawo-kremowy i lekko zalepiający usta. Mlecznej warstewki nie dało się oddzielić, ale mam wrażenie, że nadała jej trochę bardziej kremowo-lepiącego charakteru, co pasowało do nadzień.
Nugat kontynuował tłustą kremowość. Przy jedzeniu ani trochę nie wydawał się suchy, a wręcz oleisty. Był tłusty i gładki; ciężki w sposób orzechowy, niby zbity, ale także tłusto-śmietankowy. Rozpuszczał się szybko właśnie śmietankowo-oleiście. Kryły się w nim gigantyczne kulki soli, co zupełnie do niego nie pasowało. Znikał, a te jeszcze zostawały, wciskając się w karmel. Swoją drogą, kilka tych brył po prostu wyplułam.
Karmelowa warstwa okazała się bardziej rozlazła od nugatu, ale nie że rzadsza, a... rozlazła w taki w lepiący sposób. Miała kremowe zapędy, acz jej tłustość była bardziej śliska. Nie do końca gładka (jakby lekko grudkowa)"ciągutka" bardziej rozchodziła się niż rozpływała, była w tym nieco oporna, ale wyciskała się z ryz i zalegała dłużej od reszty. Cechowała ją trochę gumiasta plastyczność. Pod koniec i ona odkrywała drobinki soli.

W smaku sama czekolada, podobnie jak w zapachu, przywitała mnie w miarę wyważonym duetem słodyczy karmelu i palono-gorzkiego kakao. Słodycz szybko rosła. Dołączyła do tego mleczno-maślana nutka, a ja miałam wrażenie, że wierzch przesiąkł karmelowo-migdałowym wnętrzem.

Środek podkreślał palono-prażony smak bardzo prędko, po czym sugerował, że będzie kontynuował wytrawny / poważny klimat.

Nadzienie karmelowe jednak drastycznie podbijało słodycz uderzając w palono karmelową nutę. Paloność też podrasowało, ale i tak przy niektórych kęsach zaraz zaczynało drapać w gardle. Przebijało się przez wszystko inne palono-maślanym w sumie, bez oporów torując sobie drogę solą. Jego smak to bardzo słony i bardzo maślany karmel. Z czasem robił się bardziej śmietankowy, wręcz krówkowy przy niektórych kęsach... To skojarzenie przyszło na zasadzie kontrastu do słoności, na którą epizodycznie trafiałam w drugiej warstwie.

Nugat z kolei przenikał do smaku czekolady dzięki mleku i śmietance. Podpinał się tym samym pod karmel, pomógł sobie prażono-paloną nutką. Migdały czuć wyraźnie już od samego początku. Wydały mi się rozmaite: palono-gorzkawe (neutralnie naturalne), jakby tłuszczowo-oleiste, nugatowo słodko-mdłe, ale też wyraźnie prażone i solone. Chwilami niestety trochę tonęły w słodyczy i soli. Pasowały wprawdzie do gorzkawej czekolady i słonego karmelu, acz czasem robiły za nieistotne tło. Nugat kojarzył mi się trochę z mdławo-mlecznym, lukrowo-słodkim kremem, w którym epizodycznie trafiałam na sól słoną jak tylko słona mogła być. Zabijała wtedy smak migdałów, a karmel kontrastowo podkreślała w słono-cukrowo-maślanym kontekście (niepozytywnym).

Prażono-palone motywy nakręcały się z solą. Słodycz rosła wraz ze słonością, przy czym obie wręcz drapały w gardle. Gdy w danym kęsie nie trafiłam na kulę soli, było przyjemnie maślanie-krówkowo karmelowo - owszem, wyraźnie słono, ale i słodko-migdałowo. Lekko mleczne nuty osłabiały smak migdałów i trochę uprzyjemniały maślaność, a ciemna czekolada nadała temu charakteru poważniejszego. Bliżej końca czułam głównie maślano-cukrowy karmel i sól, z lekko palono-gorzkim motywem, co wyszło smakowicie (gdy nie było brył!).

W posmaku pozostała sól, a także słoność i cukier drapiące w gardle. Miałam wrażenie, że usta oblepiła jakaś cukrowo-tłuszczowa warstwa. Czułam ogrom masła i śmietanki, co aż mnie przytłoczyło. Nie wyszło to ulepkowato, a zaskakująco wytrawnie, lecz... i tak cukrowo.

Ta tabliczka chwilami była jak słona lizawka dla koni, zdecydowanie przesolona i przecukrzona jednocześnie. Aż przez sól i cukier mdła w migdały. Od cukru aż serce mi przyspieszyło. A chwilami naprawdę smacznie słono-karmelowa i migdałowa, gorzkawa. Gdy nie trafiałam na gigantyczne grudy soli, było naprawdę dobrze. Te jednak... zabijały wszystko, a potem uwypuklały wady. Mleczno-śmietankowe tony raczej z tłuszczowymi nutami oleju i masła się wymieszały, palone nuty kakao i migdałów... były, ale traciły na znaczeniu przez bombardowanie solą z każdej strony.
Część kryształków w panice porozgryzałam - wtedy jeszcze jakoś dało się jeść, a po wstępnych "kąśnięciach pod recenzję", wszystkie bryły soli wypluwałam. Wciąż było słono i bardzo słodko, ale chwilami smacznie. Struktura jednak mi się nie podobała. O ile lepiący karmel nie był zły, tak taki oleisty, tłusty nugat nie pasował. Do tej kompozycji pasowałby jakiś suchszy, wolno rozpływający się krem bez tak wielkich kawałów soli - gdyby ją drobno zmielili, byłoby znacznie lepiej.

Mam bardzo mieszane uczucia. Gdyby nie te bryły soli... wprawdzie na całą tabliczkę było ich chyba z 7, ale... o te 7 za dużo. Odebrały komfort jedzenia (cały czas bałam się, że trafię na kolejną, że kawałek czekolady zniknie, a zostanie taka niespodzianka). Słodko, tłusto... a jednak zawarła wszystkie obiecane smaki. Ocenę trochę podciągnęłam, bo być może odebrałam ją tak strasznie słodko-słono tylko dlatego, że soli nie używam i jem naprawdę niesłodko (i niesłono oczywiście).


ocena: 8/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł (za 70g)
kaloryczność: 561 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, migdały, masło, śmietanka, tłuszcz kakaowy, syrop ryżowy, pełne mleko w proszku, mleko, sól, pełny cukier trzcinowy, odtłuszczone mleko w proszku, sól morska, lecytyna sojowa, koncentrat soku cytrynowego, sproszkowany imbir, sproszkowana wanilia

2 komentarze:

  1. BARDZO słony zapach. GIGANTYCZNE kulki soli w nadzieniu. Smaki momentami TONĘŁY w soli. Sól SŁONA JAK TYLKO MOGŁA BYĆ. w POSMAKU pozostawała sól. No i LIZAWA DLA KONI. Pilnie szukam drzwi oznaczonych jako wyjście awaryjne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie. Gdyby nie to wszystko, wciąż się zastanawiam, może byłoby 10?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.