czwartek, 25 czerwca 2020

Zotter White Praline + WineNuts ciemna mleczna 60 % z białym nugatem migdałowo-białoczekoladowym z cynamonem, pomarańczą i orzechami włoskimi marynowanymi w czerwonym winie i syropie z czarnego bzu

Gdy przy czekoladzie widzę słowo "white" od razu moje zainteresowanie nią spada. Biały nugat źle kojarzy mi się z Toblerone i tworami podobnymi. Googlując, co to tak dokładnie, nie wydaje się to w moim stylu, raczej mnie od tego odrzuca. Przedstawianą dziś tabliczkę jakoś w ogóle błędnie skojarzyłam z Monte Limar (French Nougat), a obecną French White Nougat. Tamta mi smakowała, ale nie, żebym miała do niej wrócić. Gdy się jednak wczytałam, że dzisiejsza to zupełnie co innego... Zainteresowałam się. Otóż okazało się, że to twór iście ciekawy. Mimo że istotnie z białym nugatem i nutką białej czekolady, do których jestem sceptyczna. Ale z jakimi pysznościami oprócz tego!


Zotter White Praline + Wine Nuts to ciemna mleczna czekolada o zawartości 60 % kakao nadziewana białym nugatem na bazie migdałów i białej czekolady z cynamonem i olejkiem pomarańczowym z prażonymi orzechami włoskimi marynowanymi w czerwonym winie i syropie z czarnego bzu oraz z cienką warstwą czekolady mlecznej (o zawart. 40 % kakao).

Gdy tylko rozchyliłam papierek, poczułam zniewalająco korzenny zapach. Zbliżywszy się do spodu, trafiłam na dominujące orzechy włoskie otoczone soczyście-goryczkowatym motywem pomarańczy (pomieszanie skórki i olejku) i korzenności, cynamonu. Rysowały się na tle palonej czekolady o lekko chlebowo-kawowych zapędach. W przypadku wierzchu dołączyły do tego migdały, podkreślające gorzkawą, chlebową czekoladę i w sumie ogólnie palony klimat. Wszystko to jeszcze się wzmocniło po przełamaniu. Korzenna pomarańcza i słodycz, wraz z zaznaczającym się charakterkiem, zasugerowała mi grzaniec.
Wąchając w trakcie jedzenia pomyślałam też o jakimś różanym winie.

Tabliczka ogólnie wydała mi się bardzo konkretna, co przełożyło się na dość głośne (jak na nadziewaną) trzaskanie. Grube warstwy czekolad (znacznie grubsza ciemniejsza i cieniutka jaśniejsza bardzo mocno przylegające do siebie) skrywały konkretny, twardawy i pozornie suchy nugat, który lekko się kruszył. Pełno w nim było sporych kawałków orzechów w skorupkach. Były to lekko odstające od nich skórki, w które jakby wgryzła się marynata. Ona też zabarwiła nugat w miejscach wokół orzechów.
W ustach czekolady rozpływały się przyjemnie powoli, zalepiając usta. Stawały się tłustawym, idealnie gładkim kremem.
Kremowe i gęste zalepianie kontynuowało gładkie nadzienie, któremu także tłustości nie zabrakło. Wydała mi się czekoladowa, trochę jak orzechy, a więc konkretna i ciężkawa, ale w pozytywnym sensie. Nugat rozpływał się nieco sprawniej od czekolady, ale też przyjemnie powoli.
W jego wnętrze wtopiono odpowiednią, a więc sowitą ilość niespotykanie u Zottera dużych kawałków orzechów włoskich (były tam np. 1/4 orzecha). Trafiały się oczywiście kęsy bez nich, co uważam za plus - można się we wszystko dokładnie wczuć, było ciekawiej.
Orzechy nieco odstawały od swych skorupek. Okazały się zaskakująco świeże: chrupiące i soczyście-tłusto miękkawe (jak młode orzechy prosto z łupinek), w momencie gdy te ich skórki przypominały suszczyki... Co jednak nie wyszło źle, bo i z nich "coś się rozpuszczało" - marynata z wina i soku.
Całość wyszła przyjemnie konkretnie. Ciężko ale nie nazbyt ciężko, a tak... mocarnie.

serduszko
W smaku czekolada popisała się znacząco gorzkawym smakiem palonej kawy i chlebowo-orzechowej mieszaniny, leciutko tylko słodkim. Także palona, lekko karmelowa słodycz, wzrosła po chwili. O ile w pierwszej chwili przysięgłabym, że wierzch to czekolada ciemna, tak po chwili się trochę "domleczniła" (odezwała się cieńsza warstwa).

Mleczność porządnie wniósł nugat, który nie poskąpił także słodyczy. Grał pod dyktando czekolady, podpinając się po jej poszczególne nuty. Oto w mleczności odnalazłam podkreślony cynamonem wyraźnie migdałowy smak, który z racji subtelnego charakteru kojarzył się z mlekiem migdałowym. Słodycz rosła, prezentując się jako błogo nugatowo-śmietankowa. Białoczekoladowa, trochę waniliowa i leciutko wręcz karmelowa z racji reszty palonych nut, nie zasładzała jednak; wyszła szlachetnie.

Elementem nadającym wnętrzu cudnego charakteru, była pomarańcza. Zmieszana ze słodyczą, tchnęła w nią soczystość. Przewijały się też goryczkowate nuty sugerujące bardziej skórkę niż olejek, co wyszło cudownie naturalnie. Goryczkę podkreślił cynamon.

Cynamon mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa przybrał na znaczeniu, wnosząc wręcz ostrość, wydobył smak migdałów i... trafił na karmelową paloność. Za nią niemal na pierwszy plan wystrzeliły orzechy włoskie. Kiedy na nie trafiałam, nie musiałam ich rozgryzać, by dominowały.

Orzechy włoskie odegrały ogromną rolę w tej czekoladzie. Okazały się pełne swojego boskiego smaku, idealnie pasującego do korzenności. Wraz z nimi odezwała się lekko cierpkawo-kwiatowa soczystość, rześkość. Mieszając się z przyprawami zasugerowała grzane wino. Je bowiem także leciutko czuć... bardziej jako smak niż alkohol, co bardzo mi się spodobało i nie zaburzyło przejrzystości innych smaków. Odlegle pobrzmiewało kwiatowo-bzowe, różane echo.

Orzechy i migdały, podkreślone korzennym klimatem zbudowanym cynamonem i cierpkawo-soczystymi nutami, pod koniec na powrót wydobyły paloną, gorzkawą czekoladę. Chlebowo-kawowy, mocno orzechowy wątek wyszedł na przód.

Rozgryzane pod koniec orzechy roztaczały swój smak, który przewodził, ale nie zagłuszał, a łączył się z cynamonowo-pomarańczowym i gorzkawo-czekoladowym otoczeniem.

Po wszystkim został posmak gorzkawo-palonej czekolady podkreślonej korzennym bukietem. Bardzo wyraźnie czułam orzechy włoskie i migdały, obudowane karmelowo-cynamonową otoczką. Goryczkowato-soczysta pomarańcza sprawiła, że nawet nie pomyślałam, iż mogłoby być przyciężko.

Zakochałam się w tej czekoladzie... właściwie już od powąchania, co potwierdziło się przy pierwszym kęsie. Nie obstawiałam, że będzie aż tak... konsekwentna we wszystkim (myślałam, że raczej "przesłodzony śmietnik"). Podobała mi się ta konkretna struktura, która w żadnym wypadku nie wyszła jak jakiś tłuścioch czy coś takiego.
Cudownie gorzkawa czekolada, sporo śmietanki i słodycz trafiona w punkt, gdyż bogata i wzbogacona o zachwycające aspekty. Cynamon, nutka pomarańczy (spodziewałam się olejku, a dostałam boski smak skórkowy bez żadnych irytujących kandyzowanych kostek), grzane wino zbudowały genialną korzenność. Orzechy włoskie i migdały znalazły się w zasadzie na pierwszym planie, ale nie zdominowały kompozycji. Były jakby... sztalugą pod obraz.
Co więcej, to jeden z nielicznych przypadków, gdzie rozumiem różne warstwy czekolad - tu zapewniły doskonałą harmonię.


 ocena: 10/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł (za 70g)
kaloryczność: 588 kcal / 100 g
czy znów kupię: tak

Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, migdały 15%, orzechy włoskie 12%, pełne mleko w proszku, masło, słodka serwatka w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, czerwone wino (1% - zawiera siarczany), pełny cukier trzcinowy, koncentrat z czarnego bzu, lecytyna sojowa, sól, sproszkowana wanilia, cynamon, olejek pomarańczowy, płatki róż, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier)

12 komentarzy:

  1. Pomarańcze, orzechy włoskie, cynamon, nuta grzanego wina i kwiatów to wszystko wydaje się być bardzo w moim stylu ... tylko ten nieszczęsny nugat. Właśnie przez niego pewnie nie kupiłabym tej czekolady, choć jak wspomniałaś tutaj wypada on bardzo dobrze. Mój problem z nugatem polega na tym, że nawet nie wiem, czy go lubię. Chyba nigdy nie jadłam prawdziwego, dobrego nugatu, bo tych sklepowych, morderczo słodkich tworów nugatem chyba nazwać nie można. Niestety właśnie przez nie stałam się sceptycznie nastawiona do tego rodzaju słodyczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chyba, a na pewno nie są to nugaty. Ja się też tak bardzo-bardzo nie znam, ale czuję, że jednak doświadczenie jakieś tam po tyyylu czekoladach mam. Po prostu zawsze uważnie patrzę na składy, bo jak nugat zawiera dużo orzechów, a więc autentycznie się z nich składa, to jest dobrze. Zottera są specyficzne, obecnie czasem zamiennie nazywa je "praliną", więc chyba w jego oczach, wykonaniu to po prostu kremy. Za bardzo niepowtarzalne, by jakieś definicje im nadawać. Ostatnio jednak sama np. pisałaś o białym Grossie z wanilią (już go mam jednak, bo Mama wyraziła chęć podzielenia się) - wszystko z założenia cukrowo-tłuste w sumie można dobrze zrobić.

      Usuń
  2. przez te różne warstwy czekolad i 'domlecznianie' zaczęłam rozmyślać, czy istnieje czekolada, która jest "zbudowana" warstwami. np na zewnątrz intensywnie gorzka 90%, potem 80% i tak na przykład do 40% mlecznej jako srodkowa warstwa. wiesz coś na ten temat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To byłoby ciekawe. Takie wyjście z mroku do światłości. :D Takiej jednak nigdy nie spotkałam. Możliwe jednak, że i tak by się to zlało jak te trzykolorowe. Swoją drogą, kiedyś był Zotter trochę podobny, jakby odwrócony do tego, co opisałaś (http://chwile-zaslodzenia.blogspot.com/2015/12/zotter-liquorice-de-luxe-ciemna-mleczna.html), ale to też nie do końca to.

      Usuń
  3. A niech to diabli... Jak to tera wyrzucić z pamięci!? Gdzie ta nieszczęsna opcja do czyszczenia historii? :'D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma, są za to linki / sklepy, by na nie szturmem ruszyć. :D

      Usuń
  4. Przepiękny zapach, wręcz esencjonalnie piękny. Na widok zdjęć w przekroju mam ochotę pochwycić czekoladę i szczodrze się w nią wgryźć. Tak, zdecydowanie wygląda na konkretną. Gęste, kremowe nadzienie, cudo. Wspaniałe smaki, z których nie wyrzuciłabym nawet pomarańczy (ogólnie lubię, ale w Twoich czekoladach zazwyczaj mi wadzi). Na dokładkę boskie orzechy? Uuu, kupiłabym, gdybym mogła najpierw zmacać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmacać? Boisz się, że nie było mięciutkie, jak lubisz? Faktycznie, nie było (na szczęście!), ale myślę, że było tego typu, że gdyby spędziło u Ciebie dzień, doszłoby.

      Wiem, że Ci często pomarańcze u mnie wadzą, ale mam wrażenie, że czasami źle myślisz o kwaśności ciemnych, tych moich czekolad. Madagaskar np. to taka esencja pomarańczy, grejpfrutów, cytryny, jogurtu... i to tak naturalnie kwaśno-słodkich. Myślę, że nie zawsze odbierałabyś je tak źle, jak obstawiasz. W wenezuelskich z kolei czasem pomarańcze mają taki wydźwięk, że... ach!

      Usuń
    2. Z macaniem chodzi o to, że nie lubię zamawiać produktów przez internet. Lubię mieć je najpierw w łapkach.

      Usuń
    3. Aa, nie pomyślałam. Ja się przyzwyczaiłam. I... nie lubię chodzić po sklepach. Kiedyś w poszukiwaniu fajnego jedzenia bardziej, teraz już nie. Czasem mam ochotę zrobić jakieś "fajne" zakupy, ale coraz rzadziej, bo i ciekawych rzeczy sobie widzę coraz mniej i ludzie w obecnej sytuacji coraz bardziej irytują; także i brak produktów, które akurat chcę.

      Usuń
  5. Ten nugat z białej czekolady rzeczywiście wydaje się mało zachęcający, ale ważne, że wyszło dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez Twój komentarz pomyślałam sobie, że "co to by było, gdyby był z ciemnej"... ech, szkoda, że taki nie jest, najwyżej bym musiała skalę rozszerzyć. :P

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.