sobota, 29 sierpnia 2020

Zotter Caipirinha mleczna 40 % z czekoladowym nadzieniem z destylatem Cachaca i kremem limonkowym

Do czekolad z alkoholem mam mieszane uczucia. Jedne mi zupełnie nie idą, wiele jest mi za mało czekoladowa... Mimo to, alkoholowe Zottery systematycznie sobie odhaczam. Chcę bowiem poznać asortyment, ale w sumie z zaliczeniem wszystkich aż tak mi się nie spieszy. Gdy jednak do mojej szuflady trafiły tabliczki w dziwny sposób oddające charakterystyczne drinki, pomyślałam, że warto również tego typu Zottery podjeść. Tym bardziej, że ostatnio próbowane (White Rum / Coconut / Pineapple i Apricot Waltz) bardzo mi smakowały.
O drinku Caipirinha wiedziałam tyle, że jest popularny w Brazylii. Myślałam sobie o tym jako o "ich wódce" z limonką. Jednak oczywiście sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. "Ich wódka" zwie się Cachaça i... coś tam. Przed degustacją postanowiłam dokładnie sprawdzić, czym jest Cachaça. Otóż to porównywany z wódką, bardzo popularny w Brazylii destylat z fermentowanego soku trzcinowego, z zawartością alkoholu na poziomie 38 lub 48%. Ponoć smakowo podobne to do tequili i rumu.
A mi aż się przypomniała jedzona dawno temu Tequila with Salt and Lemon.


Zotter Caipirinha to mleczna czekolada o zawartości 40 % kakao z czekoladowym kremem z wódką Cachaca ("mocny likier z trzciny cukrowej") oraz nadzieniem limonkowym (22%).

Gdy tylko rozchyliłam papierek, poczułam silną, wręcz cukrowo-karmelową słodycz, podrasowaną dosadnym alkoholem i kwaśno-goryczkowatą limonką. Czekoladowość, mleczna ale i "kakałkowa", też była wyczuwalna i tymi nutami obudowana. Zdziwiona odkryłam, że taką mocniejszą "alkoholową limonę" w zasadzie wyraźniej czułam, gdy zbliżałam się do spodu (a przed oczami miałam obrazek podglądowy przekroju ze strony producenta). Wierzch był o wiele bardziej soczyście-limonkowy, bardziej delikatnie czekoladowy. Po przełamaniu natomiast wszystko to wydało mi się zakropione "cukrową wódą", dość ordynarną.

Przy łamaniu tabliczka była konkretna, dziwnie twardawo-miękkawa. Chrupka warstwa czekolady pyknęła, a nadzienia... z jednej strony wyglądały na plastyczno-maziste, z drugiej zaś trzymały się jako dość zwarte.
Podzielenie ich przy pomocy noża nie sprawiało trudności, ponieważ owocowe okazało się bardziej zbite, zwarte i gęste (ale nie cięższe), a czekoladowe maślano-śmietankowe i plastyczniejsze.
W ustach czekolada rozpływała się kremowo-gęsto, zalepiając zupełnie. Cechowała ją tłustość śmietankowo-maślana, która zapewniła spójność z nadzieniami. Te rozpływały się mniej więcej równocześnie, zgranie.
Czekoladowemu było bliżej do czekolady. Odebrałam je jako maślano-gęste, ale i miękko-maziste w śmietankowy sposób. Wyszło idealnie gładko (choć przy kęsie-dwóch trafiłam na jakby skrystalizowano-scukrzony alkohol) i sprawiało wrażenie wilgotnego, trochę zakalcowego. Wydało mi się tłustsze i konkretniejsze od limonkowego.
Limonkowe wyszło bowiem soczystsze, na pewno lżej, choć w pierwszych sekundach jednocześnie bardziej zbite. Dodało wnętrzu poczucia śliskości, mimo że nie było idealnie gładkie. Sok wypływał z pewnej... pylistości, co przełożyło się też na lekką wodnistość.
Całość tworzyła gęsto-ślisko-wodniste zawiesinowe bagienko, co było dość... osobliwe.

W smaku czekolada była bardzo słodka, ale z przyjemnie palonym motywem karmelu i orzechów. Przesiąkła lekko nadzieniem, a wiec alkoholem i cytrusową nutą.

Szybko właśnie mocny alkohol się odzywał, przypiekając język i otwierając drogę goryczce limonki. Nadzienie czekoladowe wtłaczało głównie pikantną alkoholowość. Zaraz po ustach rozeszło się wręcz ostre ciepło, spłynęło do gardła i rozgrzało je, w ustach pozostawiając goryczkę limonki i ogrom jej kwaśnego soku. Alkohol sam w sobie wydał mi się trochę owocowy. Było w tym też sporo takie alkoholowej słodyczy. Smaki nadzień uzupełniały się wzajemnie, jedno drugim lekko przesiąkły.

Limonkowe nadzienie wyszło w pełni naturalnie i świeżo. Jego kwaśność orzeźwiła kompozycję. W pewnej chwili zajęła stanowisko dominujące. Zawarła w sobie też pewną słodycz, odrobinę mleczności, jednak smakowała głównie kwaśno-goryczkowatą limonką. Taką, w której sok i skórka stały na jednym poziomie. Powiedziałabym: limoną, bo podrasowaną alkoholem.

Część czekoladowo-alkoholowa była nieco mniej słodka, ale też w taki aż cukrowy sposób. Cachaca sama w sobie wydała mi się lekko owocowa, ale mocna i raczej... cierpko-kwaśno-owocowa. Krem ten wydał mi się poważny, goryczka limonki podkreślała jego alkoholowość, kakao... próbowało się przebić z różnym skutkiem. Bliżej końca tchnęło nieco palonej gorzkości, ale nie nadało ciemnoczekoladowego charakteru. Alkohol nieco odpuszczał, ale wciąż przypiekał, a krem ten ujawnił maślaność. W momencie znikania, kawałek jednak jeszcze raz uderzał do głowy.

Po wszystkim pozostało zasłodzenie i zaalkoholowienie jako drapanie i pieczenie (przechodzące w rozgrzanie, utrzymujące się naprawdę bardzo długo) w gardle oraz efekt pieczenia, ten odczuwalny w ustach. O tyle kontrastowo uwypuklony, że czułam też ogólną tłustość i soczystość, rześkość limonki.

Całość wyszła... mocno, ostro i rozgrzewająco. Adekwatnie do nazwy, przejrzyście smakowo, a więc jednym słowem rewelacyjnie, ale jednocześnie... okazało się, że zupełnie nie w moim stylu. Tak mocno alkoholowy słodycz, dosłownie uderzający do głowy, palący w język wódką, co zostało podkreślone kwaśnością i przy czym nie zaniechano wręcz cukrowej słodyczy... Jakoś mi nie odpowiadał. Jednocześnie zaskoczyło mnie, że mimo tej mocy alkoholu, smak limonki wyszedł tak zachwycająco świeżo, rześko. Zgranie między nadzieniami było doskonałe, a czekolady lepszej dobrać nie mogli.
Mam bardzo mieszane uczucia, a ocenę staram się wystawić na chłodno po konsultacjach z Mamą. Jakościowo to propozycja równie świetna co Zotter Tequila with Salt and Lemon, jednak to pieczenie alkoholu, ta kwaśność, a jednocześnie słodycz obecnie nie są dla mnie. Nie wiem, jak dziś odebrałabym tamtą, bo kiedyś moja tolerancja na alkohol i cukier w słodyczach była wyższa (szukałam ich, obecnie to, czego szukam to kakao, jego nuty, a wszelkie dodatki / nadzienia nie mogą mi właśnie zbytnio samej czekolady naruszać). Obie czujemy, że Zotter doskonale oddał smak Caipirinhy.
Jednocześnie, mnie to za bardzo gryzło i przeszkadzało mi zestawienie smaku ze śliskością nadzienia. Zjadłam jedynie 1/3 (choć byłabym gotowa zmęczyć, a nie np. wyrzucić), reszta powędrowała do Mamy. Ona uwielbia bardzo alkoholowe i słodkie słodycze, więc... Jej smakowała (na szczęście!). "Tak ta mocna, kwaśna limonka trzyma w ryzach wódkę. A ten alkohol... no, no, mocny i taki dobry jakościowo. I sama czekolada pyszniutka. Mleczna, tak? I dobrze! Bardzo dobra, a jak ktoś lubi takie ciemne mleczne i mocne drinki to pewnie w ogóle wystawiłby 10, co?". Trafnie to ujęła. I nie obyło się bez: "No, wreszcie i mi coś dobrego, jakiś Zotter wpadł", wypowiedzianego z satysfakcją.


ocena: 8/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 523 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, Cachaca 6%, syrop ryżowy, mleko, odtłuszczone mleko w proszku, masło, koncentrat z limonki 2%, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, sproszkowana wanilia, sól, cynamon

2 komentarze:

  1. Soczysta limonka i ordynarna cukrowa wóda? Całe życie szukałam tej czekolady! Pikantna alkoholwość i gorycz limonki to duet idealny, który chciałabym czuć we wszystkich słodyczach. Niech mnie to cudo spali od środka, przeżre gardło i zaprowadzi do krainy jednorożców. Zamawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały karton hurtowy już w poniedziałek do Ciebie jedzie. Cena hurtowa korzystna, a w gratisie dorzucę jeszcze wódę i limonki osobno, gdyby Ci mało było. Muszę Ci jakoś wynagrodzić, że to mleczna, a nie Twoja ulubiona zotterowa ciemna.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.