środa, 7 października 2020

Georgia Ramon Philippinen / Philippines 75 % Sweetened with Coconut Blossom Sugar ciemna z Filipin

Po wielu eksperymentalnych czekoladach (z dodatkami, mlecznych) od Georgii Ramon, marki której ciemne uwielbiam, zapragnęłam w końcu "powrotu do korzeni", czyli właśnie do czystych ciemnych. Tak żeby sobie przypomnieć, za co je kocham. Co prawda czekał region zupełnie mi obcy (z Filipin jadłam tylko Askinosie Davao Philippines 62 % Dark Goat Milk Chocolate + Fleur de Sel, ale z racji mleka trudno mi się wypowiedzieć), jednak takie urozmaicenia (odkrywanie nowych regionów) to lubię bardzo: niezależnie czy nuty okazują się w pełni wpisywać w mój gust, czy mniej. Ta miała być konkretnie z farm Kablón, założonych w latach 50. Kakaowce rosną tam sobie w towarzystwie palm kokosowych, czarnego pieprzu i tropikalnych owoców. Potencjał tych pierwszych wykorzystano tu podwójnie - bo i cukrem z nich posłodzono tę czekoladę.

Georgia Ramon Philippinen / Philippines 75 % Sweetened with Coconut Blossom Sugar to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao trinitario z Filipin, z regionu Tupi (południowa część kraju), słodzona cukrem kokosowym.

Po otwarciu poczułam zwiewne kwiaty i soczystego ananasa ze znaczącą, pudrową słodyczą. W niej przewijała się niepewnie cytryna, także dołączająca do rześkości. Zakręciła się tam też śmietanka. Z drugiej strony dobiegały do tego stonowane nuty delikatnego, słodkiego karmelu i czegoś palonego - jakby karmel swoją, a paloność swoją, niemal pieprzną drogą... Należała do czegoś trudnego do sprecyzowania... Orzechów? Tarty? Orzechowego wypieku? Już w trakcie jedzenia z połączenia tego wszystkiego wysupłałam jeszcze nektarynki i wodniście-orzeźwiające owoce bez nazw.

Lekko pyliście-matowa tabliczka była twarda, co potwierdzały głośne trzaski przy łamaniu. Wydała mi się dość łamliwa, zwłaszcza przy tych malutkich kostkach.
W ustach rozpływała się początkowo opornie, coraz bardziej mięknąc i zalepiając. Powoli stawała się gęstwiną, w której jakby trzeszczał pyłek. Wydała mi się "drobinkowa", szorstka, a jednocześnie kremowa. Odpowiednia tłustość sprawiła, że nie wysuszała, mimo predyspozycji do ściągania i podsuszenia właśnie.

Od zrobienia pierwszego kęsa, po ustach rozchodził się gorzko-śmietankowy smak. Nie było w tym nic z chamskiej goryczy - wyszła niczym jakieś przyprawy, obok których zaznaczyła się lekka słodycz. Gorzkość wspięła się na szczyt, eksponując swój pełny, palono-odymiony smak. Podkreśliła tym samym drugi aspekt.

Śmietanka szybko zmieniła się w kwaskawą śmietanę, ale za sprawą innych nut nie wyszła bardzo kwaśno. Po dłuższej chwili na myśl przyszedł mi raczej śmietankowy serek, może coś nawet maślanego... Tłustego, ale chyba jednak nie aż tak... Może to bardziej ściągający jogurt: grecki albo jakiś taki z np. mascarpone?

Kwaskawość przejęły soczyste owoce. Prowadziła cytryna, jedynie przecierając szlak. Intensywniej i wielowymiarowo rozchodził się słodki ananas. Raz po raz aż zaszczypał swym charakterystycznym akcentem. Chwilami wydawał się bardziej pudrowy... czy może raczej jak suszony, gąbczasty owoc. Epizodycznie wzrastała soczystość dzięki innym owocom - wtedy już był to świeży, słodki i kwaskawo-soczysty ananas. Nie przytłaczał.
Z tych "innych" owoców trudno mi było coś wyodrębnić, jak jakaś multiwinamina z kiwi (również chwilami aż gryzącym od kwasku w język) - egzotycznie, słodko-kwaśno i bardzo orzeźwiająco. Może nektarynki łączyły tę część z kolejną?

Ta bowiem była słodsza i zarazem mało słodka, a wypieczona. Nie kwaśna, nie gorzka - wręcz neutralna gdy o nie chodzi, a jednocześnie intensywna. Sprawiła, że kompozycja w gruncie rzeczy nie wyszła bardzo-bardzo owocowo, a mimo to lekkość utrzymała. Moje myśli krążyły wokół czegoś mocno przyprawionego i palonego... Paloność skojarzyła mi się z tartą, która początkowo mieszała się ze śmietaną i dymem, sugerując lekkie przypalenie i coś wytrawnego, pieprznie-kardamonowego, jednak... Obok doszukałam się słodyczy. Był to delikatny i słodki karmel, ale właśnie... jakby obok tej paloności, bardzo za to... rześki jak poranna mgła. Przyprawy zasugerowały anyż / lukrecję. Była to dziwna strefa słodko-wytrawna, a jednocześnie ani taka, ani taka.

Bliżej końca paloność i anyżo-lukrecja jednak przywołały dym, który słodkie owoce i słodki karmel w znacznej części przemieniły w kwiaty. Nektarynki świetnie się tu odnalazły. Kwiatowość i egzotyczne klimaty, a także trochę ogólna kwaśność wykończyły to wszystko.

Kwaśność owoców i taka palona oraz goryczkowata ostrość przypraw pozostały w posmaku. Było to lekkie, rześkie, osłodzone karmelem, a jednocześnie dosadne i charakterne w nuty i skojarzenia. Dym, wypiek i egzotyczne owoce (na tym etapie głównie cytryna) zostały ze mną zaskakująco długo, nie zaburzając się nawzajem, a ściągając nieco. Gdy wszystko to powoli poznikało... wciąż trwał delikatny posmak karmelu.

Całość okazała się bardzo wyważona, dosadna w smaki i nienachalna. Zrównanie egzotycznych owoców i wypieków genialnie powiązał delikatny karmel. Przeogromna, wielopłaszczyznowa rześkość / zwiewność również pasowała, a mimo to gorzkości czy subtelnej kwaskawości nie brak. Obstawiam, że to dobrze przemyślany dobór cukru (kokosowy w czekoladach zawsze wydaje mi się taki rześko-karmelowy) do bazy.

Kozia Askinosie też była cytrynowa i śmietankowo-mleczna - myślałam, że może to częściowo wynikać z koziości. Ta jednak... też właśnie cytrynowo smakowała, acz w owocach dominował ananas. Wypiek i przyprawy kojarzyły mi się z kolei z wytrawnością czekolad z kakao z Wietnamu, jednak z dołożoną sporą ilością karmelu.

PS Śmiesznie się złożyło, bo tego samego dnia później szukając czegoś o cheddarze w internecie znalazłam przepis na, w tym przypadku cheddarowo-czekoladowy, słodko-wytrawny filipiński wypiek (drożdżowy biszkopt): Bibingka - szkoda, że nie znałam tego i nie wygooglowałam już pisząc recenzję, pewnie by pasowało, haha.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 25,99 zł (za 50 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 531 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym

Skład: miazga kakaowa, cukier z palmy kokosowej, tłuszcz kakaowy

4 komentarze:

  1. Jak pachnie tarta? Inaczej niż np. kruche ciasto? (Nigdy nie jadłam). Gorycz, kwasek i lukrecja :( Dla mnie tylko karmel, śmietanka, może te posmaki a la orzechowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim odczuciu / wyobraźni tarty robi się na kruchym maślanym cieście. Napisałam o tarcie w połączeniu ze śmietaną, bo mi się od razu jakiś taki cały wypiek wyobraził. Tartę jadłam ze dwa razy w życiu wytrawną i ze dwa na słodko (i uznałam, że nie lubię tart).

      Usuń
  2. Jeszcze nigdy nie jadłam czekolady z kakao z Filipin. Ta wydaje mi się bardzo interesująca. Podoba mi się wspomniana przez Ciebie ananasowość. W tabliczkach wyczuwałam już różne owoce, ale chyba jeszcze nigdy nie zarejestrowałam ananasa a bardzo go lubię. To, że tabliczka nie została posłodzona zwykłym cukrem a cukrem kokosowym, też jest dla mnie bardzo zachęcające. Ja również odbieram słodycz cukru kokosowego jako orzeźwiającą i jakoś lżejszą niż słodycz tradycyjnego cukru, ale nie pasuje mi ona do wszystkich czekolad. Jednak wierzę, że w połączeniu z nutą tropikalnych owoców wypada wspaniale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ananas i mnie rzadko się trafia. Ja uwielbiam jego smak, ale niestety owoc do ogarnięcia jak dla mnie jest zbyt problematyczny i dosłownie tnie mi język, usta.
      Tutaj ten cukier pasował, ale ogólnie w czekoladach wolę trzcinowy.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.