poniedziałek, 12 października 2020

(Słodki Przystanek) Beskid Madagaskar Ambanja Superior BIO Dark Milk 50% ciemna mleczna z Madagaskaru

Zakochałam się w czekoladach tej marki i mogę to powtarzać na każdym kroku. Nie jest to w żadnym wypadku etnocentryzm konsumencki - owszem, cieszy mnie, że to polska marka, ale moja miłość rosła wraz ze zjadaniem coraz to kolejnych tabliczek. Zaczęłam od moich ulubionych, czyli od ciemnych, potem zaczęły pojawiać się nowości. W końcu jednak uznałam, że muszę poznać cały asortyment. Z mlecznych bowiem jadłam jedynie mleczną Beskid Venezuelę 50 %, która była ciekawa, bo wszystkiego w składzie było po równo, jednak dzisiaj prezentowana wydała mi się nieporównywalnie ciekawsza. Nie dość, że tutaj 50 % to sama miazga, a tłuszcz jest oprócz tego, to jeszcze... z Madagaskaru! A mimo że to jeden z moich ulubionych regionów, jadłam niewiele mlecznych z kakao stamtąd.

Beskid Madagaskar Ambanja Superior BIO Dark Milk 50 % to mleczna czekolada o zawartości 50 % kakao z Madagaskaru z regionu Ambanja (północna część).

Czekolada uraczyła mnie intensywną wonią orzechów i mleka. Były bardzo wyrównane i jakby stworzone dla siebie, przywodzące na myśl naturalne, wiejsko-sielskie klimaty, inne mleko, sianko. Nie brakowało im maślano-śmietankowej słodyczy toffi oraz słodyczy soczystych jagód. Wydźwięk tego wszystkiego wydał mi się nieco pudrowy. Jagód i jeżyn było w tym sporo, wchodziły trochę we wręcz słodko-gnilne, ziemiste tony. Tam ten doszukałam się kwasku: rześkiego i chyba cytrusowego. W trakcie jedzenia pomyślałam o cukrze pudrze, który łączył jagody z orzechami trochę jak właśnie pudrowo-słodkie jagody i orzechowy nugat.

W dotyku rudawa tabliczka wydawała się tłusta i lepka, jednak nie topiła się w tym momencie.
Przy łamaniu trzaskała, udając ciemną, ponieważ była bardzo twarda. Jej przekrój wyglądał na gęsty i proszkowy. Przy robieniu kęsa z kolei odebrałam ją jako krucho-suchawą i jednocześnie zwarto-tłustą.
W ustach rozpływała się łatwo, w średnim tempie. Zachowywała się trochę jak chłodne masło, które błyskawicznie się ociepla i rozpływa. Wysoka maślaność mieszała się z rzadkością, prawie wodnistością rzadszego budyniu zrobionego na mleku. Na szczęście zawarła w sobie znaczącą szorstkość, co uprzyjemniło odbiór. Mimo to, chwilami robiła aluzje do gładkiej śliskości.

W smaku przywitała mnie delikatna, szlachetna gorzkawość o orzechowym charakterze. Pojawiła się przy niej odrobina kawy i grejpfruta. Wszystko to wydało mi się odrobinę oblepione maślanym, słodziutkim toffi. Rozkręciło słodycz do bardzo wysokiego poziomu. Do głowy przyszły mi orzechy laskowe, nugat z nich i wyidealizowane Toffifee, jednak po chwili mleko zmieniło wszystko.

Po ustach rozlało się już w kolejnych sekundach. Cała droga mleczna! To mleko cudownie wyraziste, pełne, niemal śmietanka. Nabiał podkreślił maślaność do tego stopnia, że zaczęło dominować... Prawie. Oto przez większość degustacji czułam masło orzechowe. Laskowce zmieniły się w fistaszki, a mleczność i słodkawość przemodelowały je na to właśnie smarowidło. Czułam się, jakbym jadła gęste, gładkie (choć chwilami niedokładnie zmielone) masło fistaszkowe.

Zaraz to skojarzenie wykorzystały owoce. Poczułam, jakby dodano do niego przesłodzony dżem / galaretkę jagodową, trochę z nutą jeżyn. Przy pierwszym kęsie pomyślałam o jakimś jagodowym cukrze-pudrze, krążyłam wokół jakiś jagodowych kremów czy lodów, lecz to zdecydowanie owoce zmieszane z lekko, właśnie może pudrowo, słodkawym masłem orzechowym. Niepewnie zapisałam w notatkach jednak i jakieś odległe miodowe ciasto toffi z warstwą jagód albo lody jagodowe z sosem miodowo-toffi, co aż trochę drapało w gardle. Niepewnie przewijał się tam również kwasek.

Częściowo była to soczystość jagód, ale też coś porzeczkowo-cytrusowego... Coś lekko ziemistego? Długo nie mogłam tego złapać, acz w drugiej połowie ziemistość i mleko, zmieszane z masłem i masłem orzechowym, pozwoliły trochę wyłonić się "innemu tłustemu nabiałowi": kefirowi, maślance lub twarogowi? Na pewno delikatnemu, tłustemu i bez kwasku (a jedynie robiącemu aluzje do niego), a naturalnie słodkawo-tłustemu.

Maślanosć i pełnia mleka także bliżej końca odegrały istotną rolę. Słodycz toffi i miodu wciąż przy wszystkim się kręciła, choć także goryczce grejpftuta udało się coś ugrać. Orzechy pod koniec znów weszły w bardziej nuty "samych siebie", a więc po prostu ziemnych i laskowych, po chwili, po tej całej intensywności pobrzmiewając wręcz mdławym i słodkim nugatem.

W posmaku pozostały właśnie orzechy ziemne, laskowe, grejpfrut i... toffi-jagodowa, tu może już bardziej jeżynowa (bo cierpkawa) słodycz. A także echo delikatnego, słodkawego masła orzechowego, trochę nugatu też.

Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie mleczność tej czekolady - to, co zrobiła z poszczególnymi nutami. Wyrazistym orzechom nadała takie "imiona", że... w życiu ich tutaj się nie spodziewałam. Od orzechowo-miodowego toffi, przez ogrom masła orzechowego po orzechowy nugat. Wszystko to cały czas słodkie, z pudrowym motywem, a jednak szlachetne. Nie męczyło mimo maślaności. Kakao również czuć wyraźnie, mimo że nie zdecydowało się na mocniejsze ekscesy Madagaskaru. Poszło na jagody i się w nie obłowiło! Soczystość owszem, była - nawet cytrusowa, ale kwaśność raczej nie. Za dużo jednak tu słodyczy. Wolałabym mniej, choć nie mogę powiedzieć, by była zupełnie przesłodzona.
Podobnie mało to madagaskarskie jak Beskid Madagaskar Ambanja Superior BIO 80% ale jako inne smaki. Ciemna to karmel, orzechy, twaróg, kawa i dym, raczej wiśnio-śliwka i cytrusy. Pewne podobieństwa były, ale ani regionu ogółem, ani powiązania z tamtą w ciemno bym nie odgadła.
Przez to, że jadłam ją niedługo po publikacji Roshen Blueberry Nougat pomyślałam, że ta mogłaby być wariacją idealną na ten smak.
Nie podobała mi się struktura tej, ogólnie za dużo maślaności, pewne mdławe nuty, ale skojarzenie z masłem orzechowym było tak jednoznaczne, a mleczność tak wyrazista, że nie mogę wystawić niższej oceny.
To, ile w niej czułam rzeczy uwielbianych przez Mamę, a ile nie czułam tych moich (porządnej gorzkości, kwasu Madagaskaru itp.), sprawiło, że jej trochę dałam. Byłam w szoku, bo usłyszałam, że... nie potrafi tego wszystkiego, a właściwie nic z tego wyczuć i nazwać, a: "tylko tyle, że rzeczywiście czuć, że jest bardzo dobra i droga, na szczęście nie taka gorzka, kwaśność też jakaś dobra, owocowa... ale na pewno nie taka słodka, jak mówisz. Właśnie trochę wyprana z tych słodkości". Stwierdziła, że dobra, ale nie zachwyciła jej.


ocena: 8/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 17,90 zł (za 60 g; ja dostałam)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakao, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, nierafinowany cukier trzcinowy

2 komentarze:

  1. Wystarczyło mi przeczytanie opisu aromatu, żeby poczuć się jak odszczepieniec. Orzechy, jagody, cytrusy... Ja wyczułam - uwaga, przygotuj się! - mleczną czekoladę. Porzeczki, ziemistość, toffi, jeżyny, grejpfruty... No ok, teraz już wiem na pewno - moja tabliczka zgubiła to w firmie kurierskiej. Paczka była za duża i żeby zmieścić ją w paczkomacie, odcięli poniuchy i posmaki. Uff, bo już myślałam, że to mój niedowład zmysłowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwisz im się? Tyyyle różności, to zjedli.
      Ale naprawdę nie czułaś z nut nic a nic? W sumie jak i tak Ci smakowała, to... dobrze.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.