Latami omijałam słodycze marki własnej Lidla, Fin Carre. Mama kupowała i ciągle słyszałam, że nawet dla niej są za słodkie, więc wiedziałam, że ja nie mam czego wśród nich szukać. Moja niechęć wzrosła, gdy wycofano czekolady Bellarom a wprowadzono podobne, ale tylko z orzechami (te mnie nie kręciły) - właśnie Fin Carre. W akcie protestu i bojkotu nie kupowałam. Jakiś czas temu Mama powiedziała, że z chęcią przetestowałaby parę dużych Milek (bo jadła lata temu i nie pamięta), ponieważ smaki dużych wydają jej się ciekawsze. Na Milki jednak ja ochoty nie miałam, lecz gdy w Lidlu pojawiły się analogiczne smaki, jednemu postanowiłam dać szansę. Mama uległa mi co do wyboru smaku, choć sama optowała za Toffee Wholenut. Ja zaś za bardzo lubię herbatniki czarne jak szatan i za bardzo tęsknię za Bellarom Neo (ale oczywiście o wiele bliżej jej do Milki Oreo 300g), by tej nie spróbować.
Fin Carre KingSize Neo to mleczna czekolada o zawartości 30 % kakao nadziewana mlecznym kremem (45%) i ciasteczkiem kakaowym Neo (13,5%); marki własnej Lidla.
W ustach czekolada rozpływała się dość szybko, kremowo, acz jedynie gęstawo i z lekko proszkowym efektem. Okazała się średnio tłusta.
Biały krem wyciskał się spod niej i niezbyt pasował, bo przypomniał ciepłą plastelinę. Odebrałam go jako mięciutko-margarynowy. Plastyczny, mazisty, a jednak pozostawiony sam sobie - dość zwarty. Wysoka tłustość szybko zatłuszczała usta, a jednak i dużo proszkowości się w nim znalazło.
Ciastko z kolei odznaczało się konkretnością, chrupało przy robieniu kęsa, a potem rozchodziło się na pyłkową, ciasteczkową masę. Było integralne z resztą zarówno, gdy zajęłam się nim szybciej lub - to zdecydowanie lepsze - kiedy rozpływało się, pozostawione samo sobie. Było odpowiednio natłuszczone, ale nie tłuste. Nasiąkało i przeistaczało się w trochę zalepiającą masę, jak ciastko zanurzone w mleku.
Po chwili zrobiło się bardziej tłuszczowo, a słodycz wzrosła. Przypominała lukier i cukier puder. Krem wydał mi się margarynowy, a więc tłuszczowo-nijaki, a dopiero potem śmietankowo-mleczny. Gdy rozszedł się z obu stron, także w smaku skojarzył mi się z lodami śmietankowymi z proszku - takimi... "dawnymi", ale nie najwyższej jakości. Zacukrzone były do bólu, że wyszły w tym nijako. Spróbowany osobno ujawnił kiepski, dziwnie kwaskawo-sztuczny posmak - jakiś aromat czy coś? W całości też pobrzmiewał, ale przez większość czasu udawało mu się ukryć.
Spróbowane osobno prezentowało smakowitą gorzkość kakaowo-przypalonych ciastek. Też było słodkie, ale nie przeraźliwie.
Mieszając się z mlekiem i zacukrzoną czekoladą nikło.
Już w połowie kęsa w gardle i ustach cukrowość aż paliła, a skojarzenie z lukrem wsunęło się na pierwszy plan.
Bliżej końca i na koniec jednak ciastko rozpływało się, trochę je pociamkałam i wtedy było już wyrazistsze. Zaserwowało smak mocno wypieczonego, kakaowego ciastka, pewną sodowość i już nie było tak tragicznie.
Już po wstępnym gryzie nie miałam ochoty robić kolejnego, ale pod bloga zjadłam dwie kostki... Nic mi nie grało i w dodatku denerwowało dziwne rozmieszczenie ciastek. Biorąc pod uwagę, jak to wyszło, zgarnęłam te, w których ciastka było więcej (nie zaś kostki brzegowe, gdzie dominował krem), a i tak czułam tych ciastek niedosyt. Nie chcę więc nawet myśleć o zjedzeniu całości - to byłaby tortura. Cukrem i tłuszczem to naprawdę już dwiema kostkami wykańcza. I serio... mogę znieść i słodycz, i miękkość, ale gdy do pary z nimi idzie fajny smak (przykład? J.D. Gross Mouse au Lait Coconut Macaroon).
Zupełnie mi ta czekolada nie smakowała, acz zupełnie obiektywnie... wydaje się być najzwyklejszą tabliczką z niższej-średniej półki. Osobiście bardzo żałuję, że tak zagłuszone zostało ciastko - naprawdę było dobre. Krem jednak to miękko-tłusta porażka o smaku cukrowo-lukrowym. Czekolada z kolei to definicja mlecznych no-name'ów.
Milkę Oreo 300 g uważam za o tyle lepszą, że wali cukrem i swoim specyficznym posmakiem (który potrafi nawet być uroczy), a nie cukrem i sztucznym niesmakiem. Milka ma zdecydowanie o wiele lepsze proporcje - więcej kakaowego herbatnika kosztem zacukrzającego białego kremu.
Większość poszła do Mamy, ale i jej nie smakowała: "Im więcej jadłam, tym mniej mi pasowała. Ani dać temu się rozpuszczać, bo ciastko za twarde i konkretne, ani gryźć bo krem i czekolada za miękkie, niespójne to, a krem nieciekawy".
ocena: 4/10
kupiłam: Lidl
cena: 6,99 zł (za 300g)
kaloryczność: 551 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, tłuszcz palmowy, tłuszcz kakaowy, mąka pszenna, słodka serwatka w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, bezwodny tłuszcz mleczny, śmietanka w proszku, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, lecytyna sojowa, substancje spulchniające: węglany sodu, węglany amonu; miazga z orzechów laskowych, naturalny aromat, syrop glukozowo-fruktozowy, laktoza, ekstrakt z laski wanilii