wtorek, 11 maja 2021

piwo Manufaktura Piwna Piwo na miodzie z maliną [18 LAT+]

Ze słodyczami i czekoladami dawno już udało mi się osiągnąć stan komfortu, w którym to ilość posiadanych słodyczy innych niż czekolady nie przekracza 2 (lodów nie liczę, bo "zamrażarkowe" produkty u mnie rządzą się swoimi prawami), a i z czekolad mam tylko kilka mniej moich, a większość to ciemne - potencjalnie takie, które są smaczne lub bardzo smaczne. W kwestii alkoholu - kupuję, co lubię, już nie w głowie mi opcje "kompromisowe" pode mnie i Mamę. Za dużo zachodu, za mało przyjemności. Co więc robi dzisiaj opisywany produkt tutaj? Otóż kupiłyśmy sobie po jednym, ale... to Mamie okazało się za ciężkie i postanowiłam spróbować na groźbę, że wyleje do zlewu. A tak... zawsze mogłam sobie wyrobić opinię o piwach na miodzie na przykładzie dwóch, nie jednego.

I niestety, niektórzy tylko tą opowiastką muszą się zadowolić, a ja zmuszona jestem wyprosić osoby niepełnoletnie, poniżej lat 18, bo jest to wpis przeznaczony wyłącznie dla osób dorosłych (+18). 

Manufaktura Piwna Piwo na miodzie z maliną to malinowo-miodowy lager browaru Jabłonowo, zawierające 4,7% alkoholu.

Jako że Mama jak już ma coś pić, to tylko schłodzone, miałam okazję spróbować tego piwa i schłodzonego, i teoretycznie schłodzonego (trzymanego w lodówce, ale wyjętego poza lodówkę na... dość długo przed wypiciem) oraz już ocieplonego (do temp. około pokojowej). Według mnie najlepsza opcja to "teoretycznie schłodzone", acz to jeden z nielicznych przypadków, w których wolałam schłodzone mocniej od ocieplonego (ta opcja była nie do wypicia w ogóle).

Piwo przelane do szklanki leciutko buzowało, pianka prawie się nie pojawiła, choć jej resztki pozostawały na szklance... trochę. Wydawało się rzadkie, a jednocześnie mętne; przy piciu także klejące. Kolor starych malin też do mnie nie przemawiał.

Wąchając, czy to z butelki, czy pchając nos do szklanki czułam dosłownie słodziuteńko miodzikowy zapach jasnego miodu wielokwiatowego i miodu malinowego, a więc w moim odczuciu drapiąco słodkiego i dziecięcego, gdy o klimat chodzi. Jak na piwo, było zdecydowanie za słodko i ulepkowato. Brakowało mi w tym... piwa.

Smak z kolei to... "lagerek" słodziutki i delikatny. Uderzyło wysoką słodyczą, błyskawicznie spływającą do gardła jako motyw "dziecięco-miodzikowy", czym szybko tam zadrapał.

W ustach z kolei rozszedł się smak delikatnie piwny, podkręcony kwaskiem, a jednocześnie niekwaśny. Piwo wydało mi się nieśmiałe i wyprane z jakiejkolwiek goryczki czy kwaśności słodu. Bardzo przeciętne i przyćmione irytującą słodyczą. Alkoholowość prawie zupełnie się ukryła, a ten lichy, tani smak gryzł się z nachalną nutą miodu.

Pozostawiło cukierkowo-ulepkowaty posmak malin w cukierkowym wydaniu. W gardle drapało od miodu, a piwo... piwo pobrzmiewało echem nudnym i tandetnym.
Całość wyszła ulepkowato, a jednocześnie wcale nie jak jakiś rześki soczek, bez szlachetności miodu. Sztucznie i tanio - to najlepiej je określa. Jednocześnie jako lager samo w sobie... po prostu było. Twór, który niby można w siebie wlać, ale... można i wylać do zlewu.
Zupełnie nie moja bajka, bo ani to piwo (ja poproszę stouta lub portera!), ani "piwny soczek" (bo jak ktoś chce soczek, to jakikolwiek Redd's lepszy). Kolejna opcja pseudo kompromisowa, która nie zadowoli nikogo (zlewu nie pytałam, czy mu smakowało).


 ocena: 4/10
kupiłam: Mama kupiła w Kauflandzie
cena: 4,49 zł (Mama płaciła; za 500 ml)
czy kupię znów: nie

Skład: woda, słód jęczmienny, słód pszeniczny, miód wielokwiatowy 3,4%, zagęszczony sok owocowy 1,4%, chmiel, regulator kwasowości: kwas cytrynowy; aromaty

2 komentarze:

  1. Cud, miód i malina <3 Szkoda, że baza to piwo, nie wódka, inaczej leciałabym jak dzik w szyszki. Ej... piwo też wyciągasz? Wino? Jest w ogóle cokolwiek, co jesz/pijesz od razu po wyciągnięciu z lodówki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piwo też, ale nie piję go dokładnie w temp. pokojowej, a takie na granicy pokojowej a "ono w ogóle było w lodówce?", haha. Wina to nawet nie trzymam w lodówce, więc nie muszę go wyciągać. Nie, nie ma niczego, co jem / piję od razu po wyciągnięciu. Latem wstawiam butelkę wody do lodówki, a potem 1/3 z takiej przelewam do butelki, w której jest już 2/3 takie zwykło-ciepławej. W efekcie jest leciuteńko chłodna.
      Ciekawostka: jak raz czy drugi miałam czekoladę z opisem "najlepiej smakuje schłodzona w lodówce" to np. wkładałam kostkę na godzinę do lodówki, a potem wyjmowałam na jakieś pół godziny, by doszła do siebie, a właśnie by chłodnej nie jeść. "Logika".

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.