Pump Street Liberty London Ecuador - Tesoro Escondido 77 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 77 % kakao z Ekwadoru z rezerwatu Tesoro Escondido; produkowana przez Pump Street Chocolate dla sklepu Liberty London.
W ustach długo tę masywną zbitość zachowywała. Nie wydawała się jednak twarda po prostu, a kremowo-twarda jak twardy (bo chłodny?), maślany krem. Brakowało mi w niej gęstej... kremowości po prostu. Czekolada była bowiem bardziej "płynąca" niż "rozpływająca się". Okazała się idealnie gładka, niemal śliska, upuszczała jakby tłusto-śmietankowe smugi (jak napoje mleczne?), a na koniec trochę ściągała jak jogurt.
Już robiąc pierwszego kęsa, poczułam mleczny motyw. Pomknął w delikatnym kierunku, w jakąś boczną, mało ważną alejkę smaku.
Na przodzie eksplodowała słodycz i soczystość. Były jakby obok siebie: soczystość należała do kwaśnych czerwonych owoców, niosących rześkość i spływających do mokrej, czarnej ziemi oraz słodycz (a nie "słodycz owoców").
Soczyste owoce, dokładniej kolejno czerwone porzeczki i ogólnie jakieś czerwone rozkręciły kwaśność. Wciąż jednak było słodko, acz jakby obok; mimo niesłodkich nut, trąciła o przesłodzenie. Plątała się wśród tego goryczka. Pomyślałam o niemal wytrawnej dzikiej róży.
Ni stąd, ni zowąd pojawiły się cytrusy pod przywództwem cytryn. Zderzyły się i zmieszały z czerwonymi, obfitując jako grejpfruty i skórki cytrusowe. A słodycz pilnowała, by nie było zbyt kwaśno.
Okazało się, że usilnie próbowała ukryć znacznie więcej: także orzechy. Z czasem wyłaniały się i przejmowały gorzkawość. Ta łagodniała. Wydały mi się surowe, młode i świeże; niektóre ze skórkami; za to wszystkie pierwszej świeżości. Może też tłusto-delikatne surowe migdały? Migdały... nawet bez skórek...?
Robiło się coraz łagodniej, a do migdałów i orzechów dołączyła nuta nabiału. Tym razem była śmietankowa, delikatna, lecz wciąż z kwaskiem. Tego pilnowały czerwone owoce i cytrusy. Jakby tak je ktoś rozcisnął, przerobił na miazgę... Czy takie wmieszano w ziemię? Dodano do nabiału? Jakiego? Chyba czułam kefir. Jego kwasek harmonijnie się z nimi splatał, a i do ziemi pasował.
Końcówka należała do mocniejszego cynamonu, ale też do mlecznej śmietankowości, kefiru i cytrusów. Pomyślałam o bułeczkach cynamonowych, ale jakiś "innych", bo i z kefirem, i w towarzystwie owoców. Cierpkości przemieszały się, zwłaszcza ta cynamonowa i owocowa. Czyżby masę owocową zasypano cynamonem?
Po zjedzeniu został posmak cynamonowo-ziemisty i równie mocno owocowy. To owoce czerwone i cierpkie, ale wygładzone mlecznością. O dziwo na koniec poczucie przesłodzenia znikało zupełnie na ich rzecz.
Mimo tłustości na ustach, czułam też lekkie "podsuszenie", ściągnięcie.
Całość wyszła smacznie, bo mnóstwo dominującej ziemi i mleczno-kefirowe nuty jak najbardziej wpisały się w mój gust, a z takich zasładzających wypieków cinnamon roll jako nuta też mi się podoba. Orzechowość czy nawet "nuta piekarni" też nie byłyby złe, gdyby nie to, że nuta piekarni i cukru, palonego cukru, lukru była aż tak... istotna. Za dużo - zwłaszcza przy tej zawartości - tu takich słodzideł. Do klimatu i wydźwięku też średnio mi owoce pasowały. Pasowałyby świetnie, gdyby mniej było "cukierni". Nie moja bajka, bo zbyt... "przygłuszona". Tak samo zdecydowanie za dużo takie ewidentnej tłustości mi tu było. Łagodna śmietanka na smak jeszcze ok, ale te jakby opływanie śmietanką maślanej grudki?
Potencjał spory - ziarno mieli świetne, ale czuć że wykonanie nie takie, jakiego bym oczekiwała. Za słodko-tłusta. A jednocześnie intrygująca w tym - czyżby to nuta zakładu, w którym produkcja się odbywała? Czyżby konsystencja wynikała z tego, że przyzwyczaili się robić czekolady do wypieków, więc może bardziej polewy / kuwertury? Wiem, że wygląda, że strasznie dużo się czepiam, ale gdyby lekko poprawić pewne sprawy, mogłaby być obłędna - a coś takiego jeszcze bardziej boli.
ocena: 8/10
kupiłam: Liberty London
cena: 42 zł / 70 g
kaloryczność: 516 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Opakowanie piękne, ale aż tutaj czuję poniuch raka. No trudno, co zrobić! Cinnamon roll chciałabym kiedyś zjeść w oryginalnej postaci. Może nawet wytarzam sobie go lekko w ziemi z doniczki, kto mi zabroni? Zabawna sprawa, bo zaledwie przed chwilą pisałyśmy o słodyczach z oceną 5 chi czy 8/10, do których nie chcemy wracać.
OdpowiedzUsuńtak na marginesie, nie wiem, czy słyszałaś o poglądzie o tym, że obecne życie społeczne, konsumpcjonizm opierają się na spektaklu, dedyferencjacji rzeczy i miejsc oraz symulowaniu relacji, czyli np. urządzanie galerii handlowej tak, by przypominała osiedle na plaży. Liberty London świetnie się w to wpisuje (wygooglałam, jak to wygląda), nie sądzisz? Swoją drogą, też raka czuję, choć już wolę pieczone skorupiaki niż cukiernię.
UsuńŁe, ja po spróbowaniu cinnamon roll uznałam, że nie są w oryginale tak fajne jak wyobrażenia, jakie można o nich snuć.
Wytarzasz? Niee, poproś, by do cynamonowego zawijasa dodali Ci ziemi.
Dokładnie!