Po pierwszym spotkaniu z marką Pump Street Bakery, która jest głównie piekarnią-cukiernią, a dopiero potem czekoladziarnią, zastanawiałam się, czy podobną nutę cukierni będę czuła także w innych ich tabliczkach. Liczyłam, że wyższa zawartość kakao będzie mi bardziej smakować, ale też zachodziłam w głowę, czy pod swoje logo przypadkiem nie starają się bardziej?
Pump Street Bakery Chocolate Ecuador 85 % - Hacienda Limon to ciemna czekolada o zawartości 85 % kakao Heirloom Cacao Preservation z Ekwadoru z prowincji Los Rios z plantacji Limon należącej do Samuela von Rutte'a.
Gdy tylko otworzyłam opakowanie poczułam silny, ale spokojny zapach ziemi, skórki cytrynowej mieszającej się z innymi cytrusami oraz drożdżowych ciast / wypieków. Niekoniecznie na słodko, ale do głowy przyszła mi wykwintna piekarnia, pełna drożdżowych ciast kakaowo-orzechowych. Orzechy zwłaszcza w trakcie jedzenia mocno się rozniosły, reprezentując sztuki gorzkawe, sucho-wypieczone, charakterne. Było w tym coś aż gorzko-dymnego.
Jednocześnie goryczkowy kwasek cytryny narzucał tej części zapachu lekkość. Przy cytrusach czułam podfermentowany, podkwaszony wątek, który z czasem przywiódł na myśl przeciery i musy owocowe, podkreślone różami i rabarbarem. Czy to musy cytrynowe z nimi, czy coś dżemowego... Słodycz była przyjemnie niska. Wąchając przy jedzeniu powiedziałabym, że nawet znikoma, bo aż wytrawnie podchodziła pod... młode gałązki z korą "obraną" nożem, siłą i jakieś zielone warzywa: fasolkę szparagową? szparagi?
W ustach rozpływała się trochę od niechcenia, ale bez większych problemów. Była idealnie gładka, wręcz woskowa. Kawałek szybko robił się miękki, ale zachowywał zbitą formę przez pewien czas. Następnie opływał "sobą" (?), zmieniał się w gęsto-tłustą, wciąż zbitą masę i znikał wodniście.
Czekolada nie wydała mi się ogółem ciężko-tłusta, ale właśnie bardziej... dziwnie woskowa.
Na początku smak zaskoczył mnie swoją łagodnością. Poczułam słodkawość i jakby nic poza tym, choć w kolejnych sekundach zrobiła się bardziej lukrowo-chłodna, wciąż delikatna. To jakby... jedynie przyozdobić coś lukrem.
"Coś" pojawiło się jednak z opóźnieniem. Leniwa baza naniosła na słodycz drożdżowy smak ciasto-placków, wypieków. Pomyślałam o cukierni-piekarni, jednak smak wcale nie był mocno słodki. Trochę maślany, wydał mi się pieczono-ciastowy, chlebowy, a po chwili coraz bardziej ciastowo-przypalony. Znów na słodko, ale i nie tylko. Pomyślałam o drożdżach samych w sobie, które odbieram jako... "maślano-podbuzowany dym"? (To zabawne, bo smak drożdży dobrze poznałam dopiero niedawno i miałabym problem ze znalezieniem innej nazwy tej nucie.)
Mocne palenie zasłoniło mi jednak ich nutę dymem. Podobnie jak lukier, nie był intensywny, a dziwnie chłodno-zgaszony. Trochę się wymieszały, a ja pomyślałam o chłodzącej, słodko-pikantnawej lukrecji, może cynamonie (w przesadzonej ilości, a więc gorzkim). Gorzkość zaczęła rosnąć, po czym przejęła prym. Wniknęła w gęstą, czarną ziemię, gdzie czekała odrobina kawy. Doszukałam się w niej grzybowej nuty kremów kakaowych oraz... grzybowo-szparagowej (szparagów, fasolki). Jakby przypalono wypiek z nimi? A może to bardziej młode, zielone gałązki z zapachu? Tam też znalazły się klarowniejsze sucho-gorzkie orzechy, orzechy palono-pieczone.
W drugiej połowie rozpływania się kęsa za dymem mignął mi kwasek musów / przecierów owocowych. Niepewnie wyłoniły się dżemy owocowe. Ktoś wyciskał cytrusy, które zaraz mieszały się z ziemią. Cytryna, całkiem sporo jej skórki, ale też... rabarbarowo-czerwone nuty. Może jeszcze róże? Doprawione było to lukrecją i lekko osłodzone.
Pomyślałam o poprzypalanym cieście orzechowym, z orzechami... koloru ciemnego, a więc niewątpliwie kakaowego. Po owocach wróciły myśli o wypiekach i piekarni. Wypiekach orzechowych i ostro przyprawionych? Odciągnęły uwagę od ziemi, same w najlepsze rozpychały się. Trwała przy nich delikatna słodycz.
Im bliżej końca, tym bardziej robiło się orzechowo-ciastowo, maślano. Niby słodko, a z aluzją do wytrawnego wypieku z przypalonymi zielonymi warzywami i ostrością. Sugestia drożdżowego ciasta orzechowo-kakaowego podkreślana była gorzkością odrobiny dymu. Towarzyszyła jednak temu pewna kontrastowa łagodność... piekarni i deserów śmietankowych? A także kwaskawa cierpkość... kakao i nabiału?
Po zjedzeniu został posmak kwaskawo-cierpki, taninowy, a obok gorzkość dymu z kwaskawo-ostrzejszymi motywami. Musy kwaskawo owocowe (głównie cytrusowe) i przyprawienie lukrecją nie miały impetu z racji... ogólnie mimo wszystko łagodnego klimatu i słodyczy.
Całość uważam za smaczną, ale z naleciałościami (słodkiej nicości i zielonych warzyw), bez których bym się obeszła. Wszystkie inne świetnie bowiem do siebie pasowały. Klimat był bardzo konsekwentny i harmonijny. To jakby dobra piekarnia, w której... różne rzeczy pieką. Struktura za to mi nie odpowiadała. Masywna miękkość mogłaby być jak najbardziej przyjemna, gdyby łączyła się z kremowością, a nie wodnistością.
Splot dymu i lukru, a także ciastowo-orzechowy, drożdżowy smak zmieszany z odrobiną owoców (cytrusy, trochę czerwonych?) został przyprawiony lukrecją i różami, ale nie do siekierowego poziomu. Wszystko było osadzone w subtelnych realiach, więc mi brakowało po prostu takiego uderzenia. Za to poleciał drugi punk (pierwszy to struktura).
Pewne kwestie wiązały ją z Pump Street Liberty London Ecuador - Tesoro Escondido 77 %. Podlinkowana była jak cukiernia, ta zaś jak piekarnia, ale pojawił się podobny wydźwięk słodyczy lukru, pewna pikanteria i ziemia-dym z kwaskiem; także "orzechy z wypieku" były bardzo podobne. Podlinkowana była jednak słodsza i mniej owocowa, bardziej migdałowo-bułeczkowa. Dzisiaj opisywana to wypiek z wytrawnymi nutami i kwaśnymi owocami. Śmieszna sprawa z nutą róż: w dzisiaj prezentowanej były jak z dżemów (na słodko), a w 77% to wytrawna dzika róża - skupiająca w zasadzie większość wytrawności tabliczki.
ocena: 8/10
kupiłam: Liberty London
cena: 42 zł (za 70g)
kaloryczność: 496 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Tutaj dla siebie znalazłam: róże i rabarbar (w formie dodatku do domowej drożdżówki), ciastowość, odrobina kawy, cynamon (po odsianiu nadmiaru), orzechowość, kakaowość. Całokształt raczej na 'nie'.
OdpowiedzUsuńA dobra, ale niedomowa drożdżówka w Twoim odczuciu jest zła?
Usuń(Pomijam, że nie wiem, czy w moim świecie realnie jakakolwiek mogłaby być dobra, haha).
Nie odpowiem. Myślałam, że lubię pączki, a powroty po latach pokazują, że zachwytu brak.
UsuńTo jest ten problem, w którym tak naprawdę nie wiem, czy bym z taką ogromną ochotą zjadła sękacza babci, gdybym miała okazję. Bałabym się, że to już po prostu nie moja bajka i tylko się rozczaruję (acz ciekawość pewnie by wygrała, a ja bym narzekała).
UsuńSzparagi, kwaśność, dym brzmią strasznie. 😨 Spodziewałam się niższej oceny, a tu jeszcze przy tej cenie 8?!
OdpowiedzUsuńDrożdże i róże w czekoladzie gorzkiej? Takiej czystej? Ja nie wiem, jak ty to robisz, że czujesz to wszystko. 🤔 Dla mnie to abstrakcja pewnie czułabym tylko gorycz.
Czekolady tej jakości nie są "po prostu goryczowate". Wiele w nich czuć, tylko że... trzeba lubić ciemną czekoladę i tyle.
Usuń