Z kaw zawsze wolałam espresso od cappuccino (tego nie lubiłam nigdy), ale tym, co najbardziej lubię pić od zawsze (późne gimnazjum?) jest czarna kawa z dużego kubka. Robię sobie dość mocną rozpuszczalną. Co do kawowych smaków nastąpiła jednak u mnie zmiana przy słodyczach. Kiedyś je lubiłam, obecnie mnie nie kręcą, nudzą. W przypadku kawowych czekolada kawa prawie zawsze za bardzo odciąga mi uwagę od kakao, a w mlecznych gryzie się z mlekiem. Od Beskidu dostałam jednak także ich wizję czekolady espresso, stąd ona w ogóle u mnie. Nie ukrywam, że wiązałam z nią większe nadzieje niż z Cappuccino, acz wciąż nie spodziewałam się wielkich zachwytów.
Beskid Bean-to-Bar Chocolate Coffee Time Espresso Peru Satipo Bio Peru SHG 75 % Cacao 12 % Coffee to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Peru z regionu Satipo z kawą SHG z tegoż samego regionu.
Konszowana i rafinowana min. 48 godzin.
Gdy tylko rozchyliłam papierek, uderzył mnie intensywny zapach mocnej kawy o ziemistym charakterze. Palonych ziaren, ale także zaparzonej espresso. Plątała się w niej nuta kokosa, może lekko orzechowa, więc... orzecha kokosowego? W ziemię wplotła go ziemiście-palona nuta kakao i specyficznie chłodna karmelowa słodycz. W ciemno powiedziałabym, że tabliczkę posłodzono cukrem kokosowym, bo to jakby w pełni jego zapach. Niepewnie grunt-ziemię badała także rześka nuta cytrusów. Nadało to tabliczce surowego wydźwięku i kojarzyło się trochę z czekoladami SuroVital (np. klasyczną).
Ciemna i bardzo twarda tabliczka w dotyku wydawała się sucha. Przy łamaniu wydawała trzaski suchego lasu: konarów, grubych gałęzi.
W ustach rozpływała się bardzo powoli i z umiarkowaną ochotą, zachowując kamienność, którą w pełni eksponowała przy robieniu kęsa (aż zęby bolały). Była bardzo zwarta, tłustawa, ale nie tłusta. Konkretna... ale bardziej w kamienno-skalistym kontekście. Nawet ja (zawsze kawałek czekolady leży u mnie na języku i po prostu pozwalam mu się rozpływać, z rzadka obrócę czy coś) musiałam nad nią pracować: a to obracałam, a to podsysałam. Pozostawiała po sobie smugi, eksponując chwilami wręcz ziarnistą proszkowość-pylistość (wynikającą z dodatku kawy; trafiłam też na góra pięć jej drobinek). Znikała przypominając espresso: tak "kawowo-esencjonalne", że aż gęste (ale to wciąż efekt napoju na wodzie niestety).
W smaku już robiąc kęsa poczułam gorzkawość, mieszającą się ze słodyczą. Wydźwięk był zdecydowanie palony, wręcz odymiony.
Słodycz szybko zaznaczyła, że nie ma zamiaru za bardzo się mieszać. Zrobiła się chłodna, a jako że zdecydowanie karmelowo-palona, jednoznacznie skojarzyła mi się z cukrem kokosowym. Niemal rześkim, charakternym i wprowadzającym kolejne nuty. Za jego sprawą pojawiła się odrobinka kwasku, ale też lukrecjowo-ostrzejszy wątek.
Za tym uchwyciłam drobną cierpkość. Palony klimat podkreślił kawę i kakao - dokładnie w tej kolejności. Poczułam się, jakbym właśnie zrobiła łyk mocnej, ziarnistej kawy. Gorzkiej o nutach czekolady i... ziemi? Lekka cierpkość i paloność - nawet dym - znalazły w niej upust. Nuty te miały idealne proporcje między suchością palenia, a rześkością i soczystością. Przybrały niemal surowy charakter: surowego kakao (i czekolad SuroVital), ale też... dziki, nieokiełznany. W wilgotnych złożach ziemi zaczęły pojawiać się owoce, a kwaśność rosnąć. Twarde cytryny o grubych skórach puszczały sok, gubiący się w "kawowym dymie".
Cierpkość i goryczka lekko mignęły, po czym mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wygładziły się - kiedy słodycz zaczęła zapraszać do kawy coraz to kolejne nuty. Najpierw był to kokos trochę wymieszany z orzechami i... jako orzech kokosowy? Taki palony kokos i... wiórki? Kwasek przystał na zaproszenie. Dosłownie czułam memłane wiórki, upuszczające kwasek. Nie był jednak zbyt wysoki, a słodycz, mimo że wydawała się bardzo istotna, trzymała się swojego "zgaszenia". Karmel zgrał się z kawą i wplótł do niej kwasek cytrusów. To nie kawa była kwaśna. Cytrynowa nuta zdawała się harmonizować ze słodyczą.
Z czasem słodycz zrobiła się bardziej maślana, ale kontrastowo ziemistość, surowość i oczywiście kawa nie odpuszczały. Jakbym zrobiła kolejny łyk - kolejna fala gorzkiej kawy, kryjącej owocowe nuty... owoców czerwonych? Wyłapałam wiśnie i wręcz wino. Także ich lekką cierpkość podkreśloną kakao. Następnie razem wsiąkły w ziemię. Wraz z nimi wemknęła się ostrość, by razem ze słodyczą przełożyła się na myśl o lukrecji. Czyżby "pitą kawę" doprawiono właśnie nią?
W posmaku pozostała głównie mocna, palono-gorzka kawa i ziemista soczystość, podsycona chłodną ostrością. Duet owoców cytrusowych i czerwonych wprowadził odrobinkę kwasku rześkiego i... poniekąd słodkiego. Karmelowy motyw nie uładził kawy, za to wplótł w nią rześkość i ostrość.
Czułam się, jakbym wypiła lekko karmelowe, ziemiste espresso i... pozostała z "wysuszeniem po kawie".
Całość była bardzo smaczna i wyważona. Kawa niemal dominowała, ale to czekolada nadawała jej bieg, charakter. Układała kawowy bukiet. Słodycz wydała mi się bardzo znacząca, bo zgrała gorzkość z owocami; nuty kawy i czekolady. Nie była za wysoka, ale... powiedziałabym, że dodano więcej cukru, niż wynika ze składu. A jednocześnie... zaskoczyła mnie, jak podobna - mimo mocnej kawowości - była do Peru Satipo 100 %, ale oczywiście o wiele, wiele słodsza i z kawą jako nutą przewodnią. To jednak jej gorzkość dymu i ziemi, zmieszana z kwaśnością cytrusów i wiśni (wprawdzie o wiele więcej w 100 % owocowej kwaśności, ziół, orzechów, ale... ale i kawa była wyraźna! tylko że naturalnie płynąca z czekolady).
Co prawda o wiele mniej w niej słodko-egzotycznych owoców Peru 70 %, ale to zrozumiałe.
Jak na tabliczkę espresso, ziarno dobrali więc doskonałe. Tamta jednak sama w sobie była tak kawowa, że... no właśnie bardzo podobna! Ale oczywiście tutaj nie dałoby mi się wmówić, że kawa płynie naturalnie z czekolady. Konsystencja dzisiaj opisywanej to coś pomiędzy wspomnianymi + suchość-opór kawowy.
Trudno wyobrazić sobie lepszą tabliczkę espresso i choć osobiście wolałabym nieco inną konsystencję i jednak niższą słodycz, to i tak zdziwiłam się, że obecnie kawowa czekolada tak mi smakowała. Może dlatego że wciąż była należycie czekoladowa?
ocena: 9/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 18,90 zł (za 50 g; ja dostałam)
kaloryczność: 533 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy nierafinowany, kawa Peru SHG
Poza potencjalnie irytującą konsystencją nie widzę tu niczego, co mogłoby mnie zrazić. Całkiem moja tabliczka. Co do kwaśności, akurat parę dni temu pisałyśmy o siurze z ekspresu :D Ach, i jeszcze do wstępu - lubiłam i lubię cappuccino. Chamskie z proszku bardziej niż rasowe z kawiarni.
OdpowiedzUsuńTak, haha.
UsuńTyle żyłam w błędzie... byłam pewna, że lubisz cappuccino jako smak słodyczy etc., a kawy z mlekiem nie. Pisałaś nie raz, że nie lubisz słodkiej kawy. :>
Co wam jest dziewczyny dziś?! Nasza Olga z kwaśnymi lodami PB 🥜, druga z podwójnie gorzką czekoladą wy mnie chyba chcecie odstraszyć 🙅♀️ A ja się cappuccinowej bałam. ☕🥛😅
OdpowiedzUsuńNie, no co Ty. :)
UsuńWydaje mi się że idealnie współgrałaby z kubasem czarnej świeżo mielonej kawy :)
OdpowiedzUsuńNa pewno nie dla mnie.
Usuń