poniedziałek, 24 maja 2021

(Słodki Przystanek) Beskid Coffee Time Espresso Peru Satipo Bio 75% ciemna kawowa

Z kaw zawsze wolałam espresso od cappuccino (tego nie lubiłam nigdy), ale tym, co najbardziej lubię pić od zawsze (późne gimnazjum?) jest czarna kawa z dużego kubka. Robię sobie dość mocną rozpuszczalną. Co do kawowych smaków nastąpiła jednak u mnie zmiana przy słodyczach. Kiedyś je lubiłam, obecnie mnie nie kręcą, nudzą. W przypadku kawowych czekolada kawa prawie zawsze za bardzo odciąga mi uwagę od kakao, a w mlecznych gryzie się z mlekiem. Od Beskidu dostałam jednak także ich wizję czekolady espresso, stąd ona w ogóle u mnie. Nie ukrywam, że wiązałam z nią większe nadzieje niż z Cappuccino, acz wciąż nie spodziewałam się wielkich zachwytów.

Beskid Bean-to-Bar Chocolate Coffee Time Espresso Peru Satipo Bio Peru SHG 75 % Cacao  12 % Coffee to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Peru z regionu Satipo z kawą SHG z tegoż samego regionu.
Konszowana i rafinowana min. 48 godzin.

Gdy tylko rozchyliłam papierek, uderzył mnie intensywny zapach mocnej kawy o ziemistym charakterze. Palonych ziaren, ale także zaparzonej espresso. Plątała się w niej nuta kokosa, może lekko orzechowa, więc... orzecha kokosowego? W ziemię wplotła go ziemiście-palona nuta kakao i specyficznie chłodna karmelowa słodycz. W ciemno powiedziałabym, że tabliczkę posłodzono cukrem kokosowym, bo to jakby w pełni jego zapach. Niepewnie grunt-ziemię badała także rześka nuta cytrusów. Nadało to tabliczce surowego wydźwięku i kojarzyło się trochę z czekoladami SuroVital (np. klasyczną).

Ciemna i bardzo twarda tabliczka w dotyku wydawała się sucha. Przy łamaniu wydawała trzaski suchego lasu: konarów, grubych gałęzi.
W ustach rozpływała się bardzo powoli i z umiarkowaną ochotą, zachowując kamienność, którą w pełni eksponowała przy robieniu kęsa (aż zęby bolały). Była bardzo zwarta, tłustawa, ale nie tłusta. Konkretna... ale bardziej w kamienno-skalistym kontekście. Nawet ja (zawsze kawałek czekolady leży u mnie na języku i po prostu pozwalam mu się rozpływać, z rzadka obrócę czy coś) musiałam nad nią pracować: a to obracałam, a to podsysałam. Pozostawiała po sobie smugi, eksponując chwilami wręcz ziarnistą proszkowość-pylistość (wynikającą z dodatku kawy; trafiłam też na góra pięć jej drobinek). Znikała przypominając espresso: tak "kawowo-esencjonalne", że aż gęste (ale to wciąż efekt napoju na wodzie niestety).

W smaku już robiąc kęsa poczułam gorzkawość, mieszającą się ze słodyczą. Wydźwięk był zdecydowanie palony, wręcz odymiony.

Słodycz szybko zaznaczyła, że nie ma zamiaru za bardzo się mieszać. Zrobiła się chłodna, a jako że zdecydowanie karmelowo-palona, jednoznacznie skojarzyła mi się z cukrem kokosowym. Niemal rześkim, charakternym i wprowadzającym kolejne nuty. Za jego sprawą pojawiła się odrobinka kwasku, ale też lukrecjowo-ostrzejszy wątek.

Za tym uchwyciłam drobną cierpkość. Palony klimat podkreślił kawę i kakao - dokładnie w tej kolejności. Poczułam się, jakbym właśnie zrobiła łyk mocnej, ziarnistej kawy. Gorzkiej o nutach czekolady i... ziemi? Lekka cierpkość i paloność - nawet dym - znalazły w niej upust. Nuty te miały idealne proporcje między suchością palenia, a rześkością i soczystością. Przybrały niemal surowy charakter: surowego kakao (i czekolad SuroVital), ale też... dziki, nieokiełznany. W wilgotnych złożach ziemi zaczęły pojawiać się owoce, a kwaśność rosnąć. Twarde cytryny o grubych skórach puszczały sok, gubiący się w "kawowym dymie".

Cierpkość i goryczka lekko mignęły, po czym mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wygładziły się - kiedy słodycz zaczęła zapraszać do kawy coraz to kolejne nuty. Najpierw był to kokos trochę wymieszany z orzechami i... jako orzech kokosowy? Taki palony kokos i... wiórki? Kwasek przystał na zaproszenie. Dosłownie czułam memłane wiórki, upuszczające kwasek. Nie był jednak zbyt wysoki, a słodycz, mimo że wydawała się bardzo istotna, trzymała się swojego "zgaszenia". Karmel zgrał się z kawą i wplótł do niej kwasek cytrusów. To nie kawa była kwaśna. Cytrynowa nuta zdawała się harmonizować ze słodyczą.

Z czasem słodycz zrobiła się bardziej maślana, ale kontrastowo ziemistość, surowość i oczywiście kawa nie odpuszczały. Jakbym zrobiła kolejny łyk - kolejna fala gorzkiej kawy, kryjącej owocowe nuty... owoców czerwonych? Wyłapałam wiśnie i wręcz wino. Także ich lekką cierpkość podkreśloną kakao. Następnie razem wsiąkły w ziemię. Wraz z nimi wemknęła się ostrość, by razem ze słodyczą przełożyła się na myśl o lukrecji. Czyżby "pitą kawę" doprawiono właśnie nią?

W posmaku pozostała głównie mocna, palono-gorzka kawa i ziemista soczystość, podsycona chłodną ostrością. Duet owoców cytrusowych i czerwonych wprowadził odrobinkę kwasku rześkiego i... poniekąd słodkiego. Karmelowy motyw nie uładził kawy, za to wplótł w nią rześkość i ostrość.
Czułam się, jakbym wypiła lekko karmelowe, ziemiste espresso i... pozostała z "wysuszeniem po kawie".

Całość była bardzo smaczna i wyważona. Kawa niemal dominowała, ale to czekolada nadawała jej bieg, charakter. Układała kawowy bukiet. Słodycz wydała mi się bardzo znacząca, bo zgrała gorzkość z owocami; nuty kawy i czekolady. Nie była za wysoka, ale... powiedziałabym, że dodano więcej cukru, niż wynika ze składu. A jednocześnie... zaskoczyła mnie, jak podobna - mimo mocnej kawowości - była do Peru Satipo 100 %, ale oczywiście o wiele, wiele słodsza i z kawą jako nutą przewodnią. To jednak jej gorzkość dymu i ziemi, zmieszana z kwaśnością cytrusów i wiśni (wprawdzie o wiele więcej w 100 % owocowej kwaśności, ziół, orzechów, ale... ale i kawa była wyraźna! tylko że naturalnie płynąca z czekolady).
Co prawda o wiele mniej w niej słodko-egzotycznych owoców Peru 70 %, ale to zrozumiałe.
Jak na tabliczkę espresso, ziarno dobrali więc doskonałe. Tamta jednak sama w sobie była tak kawowa, że... no właśnie bardzo podobna! Ale oczywiście tutaj nie dałoby mi się wmówić, że kawa płynie naturalnie z czekolady. Konsystencja dzisiaj opisywanej to coś pomiędzy wspomnianymi + suchość-opór kawowy.
Trudno wyobrazić sobie lepszą tabliczkę espresso i choć osobiście wolałabym nieco inną konsystencję i jednak niższą słodycz, to i tak zdziwiłam się, że obecnie kawowa czekolada tak mi smakowała. Może dlatego że wciąż była należycie czekoladowa?


ocena: 9/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 18,90 zł (za 50 g; ja dostałam)
kaloryczność: 533 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

 Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy nierafinowany, kawa Peru SHG

6 komentarzy:

  1. Poza potencjalnie irytującą konsystencją nie widzę tu niczego, co mogłoby mnie zrazić. Całkiem moja tabliczka. Co do kwaśności, akurat parę dni temu pisałyśmy o siurze z ekspresu :D Ach, i jeszcze do wstępu - lubiłam i lubię cappuccino. Chamskie z proszku bardziej niż rasowe z kawiarni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, haha.
      Tyle żyłam w błędzie... byłam pewna, że lubisz cappuccino jako smak słodyczy etc., a kawy z mlekiem nie. Pisałaś nie raz, że nie lubisz słodkiej kawy. :>

      Usuń
  2. Co wam jest dziewczyny dziś?! Nasza Olga z kwaśnymi lodami PB 🥜, druga z podwójnie gorzką czekoladą wy mnie chyba chcecie odstraszyć 🙅‍♀️ A ja się cappuccinowej bałam. ☕🥛😅

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się że idealnie współgrałaby z kubasem czarnej świeżo mielonej kawy :)

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.