Nowa linia Zottera, Squaring the Circle, niewątpliwie jest ciekawa. Innowacyjna, z zamiennikami cukru. Mnie jednak jakoś niewiele z niej zainteresowało. Czyżbym starzała się i robiła zbyt ortodoksyjna w kwestii czekolad? Popróbowawszy różnych ze słodzikami itp. doszłam do wniosku, że czekolada dla mnie to jednak najlepiej łączy się z cukrem (trzcinowym w dodatku). Ale... dzisiaj opisywana ciekawiła. Cukier daktylowy? Nigdy nie miałam do czynienia ani z nim samym, ani z syropem daktylowym i mimo że one same w sobie nie kuszą (bo i tak nic nie słodzę), to w czekoladzie? Jak najbardziej. Daktyle są bowiem jednymi z moich ulubionych suszonych owoców (gdy mowa o wilgotnie soczystych z paczek, które są bardzo zbliżone do świeżych surowych). Sięgając po tę czekoladę zupełnie zapomniałam, że przecież jadłam Georgia Ramon Dominican Republic 72 % Sweetened with Date Sugar (ale może to i lepiej).
Zotter Squaring the Circle 50% Milk Choc with Date Sugar / Quadratur des Kreises 50 % Milchschoko mit Dattelzucker to mleczna czekolada o zawartości 50 % kakao; słodzona cukrem daktylowym.
Po otwarciu poczułam słodki zapach toffi i karmelu, a także mocno palonego, aż odymionego karmelu. Trwały jakby niezależnie od siebie - pierwsze mieszały się z mlekiem, przywodząc też na myśl krówkę i będąc jakby jednością. Palony karmel z kolei powiązany był z lekką goryczką. Wyraźnie czułam przy nim dym, a w tle nieśmiało zarysowały się daktyle. Sugestia kakao podkreśliła je, choć sama w sobie nie była zbyt silna. Mieszała się za to z ziemistością, nadając kompozycji powagi.
Połączenie tego (gdy zapachy się już przemieszały w trakcie jedzenia) zaś sugerowało... prawie przesadnie wypieczone ciastka z melasą, brązowym cukrem (nie trzcinowym!).
Ciekawym było, że pchając nos do foliowego opakowania czułam dominujące słodsze nuty, zaś nachylając się nad tabliczką i w trakcie jedzenia, te cięższe, poważniejsze.
Tabliczka trzaskała, ale nie była bardzo twarda. Łamała się łatwo, po liniach podziału, przy czym wydawała się bardzo zwarta i dość tłusta.
W ustach potrzebowała chwili, by zacząć się rozpuszczać. Była zwarta i gęsta, jakby lepko-zbrylona czy bardziej chropowata. Odnotowałam wodnistość, rozrzedzającą i tak rzadkawą, tłustą w mleczny sposób masę. Ta mniej więcej w połowie jakby chciała gęsto zalepić, ale koniec końców znikała bez zalepienia i zostawiania czegokolwiek, na nicość.
W smaku od początku czułam nierozerwalny splot słodyczy i gorzkości.
Wysoką słodycz od początku odebrałam jako szlachetną, głęboką, ale nie przesadzoną. Pomyślałam o palonym karmelu i soczystych daktylach. Wydały mi się leciutko podkwaszone.
Oto przewodnie smaki podkreślił kwasek. Zasugerował cytrusy, a następnie dym, po czym wrócił do podfermentowanych owoców suszonych, w tym daktyli właśnie. Dym otaczał je jeszcze jakiś czas, pokazując, że będzie czuwał w pobliżu do końca. W kwasku zaczęła się jednak przewijać też pewna mleczność jako śmietanka czy jogurto-kefir - niemal nieuchwytna, ale jednak.
Daktyle odbiły w kierunku "zdrowego karmelu" lub "zdrowych zamienników cukru". Pomyślałam o melasie i cukrze brązowym. Po głowie zaczęły mi krążyć wegańskie zamienniki mlecznych czekolad, słodzone "czymś innym". Echo kwasku przełożyło się na rześkość (prawie owocową, ale jednak bez owoców) a ta... na myśl o cukrze kokosowym i znów suszonych daktylach. Bardzo wyraźnie je czuć, co więcej wydawały się smakowicie naturalnie "karmelowe". Nieco palony karmel, zdawał się otaczać, otulać leciutko migdałową nutę (też w klimacie "wegańskim", a nie tylko migdałów-orzechów); także mleka lub śmietanki migdałowo-orzechowego. Przy każdym kęsie dość szybko robiło się za słodko.
W miejsce powoli chowającego się kwasku, weszła ziemista nuta. Jej gorzkawość podkreśliła odrobinę kakao. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa obok "słodzideł" pojawił się wyrazistszy dym i wręcz popiół. Znów przytoczył melasę i cukier brązowy, a dokładniej ciastka z nimi.
Ciastka tego typu, acz niewątpliwie karmelowe. Karmel karmelem poganiany, a jako że zalało go mleko, zrobił się bardziej śmietankowo-maślany. Kompozycja złagodniała, bo pojawiło się też masło, jednoznacznie kierujące myśli na toffi. Nie trzeba było długo czekać, by pojawiły się też krówki. Może... krówki z wegańskiego zamiennika mleka? Jakbym czuła wyraźne mleko, ale inne niż krowie. Jakie by nie było, słodycz drapała w gardle. Robiła to, mimo że goryczka palonego karmelu z czasem spoważniała. Śmietankowe karmelki i palone toffi-krówki, wydały mi się leciutko słonawe. Znów pojawiło się trochę dymu i ziemi, niosących cierpkość i kwasek. Niejednoznaczna nutka migdałów chwilowo przywołała fistaszki.
Na końcówce pomyślałam o ciastkach z cukrem kokosowym oraz czymś lekko orzeszkowym. Czułam daktyle i lekką cierpkość kakao. Było to palone i zarazem rześkie, niemal cukrowo-soczyste, a jednocześnie słodycz aż piekła w gardło i język. Interesujące jednak było, bo przypominało poczucie po zjedzeniu zbyt dużej ilości suszonych daktyli. Kończąc już się męczyłam i dwie ostatnie kostki oddałam Mamie (drapało za bardzo, a i chciałam jej ciekawostkę pokazać). Mamie smak był "po prostu gorzki", daktyli nie czuła, "a mleka specjalnie też nie... No, mało". Niezbyt jej smakowała.
Całość, mimo że z poważnymi nutami dymu, ziemi i mocnego palenia, odebrałam jako straszliwie za słodką, zarówno na smak, jak i na wydźwięk. Ten ogrom karmelu, daktyli, toffi, krówek i karmelków to po prostu za dużo. Tym bardziej, że smak daktyli mimo iż wyczuwalny, nie był wiodącym. Oprócz samego siebie siebie sugerował... melasę i "inne cukry". Dziwnie "na inne" przemodelował też mleko.
To, czego mi brakowało, to kakao. Mimo że czekoladowość czułam. To jednak słodziaśna czekoladowość. Rozumiem konwencję, że chodziło o skupieniu się na cukrze daktylowym, niemniej jednak... za dużo mi go było. W połowie tabliczki to aż męczyło i nużyło.
Konsystencja też niezbyt mi się podobała. Taka rzadko-żadna, a tłusta. Obstawiam, jednak, że bez mleka w ogóle byłoby wodniście... Hm. Za strukturę poleciał drugi punkt (pierwszy za słodycz).
Ciekawa tabliczka, ale jako eksperyment. Dobrze, że nie muszę szukać sobie zamienników cukru. Jako zamiennik czekolady ze zwykłym cukrem dla osoby lubiącej słodkie mleczne czekolady? Pewnie świetna. Osobiście wolę po prostu zjeść ciemną czekoladę i daktyle oddzielnie. Ewentualnie...GR Dominican Republic 72 % with Date Sugar - o, ta była znacznie lepsza.
ocena: 7/10
Skład: cukier daktylowy 31 %, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, ziarna wanilii, sól
Gdybym miała do wyboru zrecenzowaną przez Ciebie niniejszym czekoladę i czekoladę o której wspominasz to wybrałabym bez wahania czekoladę o wyższej zawartości kakao. Ilekroć się skuszę mleczne umieram z przesłodzenia, podobnie jak moje zęby :/
OdpowiedzUsuńChyba jednak czasem lubisz poumierać, jak decydujesz się na Milki?
UsuńPodoba mi się zapach, oceniam go na całkiem mój. Same krówki mnie nie jarają z uwagi na formę, za to krówkowe produkty dostają przez ową nutę plus. O karmelu chyba nie muszę nawet pisać. Innomleczność po przestawieniu się na "mleko" roślinne kusi mnie bardziej niż kiedyś. Daktyle - rewe. Ziemia niekoniecznie, acz i tak nigdy jej nie czuję, chyba że coś spleśniało. Jadłabym.
OdpowiedzUsuńCo do krówek - skąd ja to znam. Ciekawostka: Mama ostatnio kupiła sobie jedne, które ponoć były bardzo smaczne, na oko struktura była doskonała, ale jak dała mi powąchać... waliły jak opona z nutą plastiku. Taka tam, odwrotność.
Usuń