Odkąd odkryłam, jak pyszna była Auchan Bio Chocolat NOIR / Chocolate NEGRO 70 %, będąc w Auchanie (średnio raz na miesiąc), zawsze jakąś na zapas kupowałam. W lipcu 2020 jednak poczułam dyskomfort, bo zobaczyłam, że się zmieniła. Mimo to, kupiłam. Tym razem tylko jedną, bo zrobiłam się podejrzliwa. W domu przyjrzałam się i... załamałam. Zmienił się skład: zaczęli dodawać tłuszcz kakaowy i odtłuszczone kakao w proszku (ta "logika"). Ok, nie zawsze oznacza to katastrofę, bo nawet z nimi czekolady dość często mi smakują, ale gdy widzę spadek jakości, odczuwam smutek, a gdy zmieniają / wycofują moje produkty, czuję, że to mi personalnie coś odbierają. A i trzeba pamiętać, że akurat tłuszcz kakaowy jest w składach prawie zawsze; nie jest złym składnikiem. Odtłuszczone kakao to już tani zapychacz tabliczek, ale są przypadki, że efekt jest taki, że nic nie mam do jego obecności.
Auchan Bio 70 % Dark to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao, marki własnej Auchan.
Już rozrywając sreberko zetknęłam się z wyraźną, ale delikatną w przekazie wonią słodkich, wręcz nienaturalnie brzoskwiń (z puszki?), a także niejednoznacznych śliwek i moreli - też jakby skąpanych, nasączonych słodkim syropem. Może też kandyzowanych? Mimo wszystko cechowała je także soczystość i drobny kwasek, przeplatający się z subtelną gorzkością palonych ziaren kawy, kawy zaparzonej i drzew. Było to trochę gorzkie, trochę cierpko-ciepłe; minimalnie podszyte ziemią. Z czasem, zwłaszcza w trakcje jedzenia, myślałam o liściastych, "drewienkowych" herbatach owocowych, które chyliły się ku ziemistym sugestiom.
Twarda tabliczka łamała się z głośnym, jakby pełnym trzaskiem. Brakowało jej twardo-suchej kruchości dawnej wersji. Łatwo poznać, że nową cechuje tłustawość.
W ustach rozpływała się powoli, ale łatwo, bo aksamitnie kremowo. Prędko miękła i rozchodziła się po całych ustach, zalepiając. Okazała się znacząco maślano tłusta. Nie była jednak strasznie ciężka. Przypominała gęste ciasto z miąższystymi, soczystymi owocami. Na koniec wykazywała jednak lekką, wciąż aksamitną, proszkowość-pylistość.
W smaku robiąc kęsa poczułam słodycz wiśni - dojrzałej, jak to tylko możliwe, mięciutkiej i gęstej. Ta jednak niemal błyskawicznie przywołała cierpki kwasek.
Mieszał się on z cierpkością kakao po prostu, które otworzyło drogę kolejnym, łagodnym nutom. Tabliczka zdradziła lekką maślaność, ale na szczęście nie poprzestała na niej. Pojawiła się niska i leniwa gorzkość. Palone ziarna kawy rozsypały się wokół cieplej kawy czarnej. Była wyrazista, ale delikatna (wyczuwalną jednoznacznie, ale taką, jakby ktoś bardzo ostrożnie sypnął malutką łyżeczkę). Klimat zrobił się palony. Nie mocno, ale wszystko na nim jakby się oparło. Słodycz wiśni zmieniła się w karmel, owoce zniknęły niemal zupełnie.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa dominował karmel jako paloność i cukrowość. Smak cukru może nie był aż taki mocny-mocny, ale wydał mi się toporny. Palony cukier zawarł goryczkę, a po chwili odbił we wręcz kandyzowanym kierunku.
Gorzkawość rozwijała się za nią. Wydawało mi się, że brakuje jej pewności siebie, jakby przytłoczyła ją paloność. Z ciepłej kawy przeszła w drzewa rozgrzane słońcem, trochę podsuszone... Cierpkawe? Do głowy przyszły mi badylkowe herbaty. Herbata zaczęła się kumulować bardziej jako suszone liście i patyczki niż napar. Całość zawarła w sobie także sporo czekoladowej maślaności.
A słodycz wciąż wirowała na przodzie. Pomyślałam o kandyzowanych owocach, takich w różnych mieszanych herbatach. Słodka kostka owoców, która po zalaniu wrzątkiem nasącza się, mięknie... Oto czułam bardzo słodkie, miękkie owoce. Znów brzoskwinie i morele w cukrowo słodkim syropie. Zarejestrowałam też muląco słodkie... banany? wszystkie one zasładzały, ale jakby falowo. Miękkie, esencjonalne... a jednak wciąż pamiętające o odrobinie soczystego kwasku. Pomyślałam o cieście z owocami (z puszki?). Tłuste ciasto z ich warstwą lub ciasto-placek mimo iż przesłodzone, niewątpliwie było kakaowe i wypieczone bardzo mocno. Może to bardziej jakieś banoffee, a więc z bananami i karmelem? Znów baza tonowała zasadnicze nuty maślanym wątkiem. Meritum, środek degustacji zaskoczył mnie maślanością właśnie.
Goryczka i cierpkość kakao z tła bliżej końca dobijały się o głos. Nasilać zaczęły się ciastowe owoce poprzypiekane aż do goryczki, a potem coraz soczyste. Czułam wyraźnie słodko-kwaskawe morelo-śliwki, z czasem bardziej śliwki.
Do owocowo-kakaowego ciasta zamierzano chyba podać herbatę. Liście i liściory, suszone i zaparzające się wywalczyły odrobinę gorzkości, ale mimo niej i cierpkich nut, było bardzo słodko. Na końcówce znowu wyskoczyły wiśnie i jeszcze więcej wiśni. Trochę takich dojrzałych aż za bardzo oraz sporo po prostu słodkich i mniej, surowo-świeżych. Przede wszystkim jednak niemal słodziusie, muląco słodkie - może jak masa z nich / dżem czy coś - a jedynie z kwasko-cierpkością.
Po zniknięciu kawałka w ustach został posmak przede wszystkim prostego kakao; także jego cierpkości soczyście-palonej, mieszającej się z wiśniami (i śliwkami?), z sugestią muląco słodkich owoców i cukro-karmelu. Czułam słodycz, ale nie przesłodzenie dzięki gorzkawo palonemu posmakowi i maślanemu złagodzeniu, osadzającemu się wręcz na ustach jako fizyczny efekt.
Całość wyszła dobrze, jednak od samego początku - już na nos - czuć zmiany na gorsze. Jakby... spłaszczyli ją. Największy mój zarzut dotyczy tego, jak ciężko wyszła: konsystencja maślano-tłusta (na podst. tabelki nowa jest tłustsza o 2 g), smak też maślany i mało owocowy, brakowało mu soczystości.
Przede wszystkim, czekolada wyszła bardziej maślano-tłusto i łagodniej. Bardzo, bardzo słodkie owoce żółte zagubiły egzotykę i soczystość, zrobiły się o wiele mniej jednoznaczne; wiśnie podobnie. Kawa też straciła gorzki impet, a stała się... delikatna i wmieszana we wszechobecną paloność; pod wpływem drzew podchodziła pod herbatę. Zupełnie zniknął kwasek nabiału, przez co kwasku w tej tabliczce prawie nie było. Gorzkość niska, ale przynajmniej nie była to czysta słodycz, a taka z palonością.
Przepalili nuty - takie miałam wrażenie. Cukrowo-karmelowy smak, maślaność, kawa i herbaty jakoś się w tym klimacie odnalazły, ale już tak nie zachwyciły jak bananowo-waniliowe zasłodzenie z brzoskwiniami, ananasami i innymi żółtymi owocami, następnie wiśniami, przełamane gorzką kawą i kwaskiem owocowym i śmietankowo-kefirowym, czym zachwycała Auchan Bio Chocolat NOIR / Chocolate NEGRO 70 %.
To wciąż dobra czekolada, ale jako jedna z wielu. Ta spadła nawet za Lindt Excellence 70 % i Carrefour Bio 74 %.
ocena: 8/10
kupiłam: Auchan
cena: 6,79 zł
kaloryczność: 558 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie sądzę
Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu
Przypomniałaś mi, że lata temu - na studiach i wcześniej - od czasu do czasu nachodziło mnie na owoce z puszki. Kupowałam brzoskwinie bądź ananasy i zjadałam (soku nie piłam; w czasach domorodzinnych zostawiałam mamie). Ciasto kakaowe z owocami brzmi bdb. Nie jestem pewna, czy i ja narzekałabym na tłustość. W ciemnej - moooże, acz dla mnie Zotter w ogóle nie był tłusty w sposób inny niż inne czekolady (plastyczniejszy, a to różnica). Mamy odmienny poziom akceptacji i odmienny odbiór, czym tłustość jest.
OdpowiedzUsuńMama kiedyś lubiła jeść owoce z puszki... i wypijać sok. Mnie nigdy nie korciły.
UsuńHm, a przeszkadza Ci miękka, ulepkowata tłustość Lindtów Excellence? Tych 47-49%. One nie są jakoś bardzo tłuste, a jednak jako że mają być ciemną czekoladą, to ich konsystencja w czystej ciemnej byłaby dla mnie nieprzyjemnie tłusta. Taka dla mlecznej - w porządku. Ten Zotter mi wydawał się tłusty inaczej niż inne mleczne czy ciemne - jak tłuste mleko, którego nie lubię. O tak! I jeszcze dorzucę, że jesteśmy bardziej wyrozumiałe dla różnych tłustości, np. ja nie zniosę zbyt tłustego nadzienia margarynowego, a Ty zbytniej oleistości setki.
Mam pytanie takie bardziej ogólne: czy zdarza Ci się sugar bloom na czekoladach? Ja dzisiaj otworzyłem drugą tabliczkę Zottera 75% Madagaskar i była cała szara :( Leżała w szafce jakieś 4 miesiące. Nie wiem czy to moja wina czy taka przyszła.
OdpowiedzUsuńSzczerze to pierwszy raz o tym usłyszałam, ale wiem, o co chodzi chyba. O sam szarawy nalot z wierzchu (który da się zetrzeć) czy takie jakby "przeżarcie" tabliczki przez jaśniejszy kolor? Na nalot raz czy drugi trafiłam, a na zmianę koloru przez całość, przez środek tylko raz w życiu (to była mleczna orzechowa lidlowa Grossa, więc nie wiem, na ile to było przez cukier, a na ile od orzechów poszło).
UsuńChodzi o nalot na wierzchu. Cukier wyłazi z czekolady i krystalizuje się na powierzchni. Podobno jest to związane ze zbyt dużą wilgotnością i często pojawia się na czekoladach, które przez jakiś czas trzymano w lodówce. Nie wiem co takiego się stało, bo pozostałe czekolady, które trzymam w tym samym miejscu, mają się dobrze.
OdpowiedzUsuńNalot, który można chusteczką czy nawet dłonią zetrzeć czy taki na stałe? Jeśli to pierwsze to raz i drugi zdarzyło mi się, że na jakiejś czekoladzie taki był. W tym na obu, które dostałam od osoby, która uprzednio trzymała je w lodówce. Ja nie trzymam czekolad w lodówce. Trzymam je w szafce w ciemnym korytarzu, blisko podłogi. Mają tam chłodno i sucho. Nie wiem, co jeszcze mogę Ci napisać.
Usuń