niedziela, 16 maja 2021

wafelek My Motto Cocoa & Cocoa

Mimo zarzekania się, że nie kupię więcej słodyczy innych, niż czekolady, zdarza mi się z postawy tej wyłamać. Obecnie znacznie rzadziej niż kiedyś i na szczęście rozsądniej. Wafelki wyszły z mojej bajki i nie mam ochoty na testowanie nowych. Jak już mam po jakieś sięgnąć to po sprawdzone (Eti Dare to Enjoy lub Familijne chałwowe - to było w dniu pisania wstępu; obecnie czyli 05.21 Eti pogorszyli, a i nawet Familijne, bo są wafelkami, jakoś mi nie podchodzą), bo nie chcę okropnych niespodzianek. Bohater dzisiejszej recenzji jednak całkiem nieźle mi się widział. Na podstawie opinii o nim wywnioskowałam, że ma szansę być, jeśli miałby wypaść tak, jak obstawiałam - jak... połączenie podlinkowanych? Mam na myśli, że wafel bez czekolady, a jednak porządnie kakaowy.

My Motto Cocoa & Cocoa to kakaowe wafelki z kakaowym kremem (80 %), produkowane przez ITAL FOOD w Bułgarii.
W opakowaniu znajduje się 34 gramy, z podziałem na 2 sztuki.

Po otwarciu poczułam słodki zapach czekoladowo-kakaowy, natychmiast kojarzący się z piętrowym ciastem z jasnobrązowym, kakaowym kremem (na bazie śmietanki?) i lodami kakaowymi w kakaowych waflach. Wszystko to musiano szykować na imprezę dla dzieci, bo wydźwięk oddawał słodziaśne, nesquikowe kakao na bazie cukru. Wyraźnie czuć wypieczone wafelki oraz... to już o wiele mniej wyraźnie, leciutką korzenność? Zasładzająco-muląco słodkie, a jednocześnie cierpkawe i takie, które niekoniecznie musi zasłodzić.

Struktura wafla z linią do podziału na dwa (co akurat -linia - mi się podoba) była dwojaka. Suchy i straszliwie kruszący się wafel został przełożony bardzo tłustym kremem.
Kremu nie pożałowano, a z proporcjami do wafli trafili świetnie. Mimo to, mnie strasznie irytował tym kruszeniem się - potworność, nie przypominam sobie wafla tak sypiącego się.
Jedno i drugie jednak można zaliczyć jako plusy, bo świetnie się równoważyły. Wafle były bowiem suche i kruche w przyjemnie świeżo-chrupki sposób. Dzięki silnemu napowietrzeniu, w ustach trzeszczały i rozpływały się, nasiąkały i mieszały z kremem.
Ten był bardzo tłusty, oleisto-gliniasty... Odebrałam go jako nibyrzadkawy, bo jakby zwarto-zagęszczony od kakao i cukru. Dopiero w ustach rozmiękczał wafle, co wyszło świetnie.

W smaku wafle okazały się delikatne, pszeniczne i jedynie słodkawe, a także jednoznacznie kakaowe. Wypieczono je odpowiednio mocno, prawie do gorzkawego przypalenia. Gdy przegryzałam się przez całość, w trakcie jedzenia kojarzyły mi się trochę z płatkami-chrupkami do mleka i waflami do lodów tymi lodami nasiąkniętymi. W ogóle wydawały mi się nieco nasiąknięte kremem (smakowo! nie, że były rozmokłe czy coś).

Stanowiły bazę pod krem do granic możliwości słodki i jednocześnie czekoladowo-kakaowy. Oddawał muląco słodkie kakao dla dzieci, przez połączenie z waflem kojarzył się też z płatkami Nesquik i... kakałkowo-słodziaśnymi lodami kakaowymi w waflu oczywiście. Po głowie chodziło mi jeszcze coś... coś bardziej czekoladowo-kakaowego - jakieś ciasto z kremem lub tort z polewą? Na pewno takie, do którego cukru nie żałowano; w którym słodycz próbowała zagłuszyć budżetowość i nutę oleju. Leciutko przyprawione, choć... nie wiem, czy jakoś specyficznie. Gdy mieszał się z waflami w trakcie jedzenia  na pewno zarejestrowałam sugestię soli. Jakby podsyciła czekoladowość. Oczami wyobraźni widziałam lody i wysoki, słodziutko kakaowo-czekoladowy tort, za którego sprawą mocno drapało w gardle.

Po zjedzeniu został posmak cierpkiego kakao, a i tak było mi za słodko już po połowie sztuki. Po zjedzeniu już raptem gryza-dwóch wylazł też niesmak po olejo-margarynie, taki aż tanio-sztuczny kwasek. Usta miałam otłuszczone, co jednocześnie hamowała suchość... i wafla, i kakao. Czułam także wafle, jakby mi się w zęby powlepiał ich smak.
Drugi wafelek z opakowania powędrował więc do Mamy. Bała się go, bo kakaowy. Oczywiście nie pomógł mu całościowo brązowy kolor, jednak... wybronił się i smakiem, i strukturą! "Taki lekki, cudownie chrupiąco-chrupki, a krem tłuściutki jak trzeba i tak dużo go. Słodziutki, niegorzki, a rzeczywiście tam czekoladowo-kakaowy, ale tak, jak trzeba, czyli słodko. Porządny bardzo" - aż mnie zaskoczyła! Dodała też, że chciałaby spróbować inne smaki.

Wafelek widział mi się jako ukakałkowiona i przesłodzona wersja Dare to Enjoy dla dzieci, na lato. To nesquikowe tortowe-ciasto z lodami, nie zaś kakaowe murzynko-brownie. Ciekawa alternatywa i niewątpliwie dobry, goły kakaowy wafel. Dla mnie jednak zdecydowanie za słodki, co spowodowało, że zjadłam tylko połowę opakowania, nie chcąc, by drapało mnie w gardle bardziej. Bo i jakoś z narastającą ostrą suchością (piszę o strukturze), tłuszczowością te słodkie kakao... nie było tym, czego w słodyczach szukam. Niby kakałkowo, ale nie kakaowo.
Z podobnych jadłam nijakie Nagie Góralki extra kakaowe i Princessę Brownie, która może i miała kakaowy krem, trochę kojarzyła się z ciastem kakaowym, ale jej stetryczało-nijakie wafle były po prostu kiepskie, więc z tego typu to chyba propozycja naprawdę warta uwagi. Ja bym jednak, z waflami My Motto, widziała raczej krem smakujący tym z Loacker Sandwich Dark Chocolate - to byłoby cudo.


ocena: 7/10
kupiłam: Jubilat
cena: nie pamiętam
kaloryczność: 538 kcal / 100 g; paczka 34g - 184 kcal; 1 sztuka - 92 kcal
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, mąka pszenna, całkowicie uwodorniony tłuszcz kokosowy, tłuszcz kokosowy, kakao w proszku 7%, serwatka w proszku, miazga kakaowa, dekstroza, lecytyna sojowa, aromaty: czekoladowy, etylowanilina; substancja spulchniająca: wodorowęglan sodu; olej słonecznikowy, sól. 

5 komentarzy:

  1. W sumie, taka słodsza wersja Dare brzmi całkiem ciekawie. Czasem mam ochotę się zasłodzic, a i na lato wafelek bez czekolady to faktycznie spoko opcja ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale krem wciąż od temperatury popłynąć może. :>

      Usuń
  2. O, mój ukochanek <3 Pszenne od mąki pszennej, a pszeniczne od pszenicy? Czy traktujesz te określenia jako synonimy? Dawno nie spotkałam się z drugim. U mnie nie było taniości ani margaryn, ani sztuczności. Były głębia czekolady i bajeczna kruchość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie synonimy. Pszenica - chodziło mi, że on wyszedł aż tak właśnie zbożowo (ale nie chciałam użyć tego słowa, bo nie chodziło o efekt jak z ciastek zbożowych czy coś).

      Pewnie zapłaciłaś więcej, a ja trafiłam na promocję!

      Usuń
  3. Byłam ciekawa jak odbierasz takie zwykłe słodycze! 🤔 Mnie to właśnie czekolady nudzą, a wafelki kocham! Ten jednak nie brzmi dobrze, bo dla mnie byłby pewnie za gorzki. Wady, które cię odstraszyły z kolei mi pewnie by smakowały. 😂

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.