niedziela, 13 czerwca 2021

Moser Roth Sea Salt ciemna 52 % z solą morską

Ostatnimi czasy straciłam serce do czekolad z Aldiego. W ogóle przestałam jakoś bywać w tym markecie, z rzadka zapuszczając się tylko w celu uzupełnienia zapasów (Chocolats Halba) Fair Dunkle Schweizer Bio-Schokolade 70 %... do dnia w którym czekolady te zniknęły z półek. W Aldim przestałam bywać. Wraz z licznymi zmianami opakowań, marek własnych i cen zauważyłam spadek jakości niektórych. O ile kiedyś Moser Roth wydawały mi się bezpieczne, tak teraz po prostu kiepskie. Stało się to samo, co z Scholettą - niegdyś marką śmiesznie tanią, a smakowo na poziomie Lindta, teraz zaś udającą produkty ekskluzywniejsze a smakujące beznadziejnie. W stosunku do tej nie żywiłam już żadnych nadziei. Liczyłam tylko, że będzie od biedy zjadliwa (i bez solnych kul-kolosów).

Moser Roth Sea Salt to ciemna czekolada o zawartości 52 % kakao z solą morską.

Po rozchyleniu papierka poczułam zapach palony oraz maślany w towarzystwie torby cukru i cukru pudru, które to wydały się nieco zakurzone, a tym samym zgaszone, niezbyt intensywne. Łagodny splot przejawiał wręcz nuty przypalenia i cierpkości powiązanych z kwaskiem. Może nieco kawowym? Uchwyciłam też sugestię soli.

Dość sucha w dotyku tabliczka sprawiała mimo wszystko wrażenie ulepkowato tłustej, ale przy łamaniu okazała się twarda i konkretna. Głośno trzaskała, wykazując kamienną kruchość. Przy robieniu kęsa wydawała się chrupiąca, acz już przy zatapianiu zębów znów dość ulepkowa. W przekroju wyglądała na gęstą, bez połyskujących kryształków.
W ustach rozpływała się w średnim tempie, średnio chętnie, ale raczej łatwo. Dość szybko miękła. Wtedy gięła się i opływała strasznie tłustymi falami, tworzącymi pyliście-tłustą zawiesinę. Czuć w niej wysoką maślaność, a także kiepskie przemielenie, lekką pylistość (aż wydawało mi się, że gryziona trzeszczałaby). Na szczęście sól zmielili i wtopili na gładko - nie wystąpiły jej kryształki (może ze dwie-trzy dosłownie drobinki na 3 minitabliczki).

W smaku od początku czułam bardzo silną słodycz cukru pudru. Wydał mi się odosobniony na placu boju, dominujący, ale potem dołączyła do niego lekka nutka wanilii i cukrowość zwyczajna.

Mdły, maślano-nugatowy, a więc odlegle orzechowy smak szybko dał o sobie znać, roztaczając po ustach bazę: maślaność. Na stałe splotła się z cukrem pudrem (co mnie wydało się mdlące). O jakąkolwiek gorzkość tu trudno, choć licha cierpkość jakoś tam się kręciła tu i ówdzie.

Już w połowie rozpływania się kęsa wyraźnie, acz epizodycznie, zaznaczała swoją obecność sól. Nie pożałowali jej, więc chwilami robiło się słono. Przełamało to cukrowość, acz smaku cukru pudru nie zabiło. Poczucie słodyczy złamało tylko częściowo. Na pewien czas dziwnie jednak podkreśliło też... smakową tłustość.

Maślaność zaraz jednak zaczęła się robić coraz bardziej śmietankowa.
Sól do cierpkości dołożyła delikatny kwasek. Chwilami wydawał się wyraźnie cytrynowy, potem nieco zanikał. Czasem gdzieś zawisła tylko jego zapowiedź - zależy od kęsa. Jakby nie było, sól wniosła do kompozycji sporo soczystości, na pewien czas nadając jej lekkości.

W drugiej połowie prędzej czy później myślałam o ziemi i kawie, właśnie podkreślonych tą kwasko-cierpkością. Śmietanka i maślaność jednak cały czas to łagodziły, po czym przywróciły wysoką słodycz, gdy sól nieco się rozeszła.

Delikatna gorzkawość rozchodziła się z opóźnieniem, miała palony wydźwięk, ale bliżej końca, gdy sól się już raczej porozpuszczała i była wyczuwalna słabiej lub wcale, na zasadzie kontrastu wydawała się jeszcze łagodniejsza. Maślana albo raczej polewowa... jak polewa na czekoladowych pierniczkach? Budżetowa kakaowość i słodycz na koniec wyszły na pierwszy plan.

Po zjedzeniu została lekka cierpkość i odległy kwasek, posmak ogólnie palony i bardzo słodki. Czułam się zasłodzona, jednak nie jakoś bardzo. Bardziej doskwierała mi tłustość i ulepkowość. Fizycznie, mimo tłuszczu na ustach, czułam też pylistą suchość kakao. Pozostała również słonawość. Po jednej minitabliczce także dziwne, lekkie pieczenie w gardle - jakby cukier i sól zawiązały tam spółkę. W trakcie jedzenia drugiej także na języku czułam nieprzyjemny efekt soli, co dla mnie było sygnałem do zakończenia degustacji. Dwie minitabliczki to zdecydowanie mój limit. Przy drugim podejściu już jedna sprawiła mi kłopot, wiec resztę oddałam ojcu. Taka słodycz i tłustość z solą, a brak gorzkości i głębi to zdecydowanie nie to, czego szukam w czekoladach.

Całość uważam za zaskakująco w porządku tak dla ogółu.. Wprawdzie za słodko (i to w nieprzyjemnym kontekście), a także za tłusto, ale jednocześnie bez skrajnie przykrych wad. Sól dodano w formie przystępnej: czuć ją wyraźnie, ale bez straszliwych solnych kul. Nie zostaje po czekoladzie, była z nią zgrana i uwypuklała pewne nuty. Szkoda, że na zasadzie kontrastu uwypukliła też wady, np. maślaność. Ta skutecznie zapchała jakąkolwiek głębię. W kwestii czekoladowości ta tabliczka wyszła bardzo przeciętnie.
Nie ma porównania do genialnego, za słodkiego, ale jednocześnie głęboko czekoladowego J.D. Grossa. 56 % z solą morską.


ocena: 6/10
kupiłam: Aldi
cena: 5,49 zł (za 125g)
kaloryczność: 550 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, sól morska, wyciąg z wanilii

3 komentarze:

  1. Tłustość to dla mnie najmniejsze zmartwienie. Deserowa zawartość kakao, słodycz, sól i gramatura całości nie zachęcają.

    OdpowiedzUsuń
  2. Raz pokusiłam się na czekoladę z solą. Nigdy więcej. Grudy nieraz wielkości goździka... to dziwne że tak świadomie psują efekt produceni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopuszczasz więc tylko solony karmel? I nigdy nie zdarzyło Ci się trafić na karmel z kulą soli? Też okropny efekt.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.