czwartek, 22 lipca 2021

Zotter Sweet Wine "red" / Susswein "Rot" ciemna 70 % z czekoladowym kremem z czerwonym winem, grappą i rodzynkami

Po Zotter Red Wine uznałam, że z chęcią porównam ją w krótkim odstępie czasowym z propozycją z czerwonym winem słodkim. Oczywiście innym - Heinrich Salzberg Beerenauslese, z którym czekolada nie jest nowością w ofercie marki. Była już jako Zotter Red Wine Heinrich "Salzberg Beerenauslese". Po zmianach, których doszukałam się w Red Wine (w odniesieniu do Zotter Red Wine Rush Olivin Winkler Hermade) i po tym, że jednak jak na ciemną czekoladę z czerwonym winem wytrawnym była znacząco słodka, zaczęłam się trochę bać jej bliźniaczki. Z drugiej strony... to słodkie wino ze szczepów Blaufränkisch i Zweigelt od Gernot Heinrich wcale aż tak słodko w Red Wine Heinrich "Salzberg Beerenauslese" nie wyszło. A że tu składu nie zmieniono (minimalnie tylko kaloryczność), żadnej dodatkowej warstewki nie dodano, liczyłam, że może nie będzie źle. 


Zotter Sweet Wine "red" / Susswein "Rot" to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao nadziewana czekoladowym kremem ze słodkim czerwonym winem Heinrich "Salzberg Beerenauslese" oraz grappą i rodzynkami nasączonymi alkoholem; nadzienie stanowi to: 55% krem i 5% rodzynek całości.

Po otwarciu poczułam paloną, wręcz dymną woń gorzko-słodkiej czekolady zrównaną ze słodko-różanym, czerwonym winem. Wyszło to bardzo soczyście, za czym stała wyraźna nuta rodzynek i winogron, która wprowadziła wręcz "słodki kwasek". Pomyślałam o cytrusach, które nieśmiało wyłaniały się z dymu. Po przełamaniu wzrosła słodycz, pojawiła się "słodyczowa maślaność" (ciasta z kremem?), ale i alkoholowość. Odebrałam ją jako mocną i osadzoną w winogronowo-rodzynkowej toni.

Łamiąc, usłyszałam trzask grubej warstwy czekolady. Skrywała gęste, ale ewidentnie mazisto-plastyczne, bardzo wilgotne nadzienie. Wypełnione było kawałkami i paroma całymi rodzynkami, które z racji farfoclowatości ciągnęły się przy dzieleniu.
W ustach czekolada rozpływała się powoli i kremowo, zostawiając smugi na podniebieniu. Nadzienie wydawało się z nią integralne, ale zdecydowanie bardziej miękkie. Z tego względu znikało szybciej od czekolady, w nieco zawiesinowy sposób. Mimo to zachowało czekoladowo-maślaną gęstość. Odznaczało się dość wysoką, maślaną tłustością, która zakrawała o śliskość, przy czym było zwarto-plastyczne. Maziało się jak tłusto-zakalcowe brownie, upuszczając z czasem nieco soczystości. Przerywnik stanowiły kawałki rodzynek. Raczej drobne, ale bez wątpienia kawałki: miękkie, farfoclowo-skórkowe i nasączono-scukrzone. Jedząc trafiłam nawet na całe, ale mikroskopijne i jednego giganta-mutanta. Zostawiałam je na koniec i wtedy zaprezentowały się jako mięciutkie, soczyste i "skórkowe".

Już przegryzając się, poczułam słodkiego kopniaka, na który złożyło się słodkie czerwone wino i stonowana czekolada o karmelowej nucie.

Czekolada zaprezentowała się jako palono gorzko-słodka. Wydała mi się przede wszystkim dymna, nieco karmelowa i soczyście cytrusowa, sama w sobie trochę sugerująca wino. Możliwe, że przesiąkła nadzieniem, bo ta nuta nasilała się wraz z rozpływaniem. Kontrastowo do niego, wydawała się przyjemnie gorzka.

Nadzienie bardzo szybko się odzywało, podwyższając słodycz i podkreślając soczystość, by następnie uderzyć swoją własną. Roztoczyło po ustach słodko-różany, kwiatowy i delikatny motyw. Wino czerwone wyraźnie słodkie, dało o sobie znać. W tle nieśmiało raz po raz przemknęły maliny.

W ciągu kolejnych chwil krem cisnął na to mieszankę smak rodzynek i winogron, które wyszły zaskakująco słodko-kwaśno. Pomyślałam o cytrusach, głównie o cytrynie i słodkich pomarańczach, oraz o kwaskawych winogronach, na łamach których po chwili wszedł mocny alkohol. Także on zdawał się wiązać z owocami. Podkreślił smak wina, jak również ten gorzkawo-czekoladowy. Pojawiła się przyjemna cierpkość, dzięki której w ciemno nie powiedziałabym, że to czekolada z winem słodkim (a przynajmniej nie byłabym pewna, z jakim). 

A jednak słodycz rosła cały czas. W połowie rozpływania się kęsa nieco rozmyła owoce, łagodząc je maślanym smakiem. Przypominało to trochę "apple butter" (trafiłam na to niedawno w internecie - to jakby kremo-sos korzenny z jabłek z cydrem). Z tym przemieszały się kwiaty, róże konkretniej. Wydały mi się dość "wilgotne", ale już nie soczyście, a nasączono-alkoholowe. Trzymały się winogronowo-rodzynkowego smaku, który nasilał się wraz z wyłaniającymi się drobinko-skórkami.

Wraz z nimi umacniała się alkoholowość. Częściowo ewidentnie czułam czerwone wino, ale podkręcone i aż grzejące nieco w język i gardło. To była bardziej nalewkowo-owocowa, mocniejsza nuta. Wydawała się na stałe scalona z winogronami, przypominająca o cytrusach. Przewijała się w nich cierpkość, odrobinę mieszająca się z kakao i dająca efekt owocowych, alkoholowych trufli (wyobraźmy sobie takie, jeśli nie istnieją). Uwypukliła też ogólną słodycz. Ta zaczęła obracać się wokół karmelowo-maślanych akcentów, by pod koniec zejść się z alkoholem.

Czekolada znikała powoli, a na końcówce jej gorzkawo-palony smak przebił się na powrót dzięki kontrastowi. Wydał mi się gorzko-dymny i cytrusowy, co trwało obok alkoholowego pieczenia w język i gardło. Ten efekt połączył się raczej z karmelową słodyczą, która wydawała się nagle podskakiwać.

Właśnie i bardzo, karmelowo-cukrowo słodkie wydały mi się rodzynki, jeśli jakieś na koniec zostały. Mimo że i sporo kwasku dodały, jakoś słodyczą bardziej zwracały uwagę. Co więcej, nawet na koniec "ocieplały" odrobinką alkoholu.

W posmaku został dość mocny alkohol jakby winogronowo-rodzynkowy, mieszający się z czerwonym winem a także wlany w słodko-kwiatowo-karmelowe otoczenie. Czułam delikatną gorzkawość kakao, nieco palony wątek, ale nie mocno wytrawny.

Całość smakowała mi... tak jak kiedyś. Chyba idealnie czuć nuty dodanego wina (o nich przeczytałam na stronie Fin-Wine), a więc róże, cytrusy, a i właśnie samo wino. Winogronowo-alkoholowe wzmocnienie z jednej strony uważam za zbędne, z drugiej... chyba właśnie dzięki temu kompozycja nie kojarzy się ze słodkim winem. Stopień zatrzymał się w punkcie "odpowiednio mocny", bez przegięcia i zagłuszania reszty. Mimo słodyczy, wciąż czuć wytrawność - pewnie dzięki przyjemnie gorzkawej czekoladzie. Podtrzymuję, że to obok "Sting" Red Edition mój ulubiony Zotter z winem. Tylko nadzienie wolałabym gęstsze, mniej rodzynkowe.

Obserwacja: nadzienie zrobili inne niż w Red Wine Olivin, w którym rodzynki (mniejszą ilość - 3%) w większości wmielono w nadzienie - wyszło nieco gęstsze, konkretniejsze. W dzisiaj przedstawianej wyszło rzadsze, nieco bardziej miękkie z dodanymi kawałkami rodzynek i dwoma gigantami (5%). Mnie bardziej odpowiadała opcja Olivin, bo było to wszystko spójniejsze, choć... rodzynki ogólnie od wina za bardzo uwagę odwracały. 


ocena: 10/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł (za 70 g)
kaloryczność: 507 kcal / 100 g
czy znów kupię: kiedyś mogłabym do niej wrócić

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, czerwone wino Salzberg Beerenauslese, rodzynki 5%, syrop skrobiowy, masło, pełne mleko w proszku, grappa, odtłuszczone mleko w proszku, sól, lecytyna sojowa, sproszkowana wanilia

2 komentarze:

  1. Kiedy porównujesz czekoladę do wersji, która istniała parę lat wstecz, pamiętasz poprzedniczkę w szczegółach czy podpierasz się recenzją? Jestem łasa na procenty, więc tę bym przytuliła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprzed lat - to zależy. Niektóre mocno mi się w pamięci zapisały i wtedy nie potrzebuję uważnie wczytywać się w recenzję, a dla pewności tylko przelatuję dawną recenzję wzrokiem (bo pomyłka to ludzka rzeczy i przecież mogło mi się coś pomylić). Przeważnie "coś mi świta", ale przypominam sobie lepiej, gdy zaczynam przelatywać wzrokiem recenzje lub czytać poszczególne akapity. Zawsze więc, jak już się odnoszę i o tym piszę, to zerkam dla pewności do starych recenzji. Rzadko niewiele pamiętam ze starej recenzji - wracam do nich po napisaniu notatek, a jeszcze jak mi trochę nowej zostało i np. kawałek zjadam, zwracając uwagę na aspekty zmienne.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.