poniedziałek, 15 listopada 2021

Zaini 70 % Extra Dark Chocolate ciemna z Wybrzeża Kości Słoniowej

Czekolady marki Zaini kupiłam dość dawno, spontanicznie w Auchanie, nic o nich nie wiedząc. Mój wzrok zwróciły opakowania - nie wiem, czy ładne, ale odlegle skojarzyły mi się z Menakao, na których również zobaczymy portrety rdzennej ludności regionu kakao (prawdopodobnie - tak założyłam i w przypadku Zaini). W domu tak jednak popatrzyłam, wygooglowałam... ta włoska marka jawiła się jako nie najwyższych lotów. Niby słodycze robią od 1913, "we współpracy z Cocoa Horizons, promując zrównoważoną uprawę wysokiej jakości kakao, umożliwiając hodowcom i ich rodzinom lepsze warunki życia i rozwoju, zarówno gospodarcze, jak i społeczne", a jednak... co robiło odtłuszczone kakao w proszku w składzie? Wiem, że to nie wyklucza ekologicznego podejścia, ale już jakość wykonania poddaje w wątpliwość - a jednak dobre składniki to nie wszystko. Czyżby czyste ciemne tylko udawały dobre czekolady? Tego się obawiałam, niemniej i tak postanowiłam zjeść. Zaczynając od takiej, co to chyba najtrudniej zepsuć, klasycznie, czyli od dziś prezentowanej.

Zaini 70 % Extra Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Wybrzeża Kości Słoniowej.

Zaraz po otwarciu poczułam przesadnie palony zapach, tak palony, że aż rozmyty oraz moc drzew iglastych, przejawiających drobny kwasek zielonych igiełek. Za nimi snuły się "ciepłe", mocno wyprażone migdały. Mieszały się z dość waniliową, ale toporną w tej kwestii, słodyczą. Wszystko to malowało się na mocno maślanym, łagodzącym tle, sprawiającym że nie było ani specjalnie gorzko, ani szlachetnie.

Twarda tabliczka wydawała głośne, głuche trzaski. Sprawiała wrażenie dość kruchej.
W ustach rozpływała się powoli, ale łatwo. Była tłusta i ochoczo miękła w raczej aksamitnym sensie. Do pewnego stopnia przypominała chłodne masło, powoli dochodzące do temperatury pokojowej, ale jednak robiące to w końcu. Pod koniec zostawiała leciutką pyłkowość.

W smaku od początku dała się poznać jako bardzo słodka w lukrowy sposób. Do głowy przyszła mi ciekawa wizja: oto lukier niemal zupełnie jak szron / szadź pokrył gałązki i drzewa (ciekawostka: różnica jest taka, że szron składa się z małych igiełek lodowych, a szadź to pozlepiane ze sobą kryształki lodu). Oszroniono-olukrowane drzewa łączyły przesadzoną słodycz z drewnem i roślinnością właśnie.

Czułam las mieszany (z tymi pozbawionymi liści drzewami w lukrze) z przewagą drzew iglastych. Wyraziste i mimo zimy żywe, wonne rosły wokół... chatki z maślanych ciasteczek. Analogicznie do chatki z piernika, ta była zrobiona z kwadratowych, mocno maślanych petit beurre. Maślaność w kompozycji dominowała, otaczając się wysoką słodyczą. Była to maślaność słodkich ciastek. Acz poprzypalanych?

Słodycz i maślaność mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zawiązały mocną sztamę. Może nie przecukrzono tej czekolady, ale mnie męczył jej wydźwięk. Słodkości wyszły ciężko, bo słodycz przyniosła trochę waniliową nutę. Wanilii z aromatu, trochę jak z serka homo albo tłustego budyniu. Mieszała się z herbatnikami.

Chwilowo te przypalone ciastka mignęły zwykłym, goryczkowato-cierpkim kakao i pomyślałam o ciastkach typu Oreo. Poprzypalane nuty przeszły w mocne prażenie. Wrócił las iglasty, ale tym razem bardziej migdałowy. Roślinność wypłynęła jako zimowe migdały wyprażone aż do przesady. Prażone i może.... też lukrowane? Cukrowe migdały? Ogrom takowych zbierał się obok łagodnej maślaności, ciasteczkowości i słodyczy.

Pod koniec te ułożyły się w delikatniusie cappuccino ze śmietanką. Śmietanka i maślaność podkreślone wanilią wyszły na przód, z herbatnikową nutą pozwalając sobie na lekką tłuszczowość. Zarysował ją już serek homogenizowany, ale tu udowodniła, że ma się dobrze, jest niewzruszona.

Tu jednak, ta tłuszczowość, też wydała mi się lekko orzechowo-migdałowa. Dosłownie na sam koniec kakao zawalczyło o siebie i wyskoczyło ponad wszystko kwaskiem i cierpkością, przechwytując je od lasu. Jego specyficzna, chłodna soczystość wycofała się. To było jak łyk ciepłego cappuccino z dosypanym kakao, ocieplającego gardło, w czym pomogła cały czas kumulująca się słodycz.

W posmaku zostało cierpkawe kakao rodem z herbatników typu Oreo, ale i motyw ciastek jasnych, maślanych jak to tylko możliwe, choć poprzypalanych. Lukrowo-waniliowata (serkowo-budyniowa?) słodycz wyszła ciężko i męcząco; mnie aż trochę drapało od niej w gardle.

Całość wyszła bardzo nudno; za tłusto i za słodko. Ciężka, rozpływająca się powoli i choć nasuwająca do mózgownicy ciekawe skojarzenia, to jednak męcząca przy dłuższym posiedzeniu. Zabijała mnie jej czysta słodycz lukru i czysta tłustość masła. A mimo to uwierzę, że wielu osobom mogłaby odpowiadać, bo pozbawiona gorzkości czy kwaśności. Ja bym chciała, by była gorzka, a ona... wydawała się tak sucho-wypalona, że aż... wypalona z gorzkości? Masło, herbatniki maślane, lukier i trochę lasu iglastego z migdałami (w cukrze)... mogłabym przyjąć w odwróconej kolejności. Tak to zjadłam, bo zjadłam, by mieć z głowy (choć jeszcze nie dotarłam do połowy a ciężka słodycz w gardle po prostu męczyła okropnie; jednocześnie nie był to czysty cukier realnie zacukrzający - straszny był wydźwięk i połączenie, a więc kumulacja nie moich nut). Nie budząca emocji.
Wprawdzie wyszła ogólnie lepiej jakościowo i głębiej niż np. Moser Roth 70 %, ale biorąc pod uwagę ceny... Zaini jest niewarta uwagi, acz zdaję sobie sprawę, że nie mogę obniżać oceny tylko za bardzo subiektywne odczucia.


ocena: 5/10
kupiłam: Auchan
cena: 8,89 zł (za 75 g)
kaloryczność: 541 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy

2 komentarze:

  1. Las i słodkie nuty jak z opowieści o Jasiu i Malgosi, którzy z każdym krokiem zbliżali się do wiadomej chatki. Pomyślałam o tym, zanim przeczytałam o chatce z herbatników. Sama bym po takim pospacerowała. Pisałyśmy na FB o magicznym świecie. To mógłby być jeden z wymiarów - różne zapachowo-smakowe krainy. Tylko musiałyby się stale regenerować, żeby banda miłośników słodyczy nie zeżarła go do podstaw. Mnie tłustość, jak zwykle, nie razi. Słodycz - nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaś i Małgosia - to zabawne, akurat wczoraj Lilka śmiesznie roznosiła kulki karmy po całym mieszkaniu i śmiałam się, że jak Jaś i Małgosia okruszki po drodze (bo zostawiała je na trasach: miska-legowisko i miska-wersalka).

      Pełna zgoda, co do wymiaru.

      Zauważ, że w odniesieniu do czekolad jest dobry tłuszcz miazgi kakaowej, która jest naturalnie pełna jak orzechy, i po prostu mdło-maślany sam tłuszcz kakaowy. Ten tu to ten drugi, mdły. O ile rozumiem, że można lubić maślaność np. w ciastkach maślanych, białej czekoladzie, bo mają takie być, ale w czekoladzie ciemnej? Tłustość powinna wiązać się właśnie z pełnią kakao.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.