Marka Ajala jakoś nie zdobyła mojego zbyt wielkiego uznania. Nie podobały mi się niskie gramatury - to przy zakupie. Potem zaś... czekolady były na tyle niesatysfakcjonujące, że więcej za nic bym ich mieć nie chciała. Aż nie wiedziałam, co we wstępie tej napisać. Do czasu, kiedy to wygooglałam sobie region Mbingu i trafiłam na ciekawostkę. Jego nazwa w języku suahili oznacza "niebo / raj". Ciekawa sprawa. Od pewnego czasu trochę interesuję się wierzeniami afrykańskimi związanymi m.in. z magią, więc trochę tematy związane z kwestią duchowości / dusz też przewijały się w tym, co czytałam. Ot, ciekawa sprawa.
Ajala Single Origin Tanzania Kokoa Kamili 70 % Cacao to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Tanzanii, z regionu Mbingu, z dystryktu Kilombero.
W trakcie otwierania, ze złotego papierka wyrwały się liofilizowane wiśnie i maliny, głównie słodkie i kwaskawe. Pomyślałam o owocach raczej sproszkowanych, przez co zahaczały o trochę pudrowy ton. W trakcie jedzenia w zapachu umocniła się soczysta, słodka i dojrzała (aż przejrzała?) wiśnia, ale... także pudrowy, niemal słodziutki aspekt analogicznie wzrósł, kojarząc się z rozpuszczalnymi owocowymi herbatkami dla dzieci. Oprócz tego, trochę powagi dodał motyw drzew i orzechów.
Tabliczka mimo że nie wyglądała konkretnie, była mocno twarda. Przy łamaniu trzaskała głośno jak suche, dość grube gałęzie.
Rozpływała się kremowo i gęsto, dość tłusto, a jednocześnie bardzo, bardzo soczyście. Była trochę jak śmietankowe lody owocowe, z mnóstwem owoców i pyliście-owocowym efektem.
W smaku pierwszy pojawił się delikatny smak czerwonych, bardzo słodkich owoców. Szybko pokazała się dojrzała, miękka wiśnia - niemal przejrzała, soczysta i głównie słodka, a jedynie z domieszką kwasku.
Obok szybko pojawił się motyw różowego lukru zrobionego z liofilizowanymi i sproszkowanymi owocami. Wciąż były to wiśnie, ale też coś delikatniejszego - maliny?
Wiśnie zadbały o kwasek, podkreślając tym samym swoją soczystość. Na zasadzie kontrastu jednak, maliny wyszły bardziej słodko. Przemieszały się, a ja zaczęłam myśleć o całej, niejednoznacznej mieszaninie. Słodycz niemal pudrowa, sproszkowana i rodem z rozpuszczalnych, owocowo-cukrowych herbatek dla dzieci miała się bardzo dobrze. Do głowy przyszedł mi wariant "owoce leśne". Głównie słodki, acz z kwaskiem w tle. Zrobiło się cukierkowo-słodziaśnie, ale na tyle soczyście, że raz po raz słodycz mignęła mi sorbetami oraz owocowymi lodami zrobionymi na śmietance.
Nie przeszkodziła jednak gorzkawej nutce, prezentującej drzewa ze starą, nieco popękaną korą. Delikatne słońce je rozświetlało i rozgrzewało, budując niemal magiczny, wróżkowy klimat. Drzewa mieszały się z orzechami, łagodniejąc. Wyłoniła się nieco pieczona nuta. Doszukałam się delikatnego, słodko-czekoladowego ciasta z wiśniami.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa różowo-owocowy lukier okazał się pokrywać pączki i inne takie dość tłuste, sowicie wypieczone, wysmażone ciasto-bułki. Zaczęły wypierać ciasto czekoladowe. "Pieczoności" wzrosły, pojawiła się maślaność i narosła śmietankowość. Słodycz zrobiła się ciężka. Odnotowałam muliste, jasne ciasto. Maślano-karmelowe? Wilgotne, lepkawe...
I tu ziemia i orzechy trochę się zbuntowały. Wróżki zaczęły płatać figle, zwracając uwagę na konary, które porastają wilgotnawą, ciemną ziemię. Trochę jej moc i ewentualną siekierowość przykryła leżąca na nich opadła kora, liście, ale zaznaczyła swoją obecność, co ewidentnie spodobało się wiśniom i owocom leśnym.
Lekki, czerwonoowocowy kwasek, chyba aż podkręcony cytryną, przeciął słodycz. Jakby do pączków dołączyło kwaskawe nadzienie. Jakby znów zawalczyło o siebie ciasto czekoladowo-wiśniowo-leśnoowocowo. Końcowo jednak owoce i ta ciężka słodycz tak się zmiksowały, że pomyślałam o dość ciężkich i przesłodzonych lodach owocowych, ale na śmietance, pewnie z kawałkami zawilgoconego ciasta.
Po zjedzeniu został posmak lukrowo-słodki. Wyobraziłam sobie pudrowe herbatki owocowe (leśne, wiśnie), ale też czułam pieczony, ciastowo-drzewny splot. Był raczej neutralny, ciepły, a jedynie o gorzkawość zahaczający. Kwasek po zjedzeniu znikał zupełnie, pojawiła się natomiast... leciutka kakaowość, jakby coś nim oprószonego zjeść.
Całość wyszła bardzo owocowo, ale niestety w przesłodzonym, lukrowo-herbatkowo-pudrowym i cukierniczym sensie. Wiśnie, maliny, owoce leśne - jakby reprezentowały wariant czegoś. Tylko wiśnie chwilami naprawdę nieźle, wspierane ogólną soczystością i smakowitym kwaskiem zasłużyły na pochwałę. Leciutkie drzewa i orzechy nie zbudowały mocnej kompozycji, a ciepło było marginalne.
Trochę skojarzyła się tym samym ze słodziutką, ale jednak bardziej orzechowo-drzewną, jogurtową i aż cynamonową Fjak. Wyszła jednak smakowo gorzej, jeszcze mniej w niej polotu, ambicji, a jednak... przynajmniej nie była aż tak zasładzająco-słodka jak Fjak. Na pewno miała lepszą strukturę (gęstą, taką... czekoladowo wyważoną), toteż oceny takie same. Bardzo daleko im do mimo że maślanej, to obłędnie owocowej (egzotycznie-czerwonej), alkoholowo-ziemistej propozycji Beskidu. W niej mimo zasładzających, budyniowych nut, była także i gorzkość, i kwaśność.
ocena: 7/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 28 zł (za 45 g; około - nie pamiętam dokładnej)
kaloryczność: 588 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: ziarna kakao, syrop z surowego cukru trzcinowego
ile masz lat, jesli mozna wiedziec? jesli nie chcesz podawac dokladnego wieku, to moze chociaz przedzial (20-24, 25-29, 30-34, itd.)?
OdpowiedzUsuńudalo ci sie kiedys nawiazac fizyczny kontakt z osobami poznanymi w necie? czy spotkalas sie z innymi fanami slodkosci, swieczek zapachowych, japonskiego jedzenia, mang, itp. czy raczej takie znajomosci pozostaja wylacznie w sferze wirtualnej?
wymieniacie sie czasem np. czekoladami albo zapachami, wysylajac paczki do siebie nawzajem? czy zwykli czytelnicy tez moga tobie cos wyslac?
Nie lubię podawać wieku, to fakt, ale jeszcze załapałam się na przedział numer 1.
UsuńTak, poznałam polską ekipę Zottera i Kasię, jedną z właścicielek Beskidu. Ogólnie nie lubię spotykać się z ludźmi, więc kontakty ograniczam do internetu. Z poznanych w internecie, zwiaząnymi z obecnymi zainteresowaniami to jakieś 2-3 osoby od słodkości, że tak powiem. Paczki się zdarzają.
Czy czytelnicy mogą? Owszem, aczkolwiek zawsze uprzedzam, że jestem tak wybredna, że wolę wcześniej wiedzieć, co by to miało być, niż dostać np. czekoladę zupełnie nie w moim stylu. Gdybym miała taką dostać, wolałabym, by osoba obdarowująca sama zjadła ją ze smakiem. Jej szczęście bardziej ucieszyłoby niż nietrafiony prezent.
masz jakies zwierzeta poza kotem? jesli tak, to jakie? pokazesz zdjecie?
OdpowiedzUsuńPsiaka maltańczyka Lilkę (https://www.instagram.com/p/CFSWzYmhfV6/). Jest tak ruchliwa, że zrobienie jej zdjęcia, które nie wygląda jak białe tornado graniczy z cudem.
Usuń