poniedziałek, 21 marca 2022

Auro Chocolate Tupi Philippine Origin 70 % Reserve 2018 ciemna z Filipin

Tkwiłam w rozczarowaniu paroma markami, a więc Lindtem, którego miałam za w porządku jako zwykłe czekolady, a który mocno się pogorszył, Firetree z cudowną otoczką, za którą nie nadąża dobra czekolada, a także 100%Czekolady, o których pomyślałam, że może są kolejną dobrą polską marką jak Beskid, a tu jakaś kiepskie wykonanie. Pomyślałam, że warto powykańczać te zawodzące, by z czystą głową poznawać nowe marki (które w szafce już czekały). Stąd właśnie wreszcie ta recenzja - tabliczki, którą przekładałam w czasie, bo najzwyczajniej nie spodziewałam się po niej niczego dobrego. Szkoda, że w dniu zakupu tak nie myślałam (bo nie znałam jeszcze za dobrze marki).

Auro Chocolate Paquibato Single Estate Tupi Origin 70 % Dark Chocolate Reserve 2018 to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao trinitario z Filipin, z regionu Tupi, z prowincji South Cotabato.

Po otwarciu poczułam zapach słodko-soczystych wiśni i czerwonego wina oraz słodkich cytrusów, głównie pomarańczy w formie dżemu pełnego skórek tychże. Może i wiśnie były dżemowate? Ten zaś nasączony winem? Przeplatała się przez to egzotyczna nutka, a w tle wyraźnie zarysowały się drzewa i coś wędzonego. Wytrawniejszego, czerwonego... może właśnie też nasączonego czerwonym winem? Pomyślałam także o dziwnym, niesłodkim marcepanie... Kokosie? Niesłodkim marcepanie kokosowym (czymś odlegle kojarzącym się z niesłodką wersją Zottera Coconut Marzipan). To znów niemal śmietanowy kwasek... też wiążący się z kokosem jak kokosowa alternatywa dla śmietany? Mimo ewidentnie niesłodkich nut, obok nich czuć właśnie wysoką słodycz. Dwudzielność zapachu wydała mi się dziwna. W słodkiej części oprócz owoców czułam też śmietankowy karmel, który w zasadzie wszystko jakoś trochę spajał.

Twarda i masywna tabliczka przy łamaniu wydawała głośne trzaski, przypominające huki armat.
W ziarnistym przekroju dostrzegłam połyskujące kryształki.
W ustach okazała się gładka, a przynajmniej do pewnego momentu. Z czasem pojawiało się trochę drobinek. Rozpływała się bardzo powoli, trochę niechętnie. Z czasem nieco się gięła, acz nieznacznie. Niemal do końca zachowała swoistą twardość i kształt. Opływała niczym zbite, twarde lody coraz to kolejnymi, nieco wodnistymi, nietłustymi falami. Była dość... sucho-ziarnista, a przy tym upuszczająca wodę i znikająca jak woda. Na koniec lekko ściągała.

W smaku pierwsza pojawiła się słodka pomarańcza. Wzbogaciła się o goryczkę skórki i włókien, po czym wzrosła słodycz i je także zasłodzono. Zupełnie jakby szybko przerobić ją na dżem z ogromną ilością skórek... Albo "ukandyzować" je?

Pomarańczę opłynęła pewna mleczność... Dodatkowo umożliwiła rozwinięcie się słodyczy. Do głowy przyszedł mi owocowy, bardzo słodki sernik.

A jednak i kwaśność, dość soczysta, zaznaczyła się w tle. Należała do cytrusów i ogólnie egzotycznych (żółtych?) owoców. Pomyślałam o cytrynie, podkręcającej... jakieś kwaskawe, choć kandyzowane owoce.

Prędko pojawiła się także gorzkawość niezwiązana ze słodyczą i owocami. Kręciła się przy niej podwędzona nuta. Obie pomykały wśród drzew. Pojawiła się wśród nich nuta z zapachu: niesłodki marcepan. Wydał mi się za to nieco alkoholowy, nieco... kokosowy? Jak marcepan z wiórków kokosowych (wyobrażenie) albo jedno z drugim, dziwnie połączone? W kokosie też kryła się pewna goryczka. Może taka... drzewna? Sam kokos nie był zbyt jednoznaczny i mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wydał mi się wyraźnie mleczny.

Odnotowałam subtelny kwasek owoców... bardziej cierpkawych, choć wciąż słodkich. Pomyślałam o wiśniach podchodzących pod czerwone wino. Ewentualnie słodko-kwaśny dżem, podkręcony nim.

Lekki kwasek zagrał wówczas... śmietaną? Tylko że... jakby jej kokosową alternatywą? Dziwna cierpkawość pojawiła się także przy niej, ja zaś pomyślałam o... "podwędzonej mleczności"? Dziwaczne nuty zaczęły się jednak zaraz mieszać z owocami.

I nagle słodycz gwałtownie wzrosła. Wyszła cukrowo. Owoce wyraźnie się skandyzowały. Myślałam o zacukrzonej pomarańczy i jakiejś cukrowej odsłonie mango. Może też kandyzowanego? Pudrowo-cukrowego... Aż cukierkowego? Ale jakby w ciepło-alkoholowym sensie? Znów pomyślałam o dżemie z alkoholem, bardziej jednak jakimś koloru pomarańczowego (z pomarańczy? ale też z innymi owocami). Egzotyczne i cytrusowe owoce wydały mi się strasznie przecukrzone, a jednak zmieszane z echem mlecznym... Mignęły mi żelki z białym spodem, potem raczej twaróg (w sensie, że... kanapka z nim i dżemem?) czy nawet sernik z dżemowatym czymś (wsadem? warstwą?).

Wiśniowe nuty pod koniec też zeszły się z mlecznością - wiśnie zrobiły się jogurtowe jak... przesłodzony jogurt wiśniowy. Nie wykluczam, że jakaś jego kokosowa alternatywa. Przy tym znów pojawiło się trochę drzew. Moje myśli krążyły wokół łupiny-skorupy kokosa, wokół... cierpkawych, ale delikatnych, dość jasnych drzew. Za tym łagodnieniem odnotowałam swoistą pikanterię... czy to alkoholu (wina?), czy przypraw. Korzennych m.in. z chili? Ich rozgrzewanie mieszało się ze słodyczą i cierpkawą nutą drzew. Słodycz była przesadzona i tak, a jeszcze znów odezwał się wręcz śmietankowy, cukrowy karmel.

Akurat, by właśnie jakaś cukrowo-karmelowa śmietanka, "ucukrzone owoce", a więc egzotyczne, pomarańcze i wiśnie w cukrowym, łagodnym wydaniu zostały w posmaku. Czułam także drzewa i lekko wędzony motyw, ale wydawał się marginalny. Cierpkość czy tanina pobrzmiewała niepewnie.

Całość wydała mi się przesłodzona i irytująco niezgrana, aczkolwiek wciąż w porządku. Niesłodkie nuty czuć (drzewa, marcepan, kokosowość), nawet kwasku nie brakowało (wiśnie, cytrusy i inne owoce; a także mniej miła śmietana), jednak i tak wyszło cukrowo jak zacukrzone owoce. Może to kontrast... ale... także struktura była męcząca. To było takie... spokojne, zbyt delikatne. Wszystko złożyło się na kompozycję nieco męczącą właśnie. Niby nie mam do czego się czepiać jakościowo, a jednak coś mi w tym nie grało. A potencjał był - w miarę obiektywnie pewne nuty były nawet bardzo intrygujące (niesłodki marcepan - dziwne, acz raczej pozytywnie; kokosowa alternatywa śmietany - nienawidzę śmietany).
Ta Auro w zasadzie wyszła podobnie do drzewno-winnej Auro Paquibaito, która była jednak słodka w mniej irytujący, odstający sposób (miodowo), a intrygowała dziwnie bambusowymi nutami.
Wiśnie, wino, palone drewno i dynamiczne owoce, jogurt czułam też w Auro Saloy, która zaś była nieporównywalnie lepsza od obu.


ocena: 7/10
cena: 25 zł (za 60g; cena półkowa)
kaloryczność: 550 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier muscovado, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.