czwartek, 10 marca 2022

Amano Madagascar Sambirano Valley 70 % ciemna z Madagaskaru

Kiedy mam zacząć przygodę z nieznaną mi dotąd marką, zawsze ważnym jest dla mnie wybór, od czego zacząć. Jaki region, jaka zawartość? Nie chcę trafić ani na najlepszą, ani na najgorszą. Na... najbardziej bazową najchętniej. Stąd na pierwszy ogień od Amano wybrałam z Madagaskaru - bo bardzo dobrze znam ten region i raczej mnie nie zaskakuje (nawet wtedy, gdy wychodzi "niemadagaskarsko niecytrusowo", bo i tak potrafi). Miało to być bardziej... wsmakowanie się w markę? Amano to rzemieślnicza marka amerykańska, założona w 2006 roku. Ponoć jedna z pierwszych, która rozwinęła branżę bean-to-bar. Piszę "ponoć", bo wtedy jeszcze tego nie śledziłam. Dzień przed degustacją za to, jak pomyślałam o opakowaniu dzisiaj prezentowanej, uśmiechnęłam się, bo tak się ułożyło, że niedawno jadłam Domori Trinitario 70 % Teyuna Colombia z równie pięknymi ptakami na kartoniku. A właśnie - co jak co, ale już na starciu Amano miało u mnie plusy za opakowania.

Amano Madagascar Sambirano Valley 70 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Madagaskaru, z doliny rzeki Sambirano.

Zapach, który uderzył przy otwieraniu oddawał obłędnie czekoladowe brownie z malinami i wiśniami. Soczyste i owocowe, sowicie posłodzone miodem. Kwasek i lekka goryczka przeszyły je, grejpfrutem i cytryną podkręcając soczystość. Te kontrastowo wydobyły słodycz miodu, może wanilii i trochę bardziej syropową. Syropu malinowego? Takiego zrobionego z wanilią i miodem...? Albo syropu z owoców leśnych? Odnotowałam ich cierpkość, do której podkradł się cynamon i lekka gorzkawość. Brownie chyba miało kawowe zapędy, albo... kawa pojawiła się gdzieś obok. Trochę orzechów, trochę wanilii, lekko nabiałowa nutka... ta jednak też wiązała się ze szlachetną kwaśnością. Kefiru? Pod miodem doszukałam się też... soczystszej słodyczy - rodzynek? Zwłaszcza już w trakcie degustacji wydały mi się znaczące.

Tabliczka w dotyku i przy łamaniu wydała mi się dość sucha. Była mocarnie twarda jak pełna, gęsta, zastygła na kamień magma. Jej przekrój był bardzo ziarnisty.
W ustach jednak rozpływała się dość gładkawo, może tylko z domniemaniem aksamitnej chropowatości. W zasadzie brak jej tłustości, ale i suchą nie mogę jej nazwać. Miała jakby tłusty poślizg, ale to tyle. W średnim tempie zalewała usta falami niezwykle soczystymi, z czasem robiąc się nieco kremową jak rzadkawy krem mleczny. Taki, który polano sosem owocowym... A chwilami szła w stronę bardziej sorbetu owocowego.

W smaku pierwszy pojawił się cukrowy, delikatnie palony karmel, który prędko otuliła wanilia, zalał jasny miód i syrop. Pomyślałam o miodzie leśnym, z jakiejś aromatycznej polanki. Już w nim było coś soczyście owocowego. Karmel odpowiadał za pewien charakterek, choć ogół cały czas cechowała łagodność, spokój.

Wyobraziłam sobie naturalnie scukrzone rodzynki - istotny był cukier na nich (i w nich?). Rodzynki wyraźnie ususzone, ale... w czymś? Do głowy przyszedł mi duet rodzynki&cynamon. Czymś mocno kakaowym? Aż pyliście suchym i mocno przypieczonym? Takowa ciastowość na pewien czas je zagłuszyła.

Po chwili rozbrzmiało brownie. Czekoladowe, gęste, maziste ciasto z soczystymi owocami wydawało się wciągać w siebie wszystkie inne nuty jak czarna dziura. Przejęło miodowo-syropową słodycz, łącząc ją z owocami. Wyraźniej poczułam słodziutkie maliny... i wiśnie? Z czasem do głowy przyszły mi twarde, słodkie czereśnie, wśród których kryły się takie z sugestią kwasku. Wszystkie te owoce były nie tylko świeże, ale też w dużej części jako syropy i takie farfoclowe, nasączające od środka ciasto. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pojawiło się całe mnóstwo owoców leśnych, w tym jeżyn, odpowiadających za lekką cierpkość.

Brownie wydało mi się aż lekko ziemiste, choć w tle doszukałam się również czegoś mlecznego. Jakby do ciasta dodano czekoladę mleczną? Mleczność wydała mi się naturalnie słodka i słodka... waniliowo? W pewnym momencie wanilia całkiem wyraźnie się pojawiła, dosłodziła ciasto. Albo dano coś mlecznego w jego pobliże... Mleko słodzone wanilią? A jednak i ziemistosty pazurek miało. W czarnej glebie była goryczka nieco kojarząca się z przyprawami. Czyżby ciasto podkręcone było cynamonem gałką muszkatołową czy kardamonem? I... może jednak z jakąś wyrazistszą kwaskawą wisienką czereśnią na wierzchu?

W soczystości owoców, która lała się beztrosko, pojawił się trochę silniejszy kwasek. Poczułam cytrusy - pomarańczę, nieśmiałą limonko-cytrynę i grejpfruta. Przeniknęły do kompozycji za sprawą cukrowo-kwaskawych rodzynek. Grejpfrut swoją skórką wprowadził i rozkręcił gorzkość. Tę podkreśliła także ziemia. Czekoladowe ciasto zaczęło zmieniać się w ciasto czekoladowo-kawowe. Kawowo-kardamonowe? Na pewno wypieczone bardzo mocno.

Mleczność z tła też nieco skwaśniała. Pomyślałam o orzeźwiającym kefirze. Może kefirze owocowym? Z owocami leśnymi, malinami? Jeżynami? Obok tego wszystkiego z kolei pojawiło się moje wyobrażenie o jogurcie w wariancie "pieczone jabłko" z rodzynkami i cynamonem. 

Tu trochę pomogła tym leśnym, pestkowym owocom, kawa, która pod koniec przeplatała się też z orzechami. Gorzkie ciasto czekoladowe uspokoiło się pod ich wpływem i złagodniało. Pomyślałam o orzechach karmelizowanych w miodzie (i cynamonie?). Wyciszyły owoce i ich scukrzenie, czyniąc kompozycję łagodniejszą. Jakby to w nie zmieniły się rodzynki?

Po zjedzeniu została delikatna orzechowość i wyrazista mleczność: zarówno po prostu jako delikatny posmak słodkiego mleka oraz rześko-kefirowa i sparowana ze słodkimi owocami (czereśnie, leśne). Musiano to wymieszać z miodem. Z zaskoczeniem poczułam jednak też stateczną gorzkość, wszystko tonującą i wyciszającą. Z granicy... cynamonu, ziemi i "pieczoności"?

Całość smakowała mi, choć nie przekonuje mnie aż tak wysoka i nieco cukrowa słodycz. Tak samo jej smakowa ogólna delikatność. Scukrzone rodzynki, jasny miód, syropy (z malin, czereśni, owoców leśnych) mieszały się z rześkością kefiru owocowego (z owoców leśnych?) oraz gorzkością płynącą z brownie (kawowego z przyprawami?), co w sumie mogłoby się jeszcze wyważyć, gdyby do gry nie weszło mleko z wanilią i orzechy, łagodzące wszystko i uwypuklające słodycz. Podobała mi się nutka "jogurtu pieczone jabłko z cynamonem i rodzynkami" oraz czereśni, ale niestety były marginalne; a jednak intrygujące! Dużo intensywnej słodyczy, soczysty kwasek i epizodyczna gorzkość - wolałabym odwróconą kolejność, gdy o dominację chodzi. Nie mogę powiedzieć, by dzisiaj prezentowaną bardzo przesłodzono, ale wolałabym mniej ogólnej słodyczy - nie wiem, po co wcisnęli do składu wanilię. Struktura też średnio moja.

Śmietankowo-kefirowe nuty, dużo miodu i "miodowych owoców", a także owoców leśnych, wiśni, podprawionych korzennościami z kawą czułam również w Domori Trinitario 70 % Madagascar (wersja 2016; 2019). Ciepłe, jedynie z nutką cytrusów... Z tą różnicą, że Domori były bardziej drzewne, Amano ciastowo-pieczona. Domori charakterniejsze, mniej słodkie w tak "jawny" sposób i... po prostu pyszniejsze.


ocena: 7/10
cena: 49 zł (za 85g; cena półkowa)
kaloryczność: 505 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne ziarna wanilii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.