sobota, 19 marca 2022

Moser Roth 74 % Cacao Ecuador ciemna z Ekwadoru

W przypływie nieco lepszego humoru czy raczej nastawienia wywołanego złością na nadziewane Lindty, poczułam ochotę na kolejną Moser Roth. Brzmi to co najmniej jak żart, prawda? Już wyjaśniam. Otóż spadek jakości nadziewanych Lindtów bolał mnie o tyle bardziej, że w tym samym czasie dopieścili część oferty "na wyższe półki", a więc czyste ciemne, dodali ciemne mleczne coraz modniejsze w kręgach degustatorów (pomijam, że Excellence 65 % Milk Chocolate wg mnie jest paskudna), wyszli z ofertą dla wegan, unikających cukru... I jakby tym samym uznali, że zwykłe czekolady można robić byle jak. Nie dla mnie - to jedno, ale boli podejście do konsumentów ogółem. No, plus to, że w kilka z Mamą się władowałyśmy, ale to szczegół. Bez tego nie doszłabym do tego wniosku. Skoro więc byłam zła na Lindta, pomyślałam, że może MR nie taki zły i może coś tam mu jednak wyszło. Dzisiaj przedstawiany też wydawał się oszukańczy w stosunku do konsumentów (o czym pisałam przy 80 % Uganda), ale w dzisiejszych czasach... wszystko schodzi na psy i już czasem z rezygnacją macham ręką. A czasem mnie rusza. Ciekawe, jak miało być z tą.

Moser Roth Privat Chocolatiers 74 % Cacao Ecuador Czekolada Gorzka to ciemna czekolada o zawartości 74 % kakao z Ekwadoru.

Po otwarciu do moich nozdrzy "wlało się" czerwone, cierpko-kwaskawe wytrawne wino, którego charakterek podkręciła wyrazista nuta nibsów. Pomyślałam o szybko palonym w wysokiej temperaturze kakao, które po rozgryzieniu zaskakuje soczystością kojarzącą się... z jeżynami? Wiśniami? Raz czy dwa mignęło mi coś trochę cytrynowego. Owoce mimo soczystości okazały się jednak bardzo cukrowe i nie świeżo-surowe, a jakby była to nalewka z nich zrobiona. Z czasem słodycz wydała mi się aż duszno-ciężka. Odnotowałam w niej wanilię, łagodzącą nibsowo-słodowe wątki. Mimo to, ziemistość i alkoholowość nie dały jej się całkiem ugłaskać, a wręcz chwilami jakby nakręcały się z nią nawzajem.
W ciemno dałabym się nabrać, że to na pewno nie czysta ciemna, a tabliczka z nibsami.

Dotykając czekoladę stwierdziłam, że na pewno będzie kremowa. Była bardzo twarda. Przy łamaniu słyszałam trzaski kojarzące się z grubymi gałęziami. Przekrój wyglądał na "zbitkę": trochę proszkową, trochę kremową.
Rozpływała się raczej powoli i gładko-kremowo. Była maziście tłusta w nieco miękko-śmietankowym kontekście, z czasem przejawiając lekką pylistość. Wymykała się z niej lekka soczystość. Było w niej coś, co odlegle kojarzyło się z jakąś rzadko rozpuszczającą się cukrową warstewką - a poczucie to nasilał smak. Stało to na drodze przybraniu gęstej formy lub zalepianiu. Pod koniec lekko ściągała.

W smaku pierwsza pojawiła się wysoka i ciężka słodycz. Uderzyła cukrem, który zasnuła wanilią. Słodycz ani na chwilę nie zelżała, jednak w pewnym momencie już nie rosła, a jedynie zmieniała wydźwięk.

Szybko pojawił się lekki, niemal sugestywny kwasek wina, otwierający drogę ogólnie właśnie smakowi wina czerwonego. Niby wytrawne, bo i cierpkawe... a jednak i sporo słodyczy w nim się znalazło. Pomyślałam o wiśniach, śliwkach i jeżynach - ale jako wręcz cukrowych nalewkach. 

Z czasem  owoce upuszczały więcej niemal cytrynowej kwaśności, która wtapiała się w żwir-ziemię i zanikała.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa na przód, obok alkoholowej cukrowości, wyszła gorzkawość nibsów i ziemi. Pomyślałam pod ich wpływem o żwirze. Kamyczkowatym, mokrym od deszczu i... soku cytryny? Czarna ziemia też pewien soczysty kwasek kryła. Sporo przeplatało się w tym kwaskawo-cierpkich nibsów, znów przypominających o winie i alkoholu. O słodzie? 

Z czasem słodycz zaczęła męczyć. Wanilia i cukrowość szły łeb w łeb, przy czym cukrowość ułożyła się w... warstwę alkoholowego "szkiełka" z czekoladek z płynnym alkoholowym nadzieniem. Musiało to być jakieś... nalewkowo-likierowe, oddające jeżyny oraz ciemne, drobne i słodkie śliwki. Cukier, nasączony i rozmokły, przesiąknięty alkoholem z wanilią, był ciężko-duszny.

Gorzkawość nibsów i ziemi z czasem zaczęła łagodnieć. Kakao zaprezentowało się z bardziej maślanej strony. Słodycz wykorzystała to, aż nieco grzejąc w gardle (co nasilił alkoholowy wydźwięk).

Pod koniec, z racji nibsów i czekoladkowości, a także alkoholowego klimatu do głowy przyszły mi cukierki typu trufle ze sporą ilością alkoholu i aż scukrzone. Przesłodzone, kakaowo-alkoholowe i... maślano-kakaowe? Przewinął się też mousse / krem kakaowy z nieco grzybowo-torfową nutką. Niewątpliwie tłusty i ciężko-słodki.

Po zjedzeniu został posmak nibsowo-kremowokakaowy, pewna tanina wina i nalewkowa cukrowość. Miało to owocowe zabarwienie śliwkowo-jeżynowe. Czułam również wanilię, ale w jakby goryczkowato-przerysowanym kontekście.

Całość w zasadzie była smaczna, ale wydźwięk słodyczy aż ciężkością przytłaczał. Była cukrowo-alkoholowo-waniliowa. Nuty wina, jeżyn i nibsów, ciekawy bardziej żwir niż ziemia zaintrygowały mnie, jednak słodycz ogólnie za bardzo mi od nich uwagę odciągała. Dziwne było tu, jak jakby kakaowa nibsowość stopowała soczystość zamiast ją podkręcać. 


ocena: 7/10
kupiłam: Aldi
cena: 5,99 zł
kaloryczność: 583 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa 60,2%, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, naturalny ekstrakt waniliowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.