Jakiś czas temu zaczęła nawiedzać ochota na duet kokosa i kakao. Najchętniej jako dobra ciemna czekolada z nadzieniem kokosowym, jednak wystąpił problem: czy taka istnieje? "Dobra" w moim rozumieniu. I liczyłam się nawet z zacukrzeniem. Już nawet zaczęłam desperacko myśleć o wedlowskiej Gorzkiej Kokosowej, ale szybko sama z siebie się tylko zaśmiałam. Potem władowałam się w parszywego Lindta Chocoletti Kokosnuss i już wiedziałam, że półśrodki nie przejdą. Przejrzałam komodę, co ja tam też mam. Nic nadziewanego kokosowego, ale... Była cukrowo-kakaowa, o lichej zawartości kakao, m.in. z kokosem. Na pewno nie miałam ochoty na kokosa w parze z owocem (a taką miałam Moser Roth). Za tą w dodatku optowała obecność orzechów - takich wolę zbyt długo nie trzymać, a jeść je jak najświeższe. I wybierałam czekoladę na dzień pełen wykładów i pisaniny naukowej, toteż taki cukro-czekodopalacz wydał się odpowiedni (a np. za nudny na dzień, w którym spokojnie mogę przy czekoladzie niemal medytować).
Fin Carre Way to Go Orzechy Pekan i Kokos 51% to ciemna czekolada o zawartości 51% kakao z Ghany z orzechami pekan i kokosem (w opisie jest "z wiórkami kokosowymi", ale mam wątpliwości, bo chyba nie tylko, a też z "płatkami"), marki własnej Lidla.
Po otwarciu poczułam intensywny zapach, na który złożył się dominujący kokos, mocno palona gorzkość oraz ogrom orzechów. Kompozycja była wysoce palona. Kokos stanowił swego rodzaju spoiwo między tymi dwoma, sam zaś przeplatał wątki płatków i wiórków (w tej kolejności) kokosowych oraz mleczka. Dołożył im lekką soczystość. Z tym zgrała się ogólna, wysoka słodycz palonego cukru... tak, karmelu. Było w niej coś miodowo-likierowego, syropowego (jak z kokosowych trufli bez realnego alkoholu?), może scukrzonych rodzynek (soczystość kokosa to podsycała). Choć ryzykowna, to jednak przełamana przez poważniejszy, zielono roślinnie-ziemisty wątek.
Tablica w dotyku wydała mi się trochę ulepkowata i pylista, aż nieco brudziła dłonie (pyłkiem kakao). Była twarda i masywna, a jednak przy łamaniu trzaskała średnio głośno. Nie musiałam używać za dużo siły z racji jej kruchości. Przy odgryzaniu kawałka już niestety tak. Dodano do niej bowiem mnóstwo dodatków napędzających to wrażenie. Znalazły się głównie na spodzie tablicy; wierzchy kostek były jedynie z pojedynczymi wiórkami. W zasadzie nie dało się jednak zrobić kęsa, by choćby nie zahaczyć zębem o dodatek.
W ustach rozpływała się łatwo, w umiarkowanym tempie. Miękła minimalnie, wykazywała maślaność i lekką śliskawość, a z czasem przybierała formę zlepka dodatków... Jakby powlepianych w zbitą grudkę budyniu, który smugami się spośród nich wymykał... Przez ilość dodatków czekolada znikała na nic. One... jakby rozbiły jej potencjalną gęstość, której domniemanie gdzieś tam się tliło.
Choć przesadzili z ich ilością, psując strukturę czekolady, jakości dodatkom odmówić nie mogę.
Pekany były kawałkami głównie bardzo małymi, ale też średnimi, w porywach ćwiartkami. Okazały się w pierwszej chwili pochrupujące, potem zaś miękkie i tłusto-soczyste w świeżym sensie. Wszystkie z zacnymi skórkami.
Kokos wystąpił pod postacią wielkich wiórków oraz ich kawałków, jak również całych kawałków płatków (aka chipsów) - wydawało się, że dali go o wiele więcej od orzechów. Wiórki i kawałki w pierwszej chwili sprawiały wrażenie twardych. Gryzione początkowo mocno chrupały, popisując się wręcz pewną kruchością. Niektóre niemal udawały wafelki. Z czasem wykazywały świeżą soczystość, aczkolwiek wciąż chrupiąc. Jakby szybko i mocno podprażone z wierzchu, że w środku zachowały świeżą soczystość? Pogryzione znikały, nie miękły ażeby się memłać, nie męczyły.
Dodatkami zajęłam się już gdy czekolada zniknęła, choć po trochu "obok czekolady" zdarzyło mi się nadgryźć czy podessać pojedyncze sztuki. Jak tak jadłam i jadłam, okazało się, że w zasadzie zdało to egzamin... dodatki nie narzucały potrzeby gryzienia całości, ale i tak nazbyt zlepkowate to było. Najwięcej radości sprawiało mi już na koniec najpierw rozprawienie się z wiórkami, potem zaś z orzechami. Wiórki gdy czekolada się rozpływała... gryzienie mocno, ale jednak jedynie, sugerowały, powiem tak. Rozmieszczenie dodatków (na spodzie) uratowało sytuację. I tu muszę się trochę czepnąć, bo... niekoniecznie kluczem do sukcesu byłoby zmniejszanie ilościowo; w tak grubej tablicy spokojnie mogli sobie pozwolić na np. połówki orzechów.
W smaku czekolada przywitała się mocno palonym smakiem, a więc pewnym ciepłem i m.in. gorzkością. Była stonowana i przypominała czarną kawę, palone ziarna kawy i kakaowe, murzynkowate ciasto. Takie... jeszcze ciepłe, w przypadku którego przesadzono z cukrem, który błyskawicznie zmienił się w karmel.
Prędko w wymienione twory wlała się też niemal cukrowa słodycz likieru kokosowego, słodkiego syropu... zrobionego na bazie miodu. Słodycz była od początku bardzo wysoka, potem jeszcze trochę wzrosła, ale rozkładając wachlarz rozmaitości. Kawa z syropem kokosowym, ciasto nasączone takowym likierem i miodem... Ten od palonej goryczki podciągnął paloność właśnie. Wyraźny karmel otulił kokosa. Wszystko rozgrzewające, trochę jak ciasto tylko co wyciągnięte z piekarnika.
Poprzez słodycz wkradł się motyw nugatu ogólnie orzechowego i maślaność. Kompozycja wydała mi się nieco śmietankowa... w kokosowy sposób. Im dodatki bardziej się odsłaniały, tym moje myśli coraz bardziej uparcie krążyły wokół śmietanki / mleczka kokosowego, kokosowo-miodowych nugatów i karmelizowanego kokosa.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa goryczka i cierpkość kakaowej bazy wraz z powyższymi zasugerowała ziemię porastaną młodymi, zielonymi roślinkami. To było świeże i rześkie. Nie musiałam rozgryzać dodatków, by także je poczuć. Orzechy pekan stały jakby na czele całego orzechowego miksu, trochę z nugatowo-miodowym echem. Kokos z kolei... mieszał się z roślinnością. Wyszedł bardzo naturalnie i wyraziście. Do głowy przyszła mi woda kokosowa, pulpa i łupiny kokosa, kokos zwęglony...
Nuty palona oraz cukrowo-waniliowa, nieco likierowa (bez procentów) otulały niemal surowe, minimalnie podprażone pekany i naturalnego kokosa o orzechowym charakterze. Raz czy dwa odnotowałam chyba lekką goryczkę oleju kokosowego zmieszanego z kawą. Mimo to było ryzykownie słodko. Czekolada znikając, zaleciała leciutko cierpkością, a słodyczą ociepliła gardło. Jakby tak łyknąć zacukrzoną, kokosową kawę.
Na koniec jednak zostały dodatki, zupełnie tonujące przesłodzenie, do którego kompozycja zmierzała.
Dodatki gryzione po czekoladzie dały się poznać jako bardzo wyraziste i czyste smakowo. Pekany smakowały w pełni świeżymi, lekko słodkawymi sobą o drobnej goryczce, pochodzącej od skórek. Kokos to w dużej mierze płatki kokosowe (niektóre nawet sugestywnie wafelkowe?), a nie tylko wiórki. Smakował łagodnie i świeżo, aż soczyście i... większe kawałki (płatków / chipsów?) bardziej słodkawo, a wiórki minimalnie bardziej... złudnie kwaskawo (po tej całej słodyczy i cierpkości kakao?). Kokosowy dodatek w swojej czystej wyrazistości mieszał się z pekanami jako splot łagodny, acz z charakterem. Połączenie to wydawało się wówczas aż w pewien sposób... mleczne?
Po zjedzeniu został ogólnie orzechowy posmak głównie pekanów, podkreślony pewną ziemistością oraz kokosowy jakby... palono miazgowo-kokosowo wiórkowy. Czułam też wysoką słodycz, ale nie przecukrzenie totalne.
Całość uważam za niezłą, ale... zbyt zlepkowatą. Mimo że dobre dodatki, a więc świeżo-surowe orzechy pekan (szkoda tylko, że takie posiekane), chrupiący, a jednocześnie soczysty kokos wyszły wyraziście, ale ich ilość aż męczyła. Ciągle było, co gryźć, a one rozbiły czekoladowość. Czekolada stała się zlepkiem, a jednak smakowała przyjemnie gorzkawo, mocno palono, nawet z pewną ziemistością i nutką kawy. Słodycz w całokształcie wyszła w porządku, nie zasładzała. Wprawdzie była wysoka, ale na szczęście niebanalna i pasująca do dodatków.
Przypomniała mi, bardzo odlegle, Lindt Excellence Coconut Intense Dark. Chyba ze względu na "płatkowość" kokosa (u Lindta o wiele klarowniejszą). Poziom chyba ogólnie jeden - Fin Carre wyszła o wiele bardziej naturalnie, nie tak zacukrzająco, a spokojniej; nie była miękkim ulepkiem.
Swoją drogą, nie ma to jak mylące informacje na opakowaniu - nazwy "ulic" na tej mapce. Wśród nich jest "czekolada mleczna" w momencie, gdy ta tabliczka mleka nie zawiera. Uważam to za strzelenie sobie przez producenta w kolano, bo... mało brakowało, a mogłabym czekolady nie zlecić ojcu (gdybym się nie wczytała, czym jest).
ocena: 7/10
kupiłam: Lidl (w zasadzie to ojciec kupił)
cena: około 8 zł (za 180g)
kaloryczność: 561 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, orzechy pekan 7,5%, kokos 5%, lecytyna słonecznikowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.