niedziela, 14 maja 2023

Meiji THE Chocolate Bean to Bar 70 % Peru ciemna z Peru

Nuty wyczuwalne w Meiji tak mnie zachwycały, że naprawdę bolało, iż trochę je zaburza biały cukier. A także, że producent dodał kakao w proszku - może nie odtłuszczone, ale czuć taką jego nutkę. Mogło być tak pięknie... W zasadzie było pysznie, ale wiem, że mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby dopracowali skład. A jednak i tak, niezrażona, nie mogłam się doczekać otwarcia kolejnych. Przy okazji dowiedziałam się, że swego czasu marka współpracowała ze znanym japońskim architektem, Yamato Ratio, który specjalnie opracował wygląd i rozmiar ich mini tabliczek, by maksymalnie cieszyły oko i kubki smakowe. Ciekawe! A jednak i tak bym wolała po prostu jedną, większą. Ale cóż... w obliczu peruwiańskiego kakao nie miałam zamiaru wymyślać, a już zacierałam ręce na udaną degustację. Bo na szczęście ta marka stała się w moim odczuciu już pewniakiem (przynajmniej, jeśli chodzi o tę linię premium).

Meiji THE Chocolate Rich Cocoa Series Bean to Bar 70% Peru to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Peru.

Po otwarciu poczułam mnóstwo słodko-świeżych, jakby soczystych kwiatów i ziemię. Wilgotną i czarną, gorzką, ale też z pewną świeżością. To było jak wczesnojesienny spacer rankiem, po ziemistej ścieżce. Z kwiatów po chwili na prowadzenie wyszedł jaśmin, trochę jakby opadły na ziemię, nieco zwiędły, może nawet gnilny; i słodki. Trochę nalewkowy? Słodycz dodatkowo podkręcił miód, nierozerwalnie związany z kwiatami, a nasączający ziemię. W niej kryły się jeszcze jakby orzechy, ale... to była nuta zbyt roślinna na po prostu orzechy. Może bardziej soja? Ze strączkową wytrawnością? Pomyślałam też o asfalcie i nieco mniej spożywczym przebłysku, który wnosił kwasek. W tym przejawiało się sporo cytryn i grejpfrutów. Wydały mi się też kryć nalewkowo-likierowy wątek.

3 lśniące, małe tabliczki już w dotyku zdradzały kremowość i tłustość, acz przy łamaniu wykazywały masywność i gęstość. Choć twarde, nie wydały mi się twarde bardzo. Trzaski wydawały średnio głośne.
W ustach czekolada rozpływała się średnio wolno. Niemal od razu zmiękła, przybierając postać maślanego kremu. Zaplątała się w niej lekka śliskawość, mimo że nie była gładka zupełnie. Miała w sobie drobny, pylisty element. Cechowała ją tłustość, ale także soczystość, odwracająca uwagę od tych gorszych elementów. I tak jednak całość w końcu znikała jakoś tak licho, na wodę, a zostawiając lekką suchość, ściągnięcie w ustach. Na nich zaś małe otłuszczenie.

W smaku pierwsze pojawiły się kwiaty, wśród których ogromną rolę odegrał jaśmin. Roztoczył delikatność i rześkość. Do tego poczułam coś jakby "smak zapachu bawełny".

Szybko zaznaczyła się też ziemia, niosąc lekką gorzkość. Była wyrazista, na pewno czarna i wilgotna. Zaraz zmieniła się w kawę, a gorzkość znacząco wzrosła. Przez pewien czas dominowała, pozwalając innym nutom płynąć obok swobodnie. Pomyślałam o rozpuszczalnej kawie w granulkach.

Do subtelnej słodyczy kwiatów dołączyła nieco silniejsza, miodowa. To miód jasny, bardzo kwiatowy. Z kwiatów wyłonił się rumianek i z miodem zawalczył o pewną słodką ostrość. Do głowy przyszedł mi anyż, nawet jakieś charakterniejsze zioła, mieszające się z kwiatami i nadające im charakteru.

W tle mignęła mi cytryna. Jako że wychynęła zza słodyczy, pomyślałam o takiej na słodko. Kandyzowanej? Likierowej? Miała nutę białego cukru, aż trochę zadrapała w gardle, ale tę na szczęście w dużej mierze przygłuszyły kwiaty i miód. Ten jednak tracił na wyrazistości. Cytrusowe echo za to cały czas epizodycznie pobrzmiewało.

W tym czasie, jakoś mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, ziemia zdążyła prawie zniknąć, a kawa złagodnieć. Pomyślałam o gorzkawej soi, orzechowym echu - wciąż bowiem czułam gorzkość, ale naprawdę bardzo zredukowaną. O to zadbała nuta masła, która wkradła się na moment niepostrzeżenie. 

Także słodycz i kwiaty zelżały. Wśród nich pojawił się niemal neutralny "ser" tofu. Ogólnie zrobiło się szokująco łagodnie. Tofu jednak mignęło mi lekko soczyście-wędzoną nutą, pojawił się palony wątek i kompozycja odżyła.

Wróciło trochę ziemi, a ja pomyślałam o chłodnym poranku i jesiennym spacerze starą, wilgotną ścieżką... podniszczony asfalt, dużo ziemi i wilgoć. Wokół były kwiaty i zioła, rośliny. Miały w sobie chłód i wilgoć, a także drobną goryczkę. I kwasek?

Kwasek wydobył cytrynę z tła, tym razem już świeżą, wciąż skórkową i... w towarzystwie grejpfruta. Chwilami nawet ją wyprzedzał. Jego słodko-cierpki smak połączył wilgotną ziemię i kwiaty. W oddali mignęła wiśnia i kwitnące wiśnie, ale... jakoś tonęło to w innych kwiatach. Owoce z kolei to głównie cytryna i grejpfrut, acz wyłapałam chyba też echo brzoskwiń. I kwiatów brzoskwiniowych?  Przełamywały słodycz ogólną, acz im też jej w pewnym sensie nie brakowało. Aż trochę drapało w gardle.

Mocna gorzkość jednak nie wróciła na długo, bo pod koniec ziemia przeszła prawie zupełnie w kawę, a ta... odbiła w kierunku cappuccino? Które wciąż próbowało jakąś ziemistość w sobie zamknąć. Wyszła z tego nutka... węgla? Z lekką, słodką ostrością anyżu w tle.

Tofu wydało mi się nagle zaskakująco mleczne. Za mlekiem z kolei czaiła się nuta maślana. Kwiaty podkreśliły mleko. To było jakby raczyć się szklanką mleka przy nieco już zwiędłych kwiatach w wazonie. Motyw zwiędłości wydał mi się istotny. Choć gorzkość już nie miała pierwotnego impetu, to charakterek pozostał. Bardziej jako pewna cierpkość, węgiel, może trochę kakao w proszku, a także kwasek (kakaowo-cytrusowy). Miód prawie zniknął... pobrzmiewał jakby rozwodniony.

W posmaku w sumie już zniknął, ale zostało poczucie wysokiej słodyczy. Bliżej jednak nieokreślonej, może minimalnie białocukrowej, przy czym w bardziej... kandyzowanym sensie? Likierowym? Czułam na pewno sporo kwiatów i ostrawych ziół, świeżość. Tu znowu do głowy przyszedł mi anyż, więc może mowa o anyżówce? Z tą mieszała się roślinność ogólna, węgiel i ziemia. Splotła je wyraźna, kwaskawa nuta cytryny i jej gorzkiej skórki. Do tego maślane echo.

Całość bardzo mi smakowała i zaskoczyła obrazowością. Ziemia, kawa, cytrusy (cytryna i grejpfrut), kwiaty dla Peru wydają się typowe, ale te tutaj... wzbogaciły się o soję, bawełnę, tofu i miód, co wyszło bardzo intrygująco. Co prawda w pewnym momencie złagodnienie uznałam za aż za mocne, cukrowość też mi trochę doskwierała, ale całościowo można na to przymknąć oko. Rumianek, jaśmin i zaskakująca mleczność trochę mnie zaskoczyły swoją obecnością, ale też pasowały. Smakowo to w sumie jeszcze bym się zastanawiała, czy 8, czy 9, czy w ogóle połówkę dać, ale urzekły mnie jej nietypowe motywy.

Była bardzo podobna do Meiji 55 % Brilliant Milk (Peru). Kawa, cytryna i grejpfrut prawie te same, ale mocniejsze, charakterniejsze. Wprawdzie mleczna wersja była bardziej orzechowa, ale to zrozumiałe, że zdecydowała się na coś delikatniejszego. Jej wysoka mleczność z kolei - teraz wydaje mi się, że dodane mleko świetnie podkreślało się z mleczną nutą kakao. O ile mleczna zapachniała mi anyżem, tak ta nim trochę smakowała.
Duszne kwiaty czułam też w Meiji 70 % Blossom Bitter (Peru i Ekwador), ale mam wrażenie, że w podlinkowanej przeważało kakao ekwadorskie. Łączy je jednak pewne przyprawienie, podkręcenie (alkohol, w dzisiaj opisywanej też anyż).


ocena: 9/10
kupiłam: ebay
cena: $6,99 (za 50g)
kaloryczność: 593 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, kakao w proszku, emulgator

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.