wtorek, 4 lutego 2020

Odra Chałwa sezamowa z czekoladą i skórką pomarańczową

Chałwy w swoim życiu za wiele nie przejadłam, ale teoretycznie bardzo lubię jej smak. Realnie jest mi za słodka i zbyt zalepiająca. Normalnie, żeby nie psuć sobie myślenia o niej, raczej żadnej bym nie kupiła... Moje Tesco jednak zostało zamknięte. Gdy ogłoszono tę decyzję, z Mamą ruszyłyśmy się zaopatrzyć w produkty marki własnej, które lubiłyśmy. Wiedziałam bowiem, że nie będzie mi się chciało jeździć na drugi koniec miasta po pojedyncze rzeczy. Od wielu lat miałam zamiar spróbować chałwę z Tesco z fistaszkami i zawsze stwierdzałam: "poczeka", "kiedyś tam". Znalazłam się jednak pod murem! Musiałam ją kupić. Jak więc już miałam chałwę z dodatkiem, niestandardową...
Gdy Mama kupiła limitowane, dość dziwne jak na chałwy, smaki Odry... byłam mięciutka i plastyczna na sugestie, że "może jeszcze takie, też z dodatkami do porównania". Jak ta kobieta mnie zna! Nie byłam przekonana ani do smaku karmelu w chałwie, ani tym bardziej do soli. Patrząc na skład, bałam się... W zasadzie planowałam oddać ją Mamie z powrotem, nie próbując. Pomyślałam jednak, że to chyba za dziwne smaki, by miały mnie ominąć. I tak zdecydowałam się na zaczęcie od wariantu bezpieczniejszego, choć trochę kojarzącego mi się z niezłym pomysłem Wedla: pomarańczowo-piernikową. A decyzję przyspieszyłam, bo mimo jeszcze obiecanych 5 miesięcy ważności, chałwa trochę popuściła - opakowanie było mokre od oleju! Całe szczęście, że trzymałam ją ze słodyczami "potencjalnie dla Mamy".


Odra Chałwa sezamowa z czekoladą i skórką pomarańczową to chałwa sezamowa z czekoladą ciemną o zawartości 70 % kakao i kawałkami kandyzowanej skórki pomarańczowej; edycja limitowana na zimę 2019/20.

Już otwierając poczułam smakowite połączenie goryczki sezamu i skórki pomarańczowej, bardzo znaczących dla bardzo słodkiej chałwowej bazy. Była przy tym zaskakująco soczysta, a ogół jak najbardziej kuszący.

Niestety jednak... z chałwy coś aż się lało ( to z kolei odrzucało): lepiąca wydzielina z... oleju, słodkiego syropu i jakby czegoś wodnistego? Odsuszałam to ręcznikami papierowymi bez końca. Ze zdziwieniem odkryłam, że nie był to sam tłuszcz. I tu po raz pierwszy pomyślałam, że dodatki chyba zmielono / stopiono i wmieszano w masę chałwową, a nie że dosypano kawałki. Nawet kolor wydał mi się dość ciemnawy jak na chałwę.
dowody zbrodni
Mała chałwa okazała się bardzo twarda. Przełamywana szła w strzępy, a kroić... było ciężko. Spróbowałam, ale nóż udało mi się wbić do połowy, reszta ułamała się. Te strzępy jednak też nie były takie, jak w normalnej chałwie. Kryły dziwne białe włókna - w pierwszej chwili wystraszyłam się, że patrzę na robaka, ale to chyba "coś", co się zrobiło z cukru i syropu glukozowego.
Mimo tłustości i pewnej soczystości, okazało się to zaskakująco kruche. Kruche i twarde, więc jedzenie widelczykiem było prawie niemożliwe.
Właśnie już przy jedzeniu spotkało mnie kolejne zaskoczenie. Oto chałwa była twarda, a w ustach niemal natychmiast częściowo się rozpuszczała, wykazując lekką soczystość. W ciągu następnej sekundy pozostała już tylko twarda, cukrowa gruda i dziwne włókna jak z plastiku (z czasem też się powoli rozpuszczały). Te jej strzępy... nie były chałwowe, a... dziwne (jak kamienne cukierki?). Przypominała... kawałek Daima albo wyjątkowo spory dodatek z Toblerone. Przylepiała się do zębów, w inny sposób niż zwykłe chałwy. Typowego dla chałwy skrzypienia prawie nie uświadczyłam; o delikatności mowy nie ma. Może tylko złudna suchawość.
Skórek przeciętnej wielkości znalazłam w niej zaskakująco sporo. Okazały się miękkie, nasączone i lekko cukrowe. Z jednej strony złe, z drugiej nie aż tak jak chałwa.

W smaku od początku poczułam wysoką słodycz i soczysty smak soku pomarańczowego.
Zaraz jednak pomarańcza zrobiła się bardziej goryczkowata, odsunęła się na tył. Wyraźniej rozszedł się smak bazy.

To wyrazisty sezam o zadowalającym poziomie gorzkości, wymieszanej z mnóstwem słodyczy. Nie odebrałam jej jako czysto cukrowej, acz niestety coś mi właśnie w niej nie grało. Pobrzmiewała czymś sztucznym, bliżej nieokreślonym, ale na szczęście nie stało to na pierwszym planie.
Goryczka sezamu mniej więcej w połowie wzrosła, dołączyła do niej nutka kakao. Lekko goryczkowato-cierpkie, dodatkowo osłabiło słodycz.

Po wszystkim pozostał posmak głównie pomarańczy, obrzydliwe zasłodzenie spowodowane nie tylko cukrem oraz goryczkowaty motyw sezamu. W gardle paliło, a usta wydawały się straszliwie otłuszczone.

Po pierwszym, malutkim skubnięciu-kęsie obrzydziło mnie to do tego stopnia, że chciałam wszystko szurnąć do śmieci i mieć spokój, ale jak już poznałam, z czym mam do czynienia, jak powiedziałam sobie, że taka struktura - choć tragiczna! - nie zabije mnie... Próbowałam to rozwalać widelczykiem i pozwalać temu rozpuszczać się w ustach, bo pogryźć się nie dało. No, a jednak chciałam coś tam zjeść, by zrecenzować... I tak zmęczyłam połowę.
Zaskakująco nie przesłodzona, niestety mająca dziwny wydźwięk słodyczy. Czekolada (rozpuszczona?) wzmocniła goryczkę sezamu, ale jako czekoladowej chałwy tej nie odebrałam. Skórka w zasadzie wyszła znośnie... Gdyby tak zamiast syropu był tylko cukier, obstawiam, że byłaby to chałwa świetna. A tak nie dość, że popsuł smak to jeszcze sprawił, że konsystencja to jakaś kpina.
Drugą połowę oddałam Mamie. Według niej to nie chałwa, a jakaś tragedia: "Tego się pogryźć nie dało! To ma być chałwa? To jakiś dziwny kamień i tak dziwnie się utwardzało." Żeby powiedziała coś o smaku, aż musiałam cisnąć, bo przez strukturę chyba prawie nie zwróciła uwagi: "No smak jak smak, wolę te zwykłe chałwy". Drugi wariant postanowiłam oddać. Ta i tak była obrzydliwa, więc jak jeszcze pomyślałam o dodatku cukru z masłem i solą, byłam pewna, że to nie dla mnie.
(Btw, utwierdziłam się w tym, powąchawszy, gdy Mama jadła. Poczułam bowiem maślaną krówkę i palone masło. Od razu pomyślałam, że ni jak nie chciałabym tego mieszać z chałwą. Potem... zobaczyłam, jak Mama wyciąga z ust karmel (a uwielbia karmel!). Tłumaczyła, że "Tego się pogryźć nie da... a i chałwy przez to nie czuć. Ale chyba sama chałwa lepsza niż ta czekoladowo-pomarańczowa.")


ocena: 2/10
kupiłam: Kaufland (Mama kupiła)
cena: mówiła coś o 2,50 zł (za 40g)
kaloryczność: 526 kcal / 100 g; sztuka (40g) 210 kcal
czy kupię znów: nie

Skład: miazga sezamowa 41 %, syrop glukozowy, cukier, czekolada ciemna o 70% zawart. kakao 4% (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa), kandyzowana skórka pomarańczy 4% (skórka pomarańczowa, syrop glukozowo-fruktozowy, cukier, regulator kwasowości: kwas cytrynowy), olej rzepakowy, tłuszcz palmowy, aromaty, białko jaja w proszku

7 komentarzy:

  1. Tragedia :/ moja chałwa też ostatnio popłynęła ... cała półka w kuchennej szafce była zalana tłuszczem :( a to ta sama którą jem od Lat ...
    Nie wiem co się stało :/
    Tej bym nawet nie kupiła z uwag i na skład.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja kupiłam tylko karmelową ale według mnie była pyszna :D w mojej karmel na pewno dało się pogryźć, bo też go wyskubałam i próbowałam osobno - wydaje mi się, że ta twardość jest niestety spowodowana strukturą chałwy, którą faktycznie ciężko jest pogryźć. Na pomarańczowa się jednak nie skusiłam bo nie przepadam za skórką pomarańczową :p gdyby dodali same kawałki czekolady to już bym kupiła :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie myślałam, że będzie z kawałkami czekolady. A tu zaskoczenie.

      PS Jadłaś M&Ms'y z karmelem? Ponoć ten karmel też nie do pogryzienia, a teraz próbuję porównać Wasze odbieranie twardości, kiedy jest Wam już kamienna. :P

      Usuń
    2. Nie jadłam, ale w takim razie kupię na spróbowanie :D widziałaś je gdzieś stacjonarnie w Krakowie?

      Usuń
    3. Wybacz, ale ja na takie produkty w ogóle nie zwracam uwagi. Skoro Mama je sobie kupiła, to pewnie w Biedronce.

      Usuń
  3. Ja chałwę uwielbiam i w teorii, i w praktyce. Wspomnianą we wstępie świąteczną wedlowską baaardzo chciałam i nigdy sobie nie wybaczę, że nie kupiłam. Widziałam na Insta, że w tym roku wróciła, tyle że dało się ją kupić tylko w jakimś chujosklepie na drugim końcu świata.

    Albo nigdy nie jadłam chałwy Odry, albo po prostu nie pamiętam. Raczej to pierwsze. Parę lat temu lubiłam... ba! uwielbiałam produkty tej marki. Obecnie produkuje słodycze boleśnie niskiej jakości, z niegdyś doskonałymi truflami włącznie.

    Trudno mi wyrazić opinię po samym przeczytaniu recenzji, toteż tego nie zrobię. Mnie nie obrzydza lejąca się na papier chałwa, baklava etc. Wycieram i no hard feelings. Co innego twardość. Kamienna chałwa? Wtf? Z truflami stało się dokładnie to samo. Można rzucić nimi komuś w łeb i go zabić. Kojarzę 'daimowienie' chałwy. Nie wiem, czy każda na to cierpi, zjadłam zbyt mało rodzajów. Nie lubię zbrylania się w małe karmelowate Daimo-nugaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciła w zmienionym (brzydkim w dodatku) opakowaniu, co mnie już sceptycznie nastawiło. Pociesz się, że mogli zepsuć też samą chałwę.

      Ja właśnie chyba jakąś jadłam... Ale teraz już też nie wiem. Mleczna? Brzmi dziwnie, kojarzę, że i kiedyś mnie dziwiła, ale czy dziwiła, bo zjadłam i była dziwna czy tylko "chałwa mleczna" brzmi dziwnie? Jadłam jakieś smaczne trójkąciki z orzechami (sprzedawane w dużych kołach?) daawno temu, możliwe, że Odry, ale obecnie jakoś jak widzę ich produkty to nawet nie chcę patrzeć. :>

      Ta się lała w wyjątkowo dziwny sposób. Chyba. To było... w ogóle dziwne.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.