niedziela, 10 maja 2020

Zotter Plum Jam ciemna 70 % z powidłami śliwkowymi z rumem i kremem z białej czekolady i rumem oraz z cienką warstwą białej czekolady

Czasem, pisząc o nutach w jakiejś ciemnej czekoladzie, używam sformułowania np. "śliwkowe twory", przez które rozumiem: śliwkowe nalewki / likiery, dżemy, konfitury, kompoty, powidła... wszystko akurat zależy od tabliczki, tu jednak chodzi mi o same twory. Śliwki ogólnie lubię, w sezonie na nie niestety coraz rzadziej trafiam na satysfakcjonujące mnie, a suszone (wydaje mi się) - z rynku chyba zniknęły te "nasze", są głównie kalifornijskie (dla mnie zdecydowanie za słodkie). Jedyne tak likierowo-słodkie wino (a właściwie umeshu - to bardziej lekka nalewka), jakie lubię (bo wolę czerwone, mniej słodkie) to Choya śliwkowe, a powidła budzą same dobre skojarzenia. Gdy więc trafił do mnie śliwkowy zotterowy duet, bardzo się cieszyłam. Plum Brandy okazała się smaczna, ale dość prosta. Jaka miała wyjść wprost "powidlana" czekolada ("Powidl, a type of Austrian plum jam..." - cytując z opakowania)? Nawet nie wiedziałam, że powidła to twór charakterystyczny dla austriackiej kuchni. Wtedy wczytałam się w opis tabliczki i moja radość nieco zmalała, bo za tłuszczowo-"białe" wydało mi się wnętrze (+jestem sceptyczna do tych "cienkich warstw czekolady jakiejś tam"), ale ej! Powidl... Znaczy się powidła czekolad... czekały! Aż mi się już język plątał (czyżby to po dzień wcześniej jedzonej Plum Brandy? a może już na myśl o tegodniowym rumie?).
I naszła mnie taka myśl, że właściwie... wyszło to jak zotterowa wersja nadzień "dżemor + biały / mleczny krem". To już mi się fajne wydało (zdarza się, że bardzo nachodzi mnie na taką formę, dobrze zrobioną).


Zotter Plum Jam to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao nadziewana (19%) kremem na bazie powideł / dżemu śliwkowego i tłuszczu kakaowego z rumem oraz (30%) kremem z białej czekolady i rumem oraz z cienką warstwą białej czekolady.

Po rozchyleniu papierka poczułam słodko-korzenny zapach, który od razu skojarzył mi się z nieco przesłodzonymi białymi czekoladami z cynamonem. Wkomponowane to było w czekoladową otoczkę, niosącą palone nuty chleba ze śliwką (zwłaszcza, gdy wąchałam wierzch lub po przełamaniu). Właśnie że i sama śliwka, cierpko-soczysta była od razu wyczuwalna. Mieszała się z cynamonem i goryczką... którą po przełamaniu określiłam jako pochodzenia rumowego. W trakcie jedzenia zapach odebrałam jako należący do śliwkowej brandy / nalewki. Było to tak namieszane, że aż nie umiem jednoznacznie stwierdzić, czy smakowite.

Przy łamaniu sama warstwa czekolady lekko trzasnęła, ale całość, mimo że dość konkretna i gęsta, sprawiała wrażenie delikatnej - takiej, która zaraz się rozwali. Otóż warstewka białej czekolady mocno trzymała się ciemnej, a maziste nadzienia... też się jej i siebie nawzajem jakoś tam trzymały. Całość była więc lepiąca i mazista.
W ustach czekolada ciemna okazała się gładko-kremowa, powoli pozostawiająca po sobie smugi.
Biała w zasadzie zlała się z nią. Obie były dość tłuste i gęste.
Nadzienia wyciskały się spod nich dosyć szybko: mleczne chyba konsekwentniej i cały czas, a śliwkowe miało moment debiutu, a potem leniwie zalegało, czekając na swoją kolej bliżej końca.
W każdym razie mleczny krem okazał się kremem bardzo rzadkim... niczym tłusta, zastygająca białej czekolady. Co za tym idzie, wydał mi się za tłusty w sposób pełnomleczny i śmietankowy.
Powidła z kolei też były tłustawe, ale te z kolei zaskoczyły swoją gęstością. To nie dżem, a dżemowato-śliski, nie do końca gładki (bo czuć drobinki skórek) krem o minimalnej soczystości. Były zbite i nieco żelowe, toporne i rozpuszczające się powoli, ale szybko mięknące i rozłażące się.
W obu nadzieniach trafiłam na element obrzydliwości.

W smaku sama czekolada zaserwowała mi sporo palonej gorzkości o charakterze kawowo-odymionym, nieco chlebowym. Oddzielenie jej od białej było strasznie trudne, ale w smaku różnicę czuć. Biała przedstawiła się jako maślano-waniliowa i śmietankowa; wydawała się dosładzać ciemną. Trochę to toffiowato wyszło. Czekolady nieco przesiąkła rumem ze środka.

Rum i nuta muląco-słodkiej, palono-korzennej śliwki szybko zaznaczyły swoją obecność, ale nie wyrwały z kopyta.

Nadzienie białe dołączało bowiem do czekolad poprzez maślano-mleczny smak, który natychmiast kojarzył się z zasłodzonym mlekiem skondensowanym z rumem (mleko z tubki dla dorosłych?). Szybko drapało w gardle po prostu alkoholowością, słodyczą, ale i... "śliwkowym alkoholem". Mimo że trochę przesiąkło kwaskiem śliwek, nie wyrzekło się śmietankowego smaku. Efekt był lekko białoczekoladowy. Ta część ogromnie dosłodziła kompozycję.

Powidła dość szybko stanęły jej jednak na drodze. Podrzuciły "podkwaszoną nutę śliwek", nie od razu dominując. Rum łączył obie warstwy. Były lekko wytrawne, goryczkowato-cierpkawe i alkoholowe, a śliwkowe w sposób bardziej odległy (jak nalewka powidlanośliwkowa?). W powidlanym kremie kryła się też nuta maślana, tłustawa. Mniej więcej w połowie wyraźnie poczułam smak odrobinkę podkwaszonych, a jednocześnie muląco słodkich śliwek suszonych (jakby kalifornijskich) i przypalono-konfiturowych. Mieszały się z paloną czekoladą w bardzo udany sposób, wnosiły trochę soczystości, ale takiej... ciężkiej. Wzrosła przy nich goryczka rumu i... cynamonu. Czułam korzenne powidła i koniec kropka. Druga połowa rozpływania się kęsa należała do nich: muląco słodkich, lekko przypalono-rzygowinowych i z lekkim, soczystym kwaskiem przetworów śliwkowych z cynamonem. Chwilami odlegle kojarzyło mi się to z czekoladowymi pierniczkami ze śliwkowym dżemorem.

Z czasem bowiem do drapania w gardle dołączyły przyprawy nabierające mocy (ostrości), ale w zasadzie nienachalne. Wpisywały się w rum, goryczkę i przesłodzenie. Cynamon wyszedł nieco rzygowinowo, gdy trafił na śliwki i białą czekoladę, ale potem tonął w palonych nutach ciemnoczekoladowych i maślano-białoczekoladowym zasłodzeniu.

Po wszystkim pozostał posmak słodkich powideł (robiących aluzje do odległego kwasku?) i jakby cukrowo-skwaśniałego alkoholu. Było bardzo słodko w... alkoholowo-bialoczekoladowy sposób. Była w tym jednak i pewna powaga, goryczka, ale... poczucie tłuszczu na ustach i ogólne pooblepianie odciągało od niej uwagę.

Całość już od drugiego kęsa postrzegałam jako nieco mulącą, ale jednocześnie w tym interesującą.
Rum aż tak jako smak rumu nie był mocno wyczuwalny, ale wydaje mi się, że alkoholowością przytępił pewne smaki. Mimo to, tabliczka aż tak bardzo do głowy nie uderzała (była słabiej alkoholowa niż Plum Brandy). Mieszał się z przesadzoną słodyczą. Ta płynęła z każdej z warstw i było jej po prostu za dużo, mimo że nie był to czysty cukier. Wyraźnie białoczekoladowo jednak też nie było przez powidła... I te właśnie smakowały sobą, co cieszy. Poniekąd, bo były to powidła przesłodzone. Aczkolwiek korzenne i niezłe. Tabliczka niestety nie wyszła tak "dżemowo śliwkowo" jak się spodziewałam, ale... smakowała mi.
Odpychała mnie jednak ta konsystencja: przy wgryzaniu się nieco się to rozwalało, tu krem tłusto-mazisty i rzadki, tu dziwnie zbity, tu coś tam... Tłusto, lepko... "fafłato" i niezbyt przyjaźnie, ale do zniesienia.
Tabliczka to kosmiczna... odpychała i przyciągała jednocześnie. Mam wrażenie, że sprawdziło się, że przez jej formę dość szybko się ją jadło, toteż na dobre nie zdążyła mnie obrzydzić. Odebrałam ją jako przeładowaną... za dużo tu tej białoczekoladowości, rumowości, przez co aż smak zgłuszony.


ocena: 7/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 647 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, dżem śliwkowy, miazga kakaowa, rum 6%, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, syrop ryżowy, mleko, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, sproszkowana wanilia, lecytyna sojowa, sól, cynamon

2 komentarze:

  1. Z kolei ja śliwki uwielbiam. To moje ulubione owoce. Koniecznie muszą być twarrrde. Słodkie czy kwaśne - obojętnie. Miękkie i słodkie? Nigdy. Cierpka i soczysta odnotowana w armacie chyba wpisuje się w mój gust. Konsystencje wnętrza miłe. Nuta obrzydliwości ciekawa - potrafi być tak-zła-że-aż-dobra. Z uwagi na kop alkoholu wolałabym wrócić do wczorajszej, ale i tę bym zjadła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miękki i kwaśne uwielbia Mama. Ja ogólnie nie przepadam za zbyt miękkimi owocami, ale zbyt kwachowatych świeżych surowych śliwek nie darzę sympatią. Chyba więc jestem jakoś pomiędzy Wami. A tam też przestrzeni od groma, jak czytam.
      Tabliczka wydaje się raczej Twoja, ale wątpię, by Cię zachwyciła choćby przez wierzchnią czekoladę.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.