wtorek, 10 listopada 2020

E.Wedel WW Wafel Wedlowski

Mimo całego swojego nielubienia Wedla od lat dziecięcych, akurat CzekoWafel w miarę mi smakował i miałam go za przykładnego, czekoladowego wafelka. W dodatku bardzo podobało mi się jego opakowanie. Wściekłam się, gdy je zmienili. Mało tego! Wystraszyłam się, ze nie tylko je. W końcu ze zmianą opakowania przeważnie wiąże się zmiana w składzie / produkcji... Kiedyś uznałam, że do wafelka dla siebie pewnie jeszcze wrócę, ale teraz już wiedziałam, że wrócę, lecz... bardziej pod bloga. Jak z Bueno chciałam mieć tu aktualne opinie na dany temat, a jakoś wątpiłam, by tten wafel podtrzymał ocenę. Teraz nie wyglądał na 7/10. I nie piszę tego żartując, trochę prawdy w tym jest - serio jednak mniejsza o wygląd, ale tak zauważyłam, że ostatnio producenci pogarszają wiele produktów, wykorzystując zmianę opakowań. Zwłaszcza, że skład się nieco zmienił (np. teraz jest o 1 % więcej czekolady). Bałam się, że historia się powtórzy. Mimo że bardzo wątpliwe było, że zechcę wrócić do czekoladowego Lusette dla siebie przez najbliższe parę lat, jednak jego pogorszenie ubodło mnie prosto w serce. To wciąż dobry wafel, ale gorszy niż dawniej. Bałam się, że zabrali mi kolejnego "zwyczajnego słodycza, którego mogłabym i ja bezpiecznie kupić i zjeść".


E. Wedel WW Wafel Wedlowski to "wafel z kremem orzechowym arachidowym w czekoladzie ciemnej" o zawartości 45 % kakao, produkowany przez LOTTE Wedel.

Po otwarciu poczułam cierpko-goryczkowate kakao wymieszane z wysoką słodyczą, co ułożyło się w zadowalająco ciemnoczekoladowy motyw. Zrównywał się z nim niestety wątek "margarynowych fistaszków" i wafla z pogranicza stetryczałości. Wszystko to wyszło trochę... jak na maksa wafelkowy Pierrot w ciemnej czekoladzie?

Mimo że wafel miał jeszcze 4 miesiące terminu ważności, miejscami trochę zszarzał, co o jakości dobrze nie świadczy. Oblano go średnią ilością czekolady - miejscami wafelkowa kratka była widoczna. Już w dotyku przejawiał tłustość.
Ogół odebrałam jako konkretny. Kruszył się trochę, ale nie przesadnie. Wyszedł dość zwarto-konkretnie, ale był łatwy do podzielenia, gdy się chciało. Nie że sam się rozpadał, co uważam za plus.
Proporcje zaś za takie sobie, bo miał sporo warstw: grubych wafli i średnio grubych warstw kremu. Można by tu pokombinować (bo to, ile czego wolę łączy się zawsze z jakością, wydźwiękiem).
Chrupiąco-kruchy, łamliwy i konkretny - oto główne cechy wafla w trakcie jedzenia. Łatwo odkryć, że to za sprawą konkretnych, ciężkich wafli, w których było już coś ze stetryczenia, mimo że nie wydawały się po prostu stare.
Sama czekolada wyszła tłusto, trochę plastikowo-polewowo, ale raczej nieźle, w miarę kremowo.
Krem w pierwszej chwili wydawał się suchawy, przejawiał pewną miazgowość, przemielenie i proszkowość. Przy tym z kolei z czasem na jaw wychodziła margarynowa miękkość i plastyczność. Mimo to, pozostawał gęsto-zwarty, zwięzły.
Wszystko w ustach rozpływało się na gęstą, zwartą papkę. Było tłusto-muliste i dość ciężkie, więc najlepiej oczywiście chrupać, w czym już sprawdził się znakomicie.
Całość pozostawiała leciutko cierpko-pylisty efekt.

W smaku czekolada była od początku do końca przyjemnie cierpka, delikatnie gorzkawa i słodka. Przy tej ilości nie wydała mi się przesłodzona drastycznie, ale wystarczyłoby, by dali jej trochę więcej, a już pewnie by mi przeszkadzała. Niestety, przeszkadzać zaczęło mi w niej bardzo szybko coś innego: tłuszczowosć. Był to posmak nijaki, trochę maślany, ale i mdły, podrasowany taniością czekoladopodobną.

Krem też uderzał w tę właśnie tłuszczową mdłość, choć on smakował orzeszkami arachidowymi. Niemal na równi z nimi stał cukier, co połączyła lekko czekoladowa nuta. Lekko... bo to nie tylko czekoladowość, ale też taniocha, polewowość, nuta... właśnie kojarząca się z margarynowym Pierrotem, za czym w końcu doszukałam się też pewnego kwasku. Podkreślała go nienajlepsza czekolada i wafelek.

Sam wafel wyszedł trochę tandetnie, bo nijako opłatkowo-tortowo. Jeszcze co prawda stetryczeniem nie walił, ale znalazł się ryzykownie blisko tego. Pobrzmiewał delikatna słodyczą.

Po zjedzeniu utrzymywał się posmak dominującego, mdło-taniego wafla, dziwny, nieprzyjemny posmak kwasku i tłuszczowości oraz splot fistaszków i kakaowej czekolady w wydaniu prostym i tanim. Czułam się nim strasznie zatłuszczona, jakbym sobie nakremowała usta.

Całość nie zachwyciła jakością. Poprawnie smakowała trochę kakałkowo-czekoladowo, trochę fistaszkowo i tyle. Plus za w miarę stonowaną słodycz. Nic wybitnie wstrętnego, acz nieprzyjemne posmaki przewijały się. Tłuste to strasznie za to i dość nijakie. Jak grześkowo znijaczony pierroto-michałek, wymieszany z Prince Polo. Wątpię, by mógł być czyimś ulubionym waflem, ale od biedy mógłby każdego w miarę zadowolić w przypadku braku ulubionej alternatywy.
Utracił jakiś drobny element, który wydawała się mieć dawna wersja, który sprawił, że założyłam, że pewnie do niego wrócę. Ten w moich oczach jest słodyczem powrotu niewartym. Stało się to samo, co z czekoladowym Lusette.
Szybko mnie znudził, więc nie dość, że cieszyłam się z zakupienia mniejszej wersji, to jeszcze resztę wcisnęłam Mamie, która mimo że nie cierpi ciemnej czekolady, z ciekawości, czy i jej z Pierrotem skojarzy się krem, przyjęła "dar". Zupełnie jej nie smakował, bo "głównie tę czekoladę gorzką czuć, mało słodki" - była też pewna, że krem jest "pewnie jakiś kakaowy". To jednak można uznać za plus, gdy rozpatrujemy go tylko jako wafelka w ciemnej czekoladzie.


ocena: 6/10
kupiłam: Kaufland
cena: 0,99 zł (za 38 g; promocja)
kaloryczność: 530 kcal / 100 g; sztuka - 201 kcal
czy kupię znów: nie

Skład: Czekolada deserowa 28% (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, aromat), cukier, mąka pszenna, tłuszcz palmowy, mleko pełne w proszku, serwatka w proszku, miazga z orzeszków arachidowych (4%), kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, mąka żytnia, olej słonecznikowy, jaja w proszku, maltodekstryna, lecytyna sojowa, sól, substancje spulchniające (wodorowęglan sodu, wodorowęglan amonu, pirosiarczan sodu), aromat

4 komentarze:

  1. Tak jak czekolady Wedla kocham, tak ten wafel to mnie mocno zawiódł :( zgadzam się że nie zachwyca jakością, za to ciężko wyczuć mi w nim cokolwiek fistaszkowego. Pozostanę przy czekoladach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jadłaś go jako CzekoWafla?

      Cieszę się, że czekolady Wedla chociaż Tobie smakują.

      Usuń
  2. Przy ta nikłej zmianie w składzie mogłabym nie odnotować różnicy. W Lusette ani w Dare nie odnotowałam. Z kolei w batonach Zmian, które znacznie bardziej składem stoją - w takim sensie, że trudniej zakamuflować zmianę - czuję różnicę. Mogłabym kupić WW do powtórki po latach (jadłam tylko CzekoWafla), acz nie spieszy mi się.

    PS Plebejski, ordynarny zapach Pierrota <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko bierz namiar na to, że zmiana tego 1 % czekolady nie musi być jedyną. Producenci często zmieniają ilości tak ("od kuchni"), by nie zmienić kolejności składników. Przykład: powiedzmy w czymś jest 40 % cukru, 20 % mleka. Jak dasz 55 % cukru, 15 %, odpowiednio pokombinujesz dalej, kolejności nie zaburzysz.

      To, że w Lusette trochę odnotowałam mnie martwi, bo... Dare po zmianach kupiłam i dopiero przede mną. Mam nadzieję, że nie poczuję.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.