czwartek, 19 listopada 2020

Muller Limited Kuskus Czekolada

Jako że to limitka, uznałam, iż puszczę tego posta poza kolejką, a co! Miałby pół roku na publikację czekać? Niech ma (Kimiko łaskawa pani).
Obecnie nie lubię deserów. W sumie można na tym zakończyć, ale w tym konkretnym przypadku dopowiem, że myślę zwłaszcza o deserach z lodówki. Wszelkie gotowe ryże i kasze na mleku odkąd pamiętam mnie brzydziły przez swoją strukturę i chłód (bo nawet temperatura pokojowa to nie "na ciepło"). Takie rzeczy to lubię sobie ugotować i jeść ciepłe. Mama jednak latami uwielbiała Belriso i Riso, stąd się opatrzyłam. A krówkowe Belriso nawet z ciekawości spróbowałam. Utwierdziłam się, że to nie dla mnie. Dopiero po paru latach na rynku pojawiły się nowości tego typu, które troszeczkę mnie zainteresowały. Były to desery kuskus konkurencji, czyli Mullera. Tego producenta mimo wszystko w miarę lubię (choć obecnie w jego asortymencie nie ma nic dla mnie), mam jakiś tam sentyment mimo wielu gorszych produktów, a Zotta od podlinkowanego nie, więc... uznałam, że w sumie mogłabym i "czegoś takiego" od Mullera właśnie spróbować. Tym, co mnie skusiło była oczywiście baza, a więc kuskus. Lubię kasze, ale w sumie... latami kuskusu nie jadłam, bo nie mam kiedy i z czym. Warianty smakowe... nie wydały mi się zbyt obiecujące, bo "sos czekoladowy" groził wodnistością, a truskawa chemią, ale z Mamą po jednym wzięłyśmy (jej chemia nie straszna, za to czekoladowych deserów nie jada). 

Muller Limited Kuskus Czekolada to kasza kuskus z pszenicy twardej na mleku z wsadem o smaku czekoladowym 15%.

Po potwarciu poczułam dziwny, słodko-roślinny zapach. W ciemno powiedziałabym, że deser całościowo jest roślinny, nie tylko że to kasza na mleku. Coś kaszowego, ale i roślinnie-mlecznego (jakby owsianego?) w tym było. Słodycz stała na znośnym, nie za mocnym poziomie, a czekoladowość ukryła się. Trochę, powiedzmy, że wyszła dopiero po przemieszaniu. Wtedy wydała mi się dość... kakałkowo-wodnista, może likierowa (ale bez alkoholu) i cukrowa.

Deser był średnio gęsty i glutowaty. Budyniowa, jedynie gęstawa baza wydała mi się dość tłustawa, śliska, ale jedynie minimalnie odpychająca. Kaszy nie było w niej za wiele, ale na brak narzekać nie mogę. Co więcej, była przystępnie miękka, nie rozmokła, a wciąż zwarta. W ustach rozpływała się trochę. W zasadzie... zawarło to pewien kleikowy element, co kojarzyło się nieco domowo. Pozytywne zaskoczenie.
Na dnie znajdowało się dużo sosu czekoladowy o konsystencji raczej rzadkiego, odrobinę wodnistego budyniu (ale jednak budyniu, nie sosu). Wydał mi się śliski, mimo że leciutko proszkowy.

W smaku baza od początku przejawiała słodycz, jak dla mnie ryzykownie wysoką, ale obiektywnie... obstawiam, że zwyczajną dla takich deserów. Smakowało to jak... wegański / roślinny budyń śmietankowy z nutą biszkoptową. Wydaje mi się, że kaszą całość przeszła i to ona stała i za roślinnością, i "biszkoptem". Sama w sobie... okazała się łagodna. Czuć, że to kasza, ale czy kuskus to w ciemno nie dałabym sobie ręki uciąć, acz możliwe, że dlatego iż niewiele miałam z nią w życiu do czynienia.

Sos czekoladowy okazał się intensywny jedynie w kwestii przecukrzenia. Po cukrze przemknęła kakałkowo-sosowa nuta, przywołująca kakao. Nie wyszło ani wytrawnie, ani gorzko. Kojarzyło się z cukrowym kakao na wodzie i czekoladowo-kakałkowymi, niedookreślonymi budyniami. Czułam w nim smakowe rozwodnienie, rozganiające potencjalną czekoladowość. To taki typowy, bardzo słodki sos, odlegle kojarzący się z dusznym likierem (bez procentów). Ponadto, miałam wrażenie, że gnieździł się w nim chemiczny aromat.

Przy lekkim przemieszaniu ciekawie to wyszło, ale dla mnie za słodko. Jak biszkoptowo-kaszowy deser kakałkowo-czekoladowy, trochę rozwodniony w smaku i trochę gryząco sztuczno-lodówkowy. Czekoladowa część przesłodziła całość i odciągała uwagę od biszkoptowego akcentu, ale i ten jakoś się sobie radził. Najgorszy był delikatny (ale niestety obecny) motyw "lodówkowo-deserowy", przez co nie dałabym się nabrać, iż jest to domowe, co mi bardzo przeszkadzało. Po zjedzeniu zaś pozostał lekki... prawie niesmak, takie mrowienie w język sztucznawego deseru lodówkowego (ostatnimi czasy już po żadne takie dlatego nie sięgam).

Całość zaskoczyła mnie w miarę pozytywnie. Jadłam trochę z poczuciem dyskomfortu, bo to jednak kasza na glutowatym, dość tłustym mleku w dodatku jedynie w temperaturze pokojowej (wystawiłam z lodówki na godzinę przed jedzeniem), ale wyszła ciekawie smakowo. Biszkoptowe skojarzenie na plus, sos już gorzej. Nie był wyraziście czekoladowy, ani nawet np. smakowicie kakaowy, a po prostu... niedoprecyzowany (taki "kakałkowo-budyniowy").
W zasadzie w swojej kategorii to chyba dobry produkt. Dla mnie? Z ciekawości raz zjadłam i mi wystarczy, ale właśnie: bez skrajnych emocji, więc nie jest źle. 
Raz w życiu jadłam mannę śmietankową tego typu i tak jak ryże na mleku bardzo mnie obrzydzała, więc uznałam, że kuskus do czegoś takiego nadaje się świetnie. Tak myśląc o krówkowym Belriso, przypomniałam sobie też Ehrmann Grand Dessert Griess i tak myślę, że gdyby nie kiepski sos, sama baza na luzie miałaby 8 w kategorii "dziwnych deserów lodówkowych". Do tego gdyby dać dobry sos... Potencjał jest. Ja jednak już podziękuję i od truskawkowego będę trzymać się z daleka. 


ocena: 7/10
kupiłam: Auchan
cena: 2,99 zł (za 160g)
kaloryczność: 105 kcal / 100 g; w opakowaniu 160g - 168 kcal
czy kupię znów: nie

Skład: mleko pełne, maślanka, woda, cukier, kasza kuskus z pszenicy twardej 5,9%, czekolada w proszku 1,6% (cukier, kakao), skrobia, sól, czekolada 0,1%, substancje zagęszczające: guma guar, karagen; aromat

6 komentarzy:

  1. O, widzę że i Ty poczułas tu roślinność i biszkopty :D czyli nie zwariowałam, hah ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obstawiam, że to kasza stoi za roślinną nutką, a co do biszkoptowości... tu już stawiam raczej na aromat.

      Usuń
  2. Zapach odebrałam zupełnie inaczej niż Ty. Nazwanie średnio gęstym to łaskawość z Twojej strony :P W życiu nie określiłabym sosu budyniem. Jasnej części bez dwóch zdań przewodzi biszkoptowość. Kuskusu bym nie rozpoznała, a jadam od dzieciństwa. To tak skrótowo, więcej w recenzji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadzizna Ci się trafiła? Hm... mój czekoladowy był gęstszy niż Mamy truskawkowy, to wiem na pewno.
      Sos był rzadkim, wodnistym budyniem bez dwóch zdań. Taki budyń byłby okropnie rzadki i zjechałabym go, ale skoro to sos, to jak na sos był budyniowy.
      Aa, czyli niekuskusowy kuskus. Szkoda.

      Usuń
  3. Jeśli chodzi o nabiał w kubeczkach, to na co dzień wybieram jogurty naturalne, serki wiejskie i twarogi, ale do Mullera czuję niewyjaśniony sentyment i czasem sięgam po Riso. Bardzo lubię wszelkiego rodzaju kasze. Kuskus zwykle przyrządzam na ostro, ale rzeczywiście kilka razy zdarzyło mi się gotować go na mleku i podawać na słodko z owocami. Muszę przyznać, że w takiej formie również wychodził świetnie. Dlatego też deser na bazie kuskusu od Mullera zwrócił moją uwagę, ale jeszcze wahałam się przed zakupem. Po Twojej recenzji widzę, że mogę bezpiecznie po niego sięgnąć. Poszukam wersji czekoladowej. Truskawkowa aktualnie mnie nie ciągnie, bo obawiam się sztuczności. Nie spodziewam się szczególnych doznań smakowych, ale wierzę, że nie narażam się na jakoś obrzydliwość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, dla mnie też nabiał w kubeczkach to tylko jogurty (naturalne, a przeważnie, uściślając, greckie) i serki wiejskie. Twarogi w kubeczkach nie są mi do szczęścia potrzebne (zawsze na śniadanie na kanapkę daję ten w kostkach). Też mam niewyjaśniony sentyment do tej marki, ale nie ma produktu, po jaki bym sięgała, wracając.

      Polecam tak poznawczo jako ciekawostkę, właśnie jak piszesz: nie licząc na nic wielkiego.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.