poniedziałek, 2 listopada 2020

Valrhona noir Guanaja 70 % Cacao Dark chocolate Grand Cru Equateur ciemna z Ekwadoru

Od dawna obiecywałam sobie wrócić do tej czekolady w formie pełnowymiarowej. Długo jednak nic w tym kierunku nie robiłam, bo jakoś miłością do marki nie pałałam. Gdy już jednak zamówienie składałam, postanowiłam też inną ciemną ich spróbować i... Zirytowała mnie, bo była po prostu kiepska. Bardzo się bałam, że już i dzisiaj przedstawiana nie zachwyci mnie tak, jak dawniej, kiedy to po prostu nie znałam wielu naprawdę pysznych dobrych czekolad. Alpaco 66 % utwierdziła mnie w przekonaniu, że to marka niewarta uwagi; nawet więcej: zaczęłam jej po prostu nie lubić, krzywo patrzeć. Czy to możliwe, by akurat Guanaja im się udała? A może to taki region...? W sumie wszystkie dotąd przeze mnie jedzone z Hondurasu zdobyły 10/10. I też dopiero w dzień przed degustacją pomyślałam, że... no właśnie, dziesiątki - tylko Valrhona noir Guanaja 70 % dostała 9. Może to świadczy o tym, że umieją zepsuć nawet najpyszniejszy region?

Valrhona noir Guanaja 70 % Cacao Dark chocolate Grand Cru Equateur to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao (blend odmian) z Guanai, czyli jednej z wysp Hondurasu.

Gdy tylko rozerwałam pazłotko, poczułam orzechy włoskie, drzewa i kawę w mocno palonych ramach. Były lekko goryczkowate, stąd zaraz myśl o przyprawach korzennych i bezkreśnie czekoladowym pierniku, jednak... po chwili okazało się, że to jakiś inny wypiek... bardzo maślany. Pomyślałam o tłustych pączko-donutach z mnóstwem czekoladowej polewy-kremu na wierzchu i różaną marmoladą w wersji burżuazyjnej. Wysoki stopień palenia osiadł głównie przy kawie, zaś orzechy i drzewa splotła pewna roślinność... od niej (im dłużej wąchałam) coraz bliżej było do owocowych motywów. W pierwszej chwili zarejestrowałam jakieś czerwone nieokreślone (jak konfitura różana o kwiatowo-roślinnym charakterze), potem wiśnio-śliwki, a z czasem też cytrusy... jednak w wydaniu niemal bezowo słodkim (albo jak cytrusowa polewa do wspomnianych pączków / donutów). Wszystko to było bardzo słodkie w sposób prosty; pomyślałam też o cukrze pudrze. Jednocześnie przełamywał to leciutki kwasek, co skojarzyło mi się z białym winem.

Bardzo ciemna tabliczka w dotyku wydawała się gładka, raczej tłusta, acz przy łamaniu wykazywała twardość. Trzaskała głośno, ujawniając ziarniście-kryształkowy przekrój.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym, średnio przyjemnie. Szybko rozrzedzała się, miękła, stając się śmietankowo-tłustą kremo-zawiesiną z minimalnie pylistym efektem. Jakby kryjącym się w gładkości. Na koniec po prostu znikała jak woda, pozostawiając suchawy efekt.

Od początku poczułam wysoce paloną gorzkawość. Nie była jednak siekierą. Całość skojarzyła mi się z przegryzaniem przez pączka. Najpierw trafiłam na gęsty, ciemnoczekoladowy krem o głębokiej gorzkości i pełnym smaku.

Szybko nadeszła rześka, zwiewna słodycz czegoś czerwonego... delikatnego. Początkowo pomyślałam o subtelnej, chłodzącej mięcie, potem o kwiatach i różanej konfiturze / różowym winie. Leciutka cierpkość wiśni zaznaczyła się przy tej gorzkości...

...By następnie wszystko to złagodziła maślana baza. Maślano-drożdżowe ciasto ewidentnie było jasne, może trochę waniliowe; wysoce słodkie. Mimo iż tłuste, to nie nasiąknięte tłuszczem do przesady, a takie... wilgotne. Wilgotne niczym żywe rośliny i drzewa. Mnóstwo żywych, drzew, rosnącym w słońcu. Tłusto-soczyste... zupełnie jak orzechy. Po paru chwilach kompozycja zrobiła się bardzo orzechowa. Poczułam orzechy włoskie i przyprawy, co skojarzyło mi się trochę z piernikiem. Piernikiem lub pierniczkami w czekoladzie... Przyprawy i rośliny zasugerowały lekką ziołowość, jednak zaraz wróciły drzewa rozgrzane słońcem.

Gorzkawość przypomniała o sobie, serwując trochę kawy. Takiej... podanej do pierniczków w czekoladzie, dla przełamania. Długo jednak miałam problem z określeniem, czy to zwykła, czy z ekspresu (która jest kwaśna, czy do której "kwaski dobiegają z boku"), ponieważ też opływały ją śmietankowe nuty (wynikające z ogólnej tłustawości). W pewnym momencie do głowy przyszły mi "ciemne czekolady śmietankowe", bo mimo lżejszych nut, odnalazłam w niej ich pozytywną ciężkość.

Spod kawy wysunął się wyraźnie owocowy kwasek. Wiśnie z początku zniknęły, pojawiły się cytrusy, reprezentowane przez cytrusowy lukier / cytrynowy cukier puder czy... goryczkowatą skórkę cytrusów - pomarańczy - w lukrze / polewie na pączko-pierniku (?).

I "przegryzanie się" trwało. Oto po ustach rozeszła się soczystość czerwonych owoców w wydaniu słodkiego dżemu. Poczułam słodko-kwaśne wiśnie i słodko-kwaśne śliwki. Była w nich pewna cierpkość, powidlana paloność, mieszająca się oczywiście z ogólnym palonym klimatem.

To znów taki twór bogato posypany orzechami, jedzony przy kawie. W kawiarni, gdzie... kaw jest mnóstwo, różnych.

Bliżej końca cytrusy mieszały się z wiśniami, acz robiły to na drzewno-maślano-orzechym talerzyku.

W posmaku pozostał lekki kwasek owoców i kawa, a także ogólne poczucie wysokiego palenia. Jego gorzkość zdawała się przełamana tłuszczowością.

Całość wyszła nawet smacznie i rozczarowująco zarazem. Mimo wielu nut, głębia zdawała się przykryta słodyczą i tłuszczową łagodnością. Ogrom maślanych słodkości i śmietanka oraz słodycz lukrowo-cukrowopudrowa, wszystkich tych konfitur i słodkich win mi przeszkadzały, nie pozwoliły rozwinąć się porządnie kawie, wiśniom, orzechom włoskim i drzewom. Wspaniałe nuty... zostały po prostu źle obronione, co aż rani me serce. O ile kiedyś, do dawnego smaku chciałam wrócić, tak po zjedzeniu tej - wypadła z mojego serca.

Wróciwszy do starej recenzji mniejszej wersji zdziwiłam się... i trochę nie, ale się w czymś upewniłam. Po pierwsze: na pewno były podobne, bo i wtedy czułam łagodność, acz bardziej śmietankowość niż maślaność, orzechy włoskie, wiśnie i kawę, jednak ogólnie zachwyciła mnie jakość i głębia gorzkości kakao. Nie przeszkadzała mi słodycz. Ostatnie kwestie na pewno wynikają z ilości zjedzonych dobrych czekolad - obecnie wiem już, co naprawdę potrafi kakao oraz... zrobiłam się wyczulona na cukier w czekoladach - zdecydowanie wolę, jak słodzą je trzcinowym. Valrhona zawaliła sprawę właśnie jego słodyczą, nie podobała mi się też jej konsystencja - brakowało mi tu ciemnoczekoladowego konkretu, za dużo rozmycia.

Kawę, przyprawy korzenne i owoce czułam także w Duffy's Honduras Indio Rojo 72 % choć była ona o wiele głębsza, pyszniejsza - pełna owoców innych niż tylko czerwone (jako syrop malinowy) i cytrusy, a też rodzynki i... mnóstwo innych, po prostu. Drzewnie-orzechowa i owocowa była również JPiątkowski Czekolada Honduras 70 % , choć tę odróżniała boska słodycz karmelu. Najbliżej jej do Jordi's Honduras Xoco Farms 75 %, która przypominała maślany placek / wypiek z ogromem malin i wiśni oraz migdałów, orzechów, w towarzystwie lemon curd. Jakże pyszniejsze było to od przesłodzonego, maślanego pączko-wypieku z lukrem z cytrusową nutą i czerwonym wnętrzem podanym do kawy Valrhony...


ocena: 7/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 17,50 zł (za 70g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 577 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, naturalny ekstrakt z wanilii

2 komentarze:

  1. Donuty nie są dobre, zwłaszcza w polewie. Za to pączka bym opitolila. Mam nadzieję, że w przyszłoroczny Tłusty Czwartek upoluję porządnego pączka z cukierni, bo kupska z marketu nie tnę nigdy więcej. Pierniczki spoko, kawa oczywiście też. W sumie całkiem to moje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Donuty i pączki są chyba podobne? Brr, w USA raz parszywce próbowałam - nigdy więcej! Pączków też nie cierpię, ale przynajmniej ma nadzienie. A co do polew - pisałam przecież, że piszę o jakiejś burżuazyjnej wersji tych tworów! Ta jako nuta była taka "niby pączki / donuty z polewami, ale idealizowane".
      Nawet nigdy nie mogę ogarnąć, kiedy ten dzień jest, ale i tak bym sobie pączka nie kupiła. Nawet bardzo zdrowych, wymyślnych, pieczonych wersji nie toleruję (ok, raz w życiu chyba taką próbowałam). Te z marketów już w ogóle mnie brzydzą. A ostatnio nawet z bliska, w mieszkaniu takie coś widziałam! Mama sobie Wedla kupiła, ponoć pyszny (choć i ona pączków z marketów nie lubi). Śmiem wątpić.

      I śmiem twierdzić, że ta mogłaby Ci bardzo smakować! Mimo wątpliwości, jakie mi tu z polewami zgłaszasz. Patrz, że to jakiegoś odległe skojarzenia osoby, która z takimi rzeczami nie ma do czynienia i to tylko w zapachu.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.