sobota, 2 stycznia 2021

Wegmans Dark Chocolate with Raspberry Flavored Flakes ciemna 61 % z kawałkami cukierków o smaku malinowym

Nigdy nawet bym nie pomyślała, by wrócić do tej czekolady. Jest tyle ciekawszych i smaczniejszych! A ta... była tym, czego naprawdę nie lubię, bo z dodatkiem chrupiących cosiów o smaku owoców, a nie owocami. Wprawdzie kawałków malin bym nie chciała, ale... to akurat ciekawa sprawa. W przypadku malin kawałki owocowe nie będące pestkowymi malinami wydają mi się fajne, ale... w momencie gdy nie mają być chrupkami czy kryształkami. Nie cierpię bowiem czegoś takiego. Genialny według mnie jest J.D.Gross Ekwador 70 % z kawałkami nadzienia malinowego, gdy chodzi o formę, a nie jakość (ta trochę kulała). Ale... cóż, chcąc nie chcąc wracam, bo dostałam. Wiedziałam, że to ulubiona czekolada pewnej osoby, ale wiedziałam też, że się nie przekonam. Ok, sporo zmieniło się od 2016 roku i recenzji z wtedy, ale nie pewne, że tak powiem, sprawy fundamentalne.

Wegmans Dark Chocolate with Raspberry Flavored Flakes to ciemna czekolada o zawartości 61 % kakao z kawałkami / cukierkami o smaku malinowym.

Po otwarciu poczułam intensywny splot cierpkawej, przypalonej polewy kakaowej i cukru, związanych tanią nutą. Doszukałam się też sugestii kawy i słodko-soczystej nutki owocowej. Ta ostatnia nasiliła się po przełamaniu, a ja pomyślałam o jakimś budżetowym tworze w polewie i z czerwoną (niejednoznaczną) marmoladą.

Tabliczka łamała się ze skrzypiącym trzaskiem ujawniając mnóstwo czerwonych drobinek, które aż z niej wyskakiwały. Była nimi najeżona do granic możliwości. To twarde, duże, mikroskopijne i średnie bryłki-kryształki.
W ustach czekolada rozpływała się w umiarkowanym tempie, gładko i idąc w smugi, znikające bez echa. Była zbita i gęstawa, ale nie mięknąca mimo znaczącej tłustości.
Wypełniało ją mnóstwo kawałków dodatku. Chrupały. W pierwszej chwili wydawały się twarde. Rozpadały się jak po prostu zrobione z cukru i częściowo miękły przylepiając się trochę do zębów. Zostawały dłużej niż czekolada. Z czasem trochę się rozpływały, trochę miękły. To jak połączenie chrupaczy z Toblerone z rozmiękłymi od ciepła landrynkami i Daimem.

W smaku czekolada zaczęła od utworzenia słodko-gorzkawego tła. Była mocno palona, lekko cierpka jak jakiś syrop kakaowo-czekoladowy. Subtelna cierpkość mieszała się z delikatną gorzkością. Pomyślałam o kawie, do której zaraz dołączyła kwaśność cytryny i palona słodycz, która wyszła trochę karmelowo. Słodycz rosła, ale nie zacukrzała, bo tonowała ją pobrzmiewająca w tle maślaność. Nie dała jednak rady stonować narastającego kwasku, który z czasem zaczął mi się wydawać nie dość, że irytująco cytrynowy, to jeszcze po prostu landrynkowy.

Soczystość cytryny wkradła się też w słodycz i bazę. Przypominała czerwone landrynki. Gdy mieszała się z czekoladą pomyślałam o wiśniowych, potem rzeczywiście może bardziej malinowych. To jednak maliny kwaśno-cukierkowe, nieautentyczne. Serwowały kwaśność, cukrowość i dziwny posmak, którego nie umiem nazwać.
Przez większość czasu dominowały nad czekoladą.

Po nich czekolada wydała mi się jeszcze bardziej tania jak polewa kakaowo-czekoladowa na czymś kawowym. Końcówka to powrót delikatnej gorzkości, goryczki... chyba kawy z ekspresu właśnie.

Po zjedzeniu pozostał trochę suchawy posmak kakao (nie suchy efekt tylko "suchy posmak"), cierpkawo-polewowy, bliżej nieokreślony, bo z czymś tłuszczowy (?); czymś dziwnym, co stanowiło mocny pomost do sztucznie-cukierkowego posmaku cytrynowo-czerwonych cukierków, może i malinowych.

Wróciwszy do starej recenzji widzę, że... czekolada się nie zmieniła. Dalej gorzkawo-słodka i kwaśna, cukierkowo-landrynkowa... tylko, że ja mam większe wymagania. Ok, to byłaby przeciętna czekolada z kawałkami o smaku... bo nikt nie obiecywał owoców, ale... "o smaku malin", a wali cytryną i landrynkami nie do określenia... Nawet więc przeciętności i tego, czym miała być tak obiektywnie nie zapewniła.


ocena: 4/10
kupiłam: dostałam
cena: -
kaloryczność: 512 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ciemna czekolada (ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa, ziarna wanilii), płatki o smaku malinowym (cukier, syrop ryżowy, koncentrat z buraka, kwas cytrynowy, olej kokosowy, naturalne aromaty, lecytyna sojowa)

2 komentarze:

  1. Cukrowo-rozmiękłe toblerodaimy, na dodatek sypnięte od serca - how cute! O ile smak landrynek mi nie przeszkadza, nawet malinowy, o tyle cytrusy owszem. Nie dla mnie takie uciechy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę za Tobą nadążyć czasem. :P Myślałam, że lubisz cytrusy (wiem, że kwaśności w słodyczach nie), ale... cytrynowe słodycze jednak ogółem nie? A wszelkie ciastka biszkoptowe z nutą cytrusową? Landrynki pozornie kwaśne przecież też są głównie słodkie, więc posmak czegoś takiego też Cię odrzuca? Mnie w tej czekoladzie owszem, ale dopytuję, by się nie pogubić, jak to u Ciebie jest. :P

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.