sobota, 20 marca 2021

baton Legal Cakes Pacman

Od dziecka lubiłam gry (młodsza na PS2, taka podstawówkowo-gimbazowa i do dziś) komputerowe, ale uzależniona od Pacmana nigdy nie byłam. Grę jednak jako tako pamiętam, bo... chyba po prostu nie da się nie kojarzyć. W zasadzie zanim zasiadłam do napisania tego wstępu, od razu znalazłam w Google tę grę i sobie ją przypomniałam. Ot, śmieszne to. A baton? Ot, niespecjalnie mój, ale jako że jestem na bieżąco z asortymentem Legal Cakes i mam do nich sentyment, nowości nie chciałam przegapić. Nawet takiej bardzo nie mojej. Nasiona słonecznika przemówiły do mnie, ale sporo składników brzmiało ryzykownie. Z drugiej strony... dziwne Chiacho pokochałam.
Pacman (gra) też nie wydaje mi się mój (nie lubię zręcznościówek), a jak się grać zacznie, to łatwo się wciągnąć. Na stronie LC wprawdzie napisali: "Dlaczego Pacman? Bo po pierwszym gryzie resztę batona zjecie w takim tempie, w jakim ta komputerowa postać zjadała białe kulki ukryte w labiryncie.", na co z politowaniem pokiwałam głową. Lepiej, żeby w moim przypadku do szybkiego starcia nie doszło, bo kocham jeść powoli. Powoli jem pyszne rzeczy, więc... wolałam, by ta degustacja swoje mogła potrwać.

Legal Cakes Pacman to "baton bakaliowy z dodatkiem nasion konopi siewnej" na bazie żurawiny i daktyli z orzechami laskowymi.

Jak przykazał producent, batona przechowywałam w lodówce, ale nim zasiadłam do jedzenia, godzinę wcześniej wyjęłam go z niej, by doszedł do temperatury pokojowej (nie lubię zimnego jedzenia, wszystko tak wyjmuję). Zabrałam się do tego na talerzyku, z widelczykiem, podchodząc jak do ciasta. Zdało to egzamin.

Po otwarciu poczułam "ewidentnie zdrowy", intensywny zapach zbożowy, zmieszany z z wegańsko-wytrawną nutą jakby mąki, strączków i orzechów-nieorzechów. Kojarzył się z chlebem z ziarnami. Z czasem dołączyły do niego słodko-soczyste bakalie. Skupiwszy się, wyodrębniłam kwasek żurawiny i jabłek  oraz... roślinnie-siankową "dziwność". Ta ostatnia była trochę odpychająca, wszechobecna, ale na szczęście też intrygująca.

spód
Baton w pierwszej chwili wydawał się konkretny, ale na dotyk zasugerował, że niekoniecznie musi taki być. Przypominał gniotkowatą zlepko-masę, nie tyle ciasto, ale i z niego coś miał. Stała za tym wilgotność. Był lepki i szybko okazał się miękkawo-plastyczny.
Przy przekrajaniu czy łamaniu nie trafiłam na opór, mimo że zwartości odmówić mu nie mogę. Baton składał się z wielu kuleczek i drobnych kawałków różności. Orzechy laskowe wystąpiły pod postacią dość świeżych, całych sztuk i paru połówek. Były chrupiące, choć niektóre rozwalały się.
Pełno w nim małych twardo-chrupiących, strzelających kulek konopi. Ich wnętrze było mięciutkie. Niestety miały nieprzyjemne, twarde łuski, które najchętniej bym wypluwała. Mnóstwo drobnych kulek amarantusa wyszło styropianowo miękko i trochę mącznie. Gdy je rozgryzałam / ciumkałam, bardziej zwróciłam uwagę, że w całej masie był mączno-przytykający element. Słonecznik i owoce z kolei prawie zupełnie przemielono. Mimo soczystości, ogólnej lekkiej wilgotności, Pacman nieco przytykał. Mączność zaburzała strukturę daktyli, co do której miałam wielkie oczekiwania. Z czasem wszystko to bardziej upuszczało soczystość, wciąż jednak niesatysfakcjonującą. Kulki strzelały, a orzechy... chrupały. Niektóre były twardsze, na paru została skórka. Masa rozchodziła się na mączną zawiesinę z paroma skórkami.

W smaku od pierwszej chwili dominowała zbożowość: trochę goryczkowata, trochę wręcz neutralna oraz kojarząca się z waflami zbożowymi i chlebem.

Zaraz wplotła się w to soczystość owoców, jakby to zakwaszony chleb z żurawiną był. Dominowały słodkie owoce, podsycone kwaskiem. Soczysty i nienachalny, jakby wynikał z "ukwaszenia owoców w sosie własnym" (jakkolwiek to brzmi). Wyraźnie czułam jabłka, z kolei daktyle nie były zbyt wyraziste - podwyższały jedynie słodycz. Szybko aż drapała w gardle. Żurawina pojawiała się epizodycznie - raz mocniej, raz słabiej. Mieszała się z jabłkiem.

Od początku za owocami kryła się lekka goryczka i niemal neutralna mączność / kartonowość. Do głowy przyszedł mi jakiś delikatny z ziarenkami. O ile pierwsza wchodziła w nieco mączno-zbożowy wątek, tak druga po chwili zrobiła się wytrawna i nieprzyjemna. Ogólna zbożowość nagle do złudzenia zaczęła przypominać wafle (np. ryżowe), a potem chwilami chyliła się ku bardziej pestkowo-orzechowej stronie (gdy na coś z tego trafiłam).

Rozgryzając podrobione pestki i orzechy laskowe czułam ich smak. Pestek niestety też ogromny niedosyt. Wydawały się surowe, delikatne, a charakterne. Kilka orzechów trafiła mi się mdła, ale idzie przeżyć. Choć część smakowała zacnie i świeżo, tyle samo rozczarowało. Niektóre były gorzkie, a inne wydawały się podsmażone, oleiste. Stykały się z inną, dość dziwną, jakby przypaloną nutą - ta należała do amarantusa. Ten z kolei... dziwacznie wprowadzał siankowo-grzybowe konopie. Chwilami nachalnie nasilał się motyw jakiś wafli ryżowych, znów więc wrócił karton.

Po tej mieszance owoce odebrałam jako jakieś bardziej... ukwaszono-karmelowe. Słodycz wyszła nachalna i wysuszająca, trochę rozgrzewająca w gardle. Jej odczuwalność była, ale... jednocześnie wydawała się niegłęboka, nijaka.

Bliżej końca, po konkretnym przemieleniu paszczą, czułam głównie orzechy laskowe otoczone oleistością i kwaskawo-karmelowymi niejednoznacznymi owocami suszonymi. Nie zniknęła także gorzkość pestek, siana z mączno-roślinną i dziwną... drożdżowością? Skojarzenie z neutralnymi, "zdrowymi" waflami snuło się w tle.

Po zjedzeniu został posmak mączno-waflowy, goryczkowaty, ale też przesadnia słodycz daktyli i stłumiony kwasek żurawiny i jabłek. Dziwne to było zestawienie. Jakby trochę... surowo-ciastowe, ale... ciasta niesłodkiego. Chleba? Chleba i wafli? Taak, z pestkami i sianem.

Całościowo baton do mnie nie przemówił. Miał elementy smakowite, ale wtłoczone w dziwaczne realia. Nie chwytam jego konwencji... Tu miękko-mączno, tu coś strzela, niby gęsty i konkretny, a niezbyt. Kulki twarde, orzechy nie najlepsze... Waflowo-chlebowy i dziwnie wytrawny, a jednocześnie bezsensownie zasładzający.


ocena: 4/10
kupiłam: Legal Cakes
cena: 6,49 zł (promocja; za 90 g)
kaloryczność: 407,8 kcal / 100 g; sztuka - 367 kcal
czy znów kupię: nie

Skład: bakalie 77,8% (żurawina, daktyle, orzechy laskowe, koncentrat soku jabłkowego, olej słonecznikowy), nasiona słonecznika, izolat białka grochu, nasiona konopi siewnej 4,2%, nasiona amarantusa.

4 komentarze:

  1. W Pacmana grałam u przyjaciółki z... przedszkola? Możliwe. To były początki komputerów w domach. Jak ja dostałam "swój" (domowy) pierwszy, grałam w Simsy i fabularki (Atlantis I <3). Poza tym byłam już w podstawówce, szłam do 3 klasy. // Zapomniałam, że LC trzyma się w lodówce. Ja też zawsze wyciągałam przed, bo zimno to zło (ale nie w jogurtach). Nie wiem, co sądzić o ziarnach konopi. Nie bardzo mi smakują. Ale i tak bym zjadła baton :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do przedszkola nie chodziłam, a w czasach mojej zerówki komputera nikt z rówieśników raczej nie miał (przynajmniej z mojego otoczenia). 3 klasa podstawówki? Chyba wtedy i ja dostałam pierwszy komputer.

      Jogurtów nie wyciągasz przed jedzeniem, by odstały?!

      Ja już na pewno wiem, że ziaren konopi nie lubię. Po Pacmanie trafił mi się jeszcze Zotter z kremem z nimi i jestem pewna, że bardzo nie lubię. Wcześniej do jego kremów podchodziłam jak do ciekawostek, ale teraz już straciły element ciekawostkowości i konopne są wg mnie po prostu niesmaczne.
      Baton nie jest warty zakupu, ale na pewno jest bardziej Twój niż mój. A przez rok (ciekawostka: jadłam go w maju) mogli zmienić... Ja już LC podziękuję (jeszcze dwie recenzje będą).

      Usuń
  2. Miałam okazję próbować Pacmana i uważam, że to jeden z mniej udanych batonów Legal Cakes. W moim osobistym rankingu niżej znajduje się tylko Koko, ale w ich asortymencie jest kilka batonów, których jeszcze nie jadłam. Jeśli chodzi o samego Pacmana to niesamowicie zdziwiło mnie to, jak bardzo jest on słodki. Oczekiwałam, że sok jabłkowy i żurawina złagodzą słodycz daktyli swoją kwaskowatością, a miałam wrażenie, że tylko ją podkręcały. Jednak tym, co najbardziej mnie irytowało, były raniące podniebienie łuski konopi. Całe orzechy laskowe wtopione w masę w moim odczuciu wypadły zdecydowanie na plus, ale to za mało, bym mogła rozważać ponowny zakup tego batona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyśl, że dżemy 100 % z owoców itp. często są słodzone właśnie sokiem jabłkowym / winogronowym. Używany do tych produktów musi więc być bardzo słodki.
      Ja ogólnie podczas tamtych zakupów wzięłam jeszcze jednego batona (recenzja na dniach) i czekoladę (https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2021/03/legal-cakes-new-black-ciemna-biakowa-63.html), wiem, że teraz jeszcze kolejna nowość weszła, ale ja już marce podziękuję. Za dużo ostatnio "nieudanych", pogarszają, a i to już chyba jako typ słodyczy ogólnie wypadło z tego, co lubię.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.