Jak batony Legal Cakes zawsze mnie ciekawiły z racji dziwności i tego, że niektóre autentycznie są bardzo smaczne, tak ich czekolady... nigdy. Początkowo mieli tylko dwie z dodatkami: mleczną z ciastkami orzechowymi i białą z malinami, co już sprawia, że to tabliczki niespecjalnie dla mnie. Zrobili je jednak według swoich reguł, a więc ze słodzikiem, z białkiem - no, wszystko, czego unikam w czekoladach. Kiedy wzbogacili ofertę o ciemną, także z tym całym dobrem, wiedziałam, że mnie nie zachwyci. Czekolada na batonach (np. Chiacho, Sneaky) ich roboty nie zachwycała tak, bym chciała ją jako tabliczkę, ale wejście tej zgrało się w czasie z Pacmanem i Yogim, trochę przekornie postanowiłam także ją zakupić. Z najczystszej ciekawości. Dodatkowym argumentem "za" była nazwa kojarząca się z niezłym serialem "Orange Is the New Black". Nie wiem, czy bym to zrobiła, gdybym o zawartość kakao zapytała przed zakupem.
I dopiero po degustacji pomyślałam sobie, że w sumie dobrze trafiło, że zjadłam ją w tak krótkiej odległości od Wedla Premium Gorzka Cząstki Wiśni i Chili.
Legal Cakes The New Black Premium Protein Chocolate to ciemna czekolada proteinowa o zawartości 63 % kakao z Afryki oraz Ameryki Południowej z czarną porzeczką (6,7%).
Gdy tylko otworzyłam folię, poczułam dziwnie znajomy, dość wyrazisty zapach, który w pierwszej chwili nazwał mi się w głowie makowcem i "słodkim proszkiem ryżowym", a potem rozjaśniło mi się tam. To proszek-puder - w sensie, że cukier, którym posłodzono... sezamową chałwę. Być może z fistaszkami. Postawioną obok makowca, bo odchodziła od niej duszno-ziemista nuta, integralna ze słodzikowym akcentem (wyczuwalnym dopiero w tle). Dosłownie czułam stęchławo-drożdżowe ciasto, jak i masę makową. Chałwa na pewno zawierała lekką goryczkę kakao. W tle i już po przełamaniu, w trakcie jedzenia doszukałam się sugestii kawy i taniej polewy, także w "chałwowatym" czymś osadzone.
Na dotyk bardzo ciemna tabliczka była aż szorstko proszkowa. Przy łamaniu trzaskała średnio głośno, choć była bardzo twarda. Nie jak ciemne-kamienne czekolady jednak. Przekrój odsłonił sporo zatopionych w niej kulek liofilizowanych porzeczek. Odgryzając kawałek, miałam wrażenie, że trzeszczy od cukru, jednak skojarzenie to chwilami wydawało się wywołane trafieniem na kruche porzeczki.
W ustach czekolada rozpływała się szybko i tłusto-wodniście, znikając na nic. Była bardzo w tym słodzikowa. Jej tłustość wydała mi się gładka tylko w pierwszej chwili, potem całość robiła się coraz bardziej ziarniście-kryształkowa (efekt kryształków cukru - tu słodziku), proszkowa. W falach "tłustawej wody" pod koniec pojawiała się pylistość. Wszystko to podkręcały suche porzeczki.
Porzeczki w większości były sucho-trzeszczące. Nasiąkały po dłuższym czasie i mimo że wręcz kruche, w trakcie jedzenia, a zwłaszcza pod koniec rozpływania się kęsa, okazywały się soczyste i dość świeżawe (napęczniałe?). Niestety jednak raczej pesteczkowe, niż choćby skórkowo-farfoclowo owocowe. Pesteczki jednak pod koniec przypominały o trzeszczeniu chałwy, choć w dużej mierze nasilały poczucie kryształkowości.
W smaku od pierwszej chwili ruszył silny słodzik. Było więc słodko, choć nie jakoś strasznie mocno, w wyraźnie chłodny sposób.
Prędko dogoniło go skojarzenie z lodami. Lodami na śmietance? Na mleku? Łagodnymi na pewno i... włoskimi! Poczułam pełne smaku lody włoskie (prawdziwe, nie świderki amerykańskie). Tylko że w wydaniu z nutką kakao lub kawy. Pojawiło się skojarzenie z kiepską kakaowo-tłuszczową, mdławą i zimną polewą na lodach na patyku.
Słodko-słodzikowe lody zaczęły mieszać się z pudrowo-słodką, duszną mieszanką. Zadrapały trochę w gardle.
Gdy trafiłam na kęs z dużą ilością dodatku (o to nietrudno), smaki te były ledwo uchwytne, szybciej pojawiała się za to kwaśność owocu i więcej słodzikowo-mącznych, słabiutko kawowych nut.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa (zwłaszcza z mniejszą ilością porzeczek) pomyślałam o niewyraźnie sezamowej (ale jednak) chałwie. Była mdława, lekko mączno-sezamowa i orzechowa jak fistaszki, trochę jak Chiacho, bo i nutka kakao się przy niej obróciła. Pomyślałam też o starym i mdłym, makowcu-roladzie, ale raczej jego cieście... który w dodatku polano polewą kakaową? Czułam zaskakujące echo mleka. i wciąż ciemnopolewową nutę. To wszystko jednak liche i odległe nuty, mieszające się z tłuszczowością.
Polewa obróciła się, zakręciła, kopsnęła lekką cierpkość. Ta wymieszała się ze słodzikiem i przyniosła trochę ziemi i kawy. Ziemistość kręcąc z orzeszkami, zaserwowała odrobinę pikanterii. Dzięki słodzikowi przywiodła na myśl stonowaną lukrecję.
Kawowa ziemia pomogła wydostać się na przód porzeczkom. Były kwaśno-soczyste, ale początkowo mało porzeczkowe, a bardziej jak "suszone owoce leśne". Przecięły słodycz i skupiły uwagę na kawie oraz ziemiście-kwaśnych tonach.
Na koniec poczułam porzeczki bliżej nieokreślone, obstawiałabym raczej czerwone. Dopiero jak czekolada zniknęła, a ja skupiłam się porządnie, rzeczywiście cierpko-kwaśne i już słodsze porzeczki czarne wyłapałam. Wtedy wydały mi się dość świeżawe.
Po zjedzeniu został posmak porzeczek nasilony przez ich obecność w zębach oraz słodzikowo-ostrawy posmak bazy. Było to dość mleczno-chłodne jak lody; trochę mączne, ale też zasładzające i pikantnawe jak za dużo słodziku albo efekt jak po zjedzeniu za zimnych lodów.
Ta tabliczka... była dziwna. To mleczne / śmietankowe lody o rozmaitych, delikatnych smakach w polewie kakaowej... w formie tabliczki. Zaskoczył mnie jej zaskakująco "mlecznawy" (nie w pełni mleczny) smak. Kakao było cały czas wyczuwalne, ale jedynie jako właśnie polewa, nie nazwałabym tej czekolady ciemną. Gorzka nie była, a jej jedyna kwaśność pochodziła od porzeczek. Do nich mam mieszane uczucia. Nie przekonały mnie, bo wyszły kiepsko czarno porzeczkowo, a jednocześnie... nie mam do nich większych zarzutów. Sama czekolada mimo iż jawnie słodzikowa, nie odrzucała przez to - i znów nie mam się do czego przyczepić, mimo że mi taka słodzikowość burzyła czekoladowość zarówno w smaku, jak i w strukturze. Ta bowiem była nieprzyjemna, bo i wodnista, i tłusta. Całość najeżona średnim dodatkiem, ale gdyby nie on, byłoby bardzo źle.
To chyba... dobra jak na słodzikowo-białkową tabliczka, a jednocześnie kiepska czekolada tak ogółem. Jako polewa na batonach Legal Cakes zdałaby egzamin, tabliczka? Nie. Po dwóch całych i trzeciej zaczętej zaczęło mi w niej przeszkadzać tyle drobnych czynników, że odpadłam. Nijakość, ten chłód, struktura i niesatysfakcjonująco czarne porzeczki.
Resztę wepchnęłam Mamie. Nastawiona sceptycznie spróbowała i: "nastawiłam się na ciemną, a tu... w ustach tak szybko, fajnie się rozpuszczała, nie taka gorzka nawet, dość dziwna, ale o samej czekoladzie nawet nie umiem nic powiedzieć. Te porzeczki jakie fajne! Jakby tak puchły aż w ustach, świetne. Tylko nie powiedziałabym, że to czarne, a czerwone raczej, bo w smaku to kwaśne po prostu. I bardzo sycąca, że tak trzema kostkami się nasyciłam, dziwne to też. Co prawda jak kończyłam następnego dnia, już ten element dziwności osłabł, to mi tak nie smakowała, ale wciąż w porządku". I... nastawiła się raczej pozytywnie. Jak na moje oko, to raczej "zgasiłoby" każdą szanującą się ciemną czekoladę.
Można powiedzieć, że to zdrowy odpowiednik Wedla Premium z chili i wiśniami (o innym smaku). Mimo wszystko wolę przystępniejszą strukturę Wedla i to, że dodatki tytułowe dobrze wyszły. Aż śmieszy mnie jednak dziwna mleczność obu.
ocena: 5/10
kupiłam: Legal Cakes
cena: 9,49 zł (promocja; za 75 g)
kaloryczność: 387 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: miazga kakaowa, substancja słodząca: erytrytol; liofilizowane czarne porzeczki, odżywka białkowa (białka serwatkowe, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa)
Ciekawe brzmi. Gdyby nie to że nie można jej nigdzie stacjonarnie kupić no i gdyby nie ta cena to bym się skusiła :) po kolacji dodatek owoców by mi nie zaszkodził :)
OdpowiedzUsuńJa wczoraj przepadłam wracając do mojej ukochanej milki z waflem zamiast ciastka ❤
Dawno dawno już nie miałam okazji się nią delektować. Jest jak loacker tylko 100x bardziej słodki. No ale jakoś przez sentyment do milki tu cukrowy wydźwięk nigdy mi nie przeszkaszał. Kocham milki w otoczeniu gorzkiej i albo jako Zamiennik nutelli do pieczywa ❤ oby to nie była edycja limitowana
Grunt, to wybadać swój system, co kiedy jeść.
UsuńObrzydza mnie wspomniana Milka. Myśl o waflu w czekoladzie już jest zła, a obecnie cała milkowość budzi grozę we mnie. 100 razy słodsza? Wybacz, ale naprawdę nie wiem, co w takim razie może w niej smakować. Smak cukru mnie odrzuca.
Milka w otoczeniu ciemnej czekolady? Nie lubię skrajności. Wszystko by mnie wtedy drażniło.
Czy chodzi o tę dużą Milkę z waflem i kremem Mmmax? Chodzę koło niej i chodzę i nie wiem , czy brać. W Tesco jest. Mam straszną ochotę na nią, ale bałam się rozczarowania.
UsuńMartha, po Twoim opisie chyba następnym razem ją przygarnę do koszyczka :)
Bierz bierz. Ja pierwszy raz jadłam jeszcze na studiach więc w okolicach 2015r. Jest naprawdę fenomenalna - w mojej ocenie oczywiście. Wiadomo każdy lubi co innego. Ma chrupiące dodatki orzechów w kremie ;)
UsuńOpakowanie! <3 Widziałam czekolady na stronie L.C., ale gdybym robiła zamówienie, zostałabym przy batonach, bo jednak są bardziej moje. A już na pewno nie wzięłabym wersji deserowej (Twoje ukochane określenie), i to za dychu. Chałweę bym zjadła w dobrym deserze mlecznym albo lodach. Ewentualnie w Chiachu. Kocham porzeczki, acz owoce liofilizowane są takie se. Całościowo czeko nie wychodzi tak źle. Może jednak po powrocie do batonów mogłabym zbadać i ją.
OdpowiedzUsuńDycha za czekoladę to nie tak strasznie, ale za takie coś to już drożyzna.
UsuńLiofilizowane porzeczki do mnie nie przemawiają.
Czekolada na tyle nie moja, nieczekoladowa konwencjonalnie, że w sumie może miałaby u Ciebie szanse... Może, bo jednak pozostaje myśl, że i Tobie nie pasowałyby zmiany LC. Ja już w ogóle markę skreśliłam, ale to ja. Chociaż... czy by Ci przeszkadzały?