Ostatnimi czasy jakoś z dystansem patrzę na "zbyt wydziwiane czekolady". Nie lubię przesady ani robienia z dania / tabliczki śmietnika. Dziwne dodatki, ciekawe zestawienia - wszystko to wciąż odkrywać lubię, ale gdy są zrobione z głową. Na nową linię Zottera, czyli Squaring the Circle / Quadratur des Kreises patrzyłam trochę podejrzliwie. Kilka z niej wydało mi się fajnych, kilka nie w moim guście, ale wszystkie na pewno były ciekawe. O ile wegańską owocowo-kokosowa tabliczkę słodzoną cukrem daktylowym od razu uznałam za nie dla mnie, tak po setkę chętnie sięgnęłam. Wszystkie Zottera były wyjątkowe, charakterystyczne i każda z nich zachwycająca zupełnie czymś innym: a to szatańską mocą (Labooko Peru 100 %), a to harmonią i łagodnością (Ecuador 100 %), a to połączeniem mocy i harmonii (Madagascar 100%). Blend bardzo mnie ciekawił. A jednocześnie jakoś nie kręcił mnie (hue hue) wygląd - czekolada dla niezdecydowanych? Kwadratowa tabliczka, okrąg-dysk?
Zotter Squaring the Circle / Quadratur des Kreises 100 % Dunkle Schoko ohne Zuckerzugabe Vegan to ciemna czekolada o zawartości 100 % kakao.
Gdy tylko otworzyłam opakowanie, poczułam kwaśny zapach cytryn oraz nabiału: maślanki i kefiru zmieszany z czymś wręcz... mniej spożywczym jak asfalt... asfalt rozlany na ziemi... Było to też dość gorzko-palone, prażone. Doszukałam się sugestii migdałów / orzechów. Między cytrynami i asfaltem, wręcz dymem z czasem zawiązała się współpraca, której owocem były porzeczki i wiśnie. Kwasowość niewątpliwie była soczysta i z wpisaną w nią słodyczą.
Gładka w dotyku tabliczka pięknie trzaskała przy łamaniu. Z racji grubości i zwartości cechowała ją twardość. Przekrój miała tak gładki, że aż telefon kłopotał się ze złapaniem ostrości.
W ustach kęs nie wyzbył się jej. Początkowo twardo-zbity, rozpływał się powoli, leniwie, ale nie opornie. Miękł, giął się, zostawiając tłusto-smoliste smugi na podniebieniu i chwilami trochę, dziwnie sucho zalepiając. Formę jednak zachowywał niemal do końca. Mimo chwilami nawet pewnej soczystości, upodabniania się do zakalcowej ciastowej masy, czekolada zdawała się ciężka.
Początkowo czekolada wydawała się niemal neutralna smakowo, w czym splotły się delikatne orzechy i tłusty nabiał. Mieszały się, muskały niepewnie goryczkę w tle, aż nagle uderzył kwasek.
Ściągający kwasek należał do nabiału. Pomyślałam o maślance, kefirze i śmietance, zaraz niemal skwaśniałym twarogowym serniku. Sernik utemperował kwaśność, przywołał słodycz, pomyślałam więc też o... jakimś serku z serwatką? Był to kwaskawy sernik na słodko-neutralnawym spodzie.
Jednocześnie zwrócił on uwagę na paloność całości. Mniej więcej w połowie oczami wyobraźni zobaczyłam sernik wilgotny, a jednak z poprzypalane brzegami... Dym zaczął zasłaniać sernik, z czego został ściągający efekt. Zadebiutował gorzko-asfaltowy motyw, zdecydowanie mniej spożywczy. Był ciężki, kojarzący się ze skałą, minerałami... Pomyślałam o posmaku wody mocno, aż za mocno mineralizowanej. Zdawało się, że gorący asfalt zacznie przytłaczać, ale po pewnym czasie... znów złagodniał.
Spód... a więc nuta łagodząca, był maślano-zakalcowy. Bardzo zakalcowy, trochę mączny i... no, surowe ciasto. Też trochę wręcz mleczny, przesiąknięty kwasowością nabiału. Wraz z cały czas pobrzmiewającym ściągającym kwaskiem z dymu znów wyłonił się opisywany sernik. Teraz okazało się, że był to sernik wiśniowy.
Poczułam wiśnie, mieszające się z asfaltem i ziemistymi nutami. Otworzyły drogę czerwonym porzeczkom, toteż końcówka zrobiła się kwaśno-słodka za sprawą owoców. Wróciły cytrusy, już nie jednoznacznie cytrynowe, a trochę goryczkowate, nieokreślone. Goryczkę podkreślały wyraźniejsze orzechy. Orzechy i migdały... zmieszane z surowym ciastem, mineralizowanym asfaltem i prażone, nasiąknięte dymem.
W posmaku pozostał owocowo-asfaltowy (głównie znów cytrynowy) kwasek, mineralizowana, asfaltowo-orzechowa gorzkość oraz nabiał: od mleka przez sernik po podbuzowane kefiry / maślanki. Silne było też poczucie ściągnięcia i cierpkości jak po nabiale.
Całość bardzo przypadła mi do gustu. Kocham wodę mineralną (Nałęczowiankę), acz takiej zbyt mocno nie cierpię, a tutaj była ta nuta "mineralizowanego asfaltu" (jak ją nazwałam), mieszała się z paloną ciężkością, ale... została jakby wyniesiona do iluzorycznej lekkości poprzez sporo nut nabiału, serniko-zakalca i owoce (cytryny oraz czerwone). Wysoce kwaśna, a jednak chwilami niemal neutralna. Gorzkawa... i bardzo dynamiczna. Czekolada wyszła dynamiczna, a jednak spójna - jak dobra powieść, której kilka wątków dobrze się łączy. Trochę przeszkadzało mi mocne ściąganie, ale że ogólnie struktura wyszła przystępnie jak na setkę, nie mam jej nic do zarzucenia.
ocena: 9/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł (za 70g)
kaloryczność: 617 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: miazga kakaowa
Skład: miazga kakaowa
100% to już chyba dla mnie byłaby przesada ... 99% lindt to już szczyt a tak to chyba wolę kakao surowe łyżką zjeść z woreczka ;P
OdpowiedzUsuńKiedyś spróbowałam trochę zjeść Lindta 99 % - nie da się. Czegoś tak ohydnego wtedy długo w ustach nie miałam. On przecież jest też z odtłuszczonym kakao w proszku, więc to tak, jakby autentycznie takie jadła. Nawet mi go więc nie wspominaj przy porządnie zrobionej takiej czekoladzie. Nie są to moje naj-naj, ale ten Lindt to po prostu oszustwo. Nie ma porównania.
UsuńUwielbiam zapach asfaltu, niemniej w asfalcie. Ostatnimi czasy nie zdarza mi się zaślinić podczas spaceru remontowaną ulicą. Za to jako ciekawostkę dodam, że często celowo wybieram ulice remontowane i idę nimi bardzo wolno. Czasem robię przystanki. Koniec wątku pobocznego. Wyobrażam sobie mdłość, oleistość i neutralność smaku (ergo bezsmak). Dla mnie pozostałby nim do końca, więc inne nuty nie mają znaczenia. Farma forma "tabliczki", to chyba jedyny plus.
OdpowiedzUsuńZapach asfaltu - podkreślasz, że w odniesieniu do niego. Ale takie skojarzenie przy czekoladzie to przecież naprawdę nie jest jedzenie asfaltu. Przecież to oczywiste. To tak jak czujesz nuty makowców w 7Daysach - przecież nikt Ci tam maku nie napchał. Tak tu asfaltu.
UsuńWątek poboczny - mam mieszane uczucia. Lubię zapachy remontowanych ulic, ale nie zwalniam, a przyspieszam przeważnie, bo... często jak te maszyny pracują albo coś - boję się, że coś strzeli, że coś na mnie spadnie czy coś. To jest silniejsze ode mnie i takie podświadome.
Twoje wyobrażenie o mdłym smaku jest błędne.
Swoją drogą, piszesz, jakby wszystkie setki były mdłe. Niektóre są i to straszliwie. Ja uważam, że ja jadłam niewiele. Ty jeszcze mniej. A trafiłam i na mdłe, i na bardzo intensywne. Nawet tak intensywne, jakby np. wycisnąć sobie cytrynę prosto do ust. Nie mówię, czy to smaczne, czy nie, ale po prostu nie zgadzam się, że "wszystkie setki są bez smaku". To po prostu błędne wyobrażenie.