niedziela, 14 marca 2021

L'Atelier Des 5 Volcans Reserve Du Dja 62 % Cacao Recolte 2018 ciemna z Kamerunu

Marka L'Atelier Des 5 Volcans jest mi znana głównie z widzenia, bo ich tabliczki mają niską zawartość kakao i dochodzą do nich warianty z dodatkami: z wanilią lub z kawą, co średnio mnie kręci. Jako jednak, że poznałam już ich czekoladę reprezentującą należącą do nich małą plantację Haut Penja: 5 Volcans Cru Haut Penja 70 % Cacao Recolte 2017, przyszedł czas na drugą, większą plantację, czyli Reserve Du Dja. W przypadku tej widziałam, że rocznik inny (2018), ale niewiele mi to mówi (jeśli chodzi o same zbiory to wiadomo, to pewnie odpowiednik linii produkcji). Podobnie jak to, że nie raczyli dołożyć tych paru %, by było po równo i można było sobie fajnie porównać. Szkoda.

L'Atelier Des 5 Volcans Reserve Du Dja 62 % Cacao Recolte 2018 to ciemna czekolada o zawartości 62 % kakao z Kamerunu z plantacji Haut Penja; rocznik 2018.

Po otwarciu poczułam kontrastowy i intrygująco spójne zestawienie, którego bazą była zaskakująca wytrawność zielonych oliwek i kwasek octu balsamicznego, ich ogólne połączenie z... delikatnym, słodkim karmelem. Zwieńczyła je leciutka jakby oleistość, a obok pojawiła się skóra od wypieczonego na chrupko chleba. Tu pomyślałam o dusznym zapachu surowych płatków, kasz, wanilii (zapach kuchennej szafki mojej babci)... przechodzącym do zbożowo-polnych, kwiatkowych (stokrotki?), nieco żywszych nut. To jednak znów raczej soczystość, kwasowo-podkwaszona i znacząco owocowa jak żurawina i jabłka, może nieśmiałe rodzynki. Odpowiadały za harmonijne przejście do niemal karmelowo-wypieczonej słodyczy. Pierwsze świetnie splatały się z octowymi oliwkami, drugie zaś ze skórką. Nuty zatoczyły i zamknęły krąg.

Przy łamaniu tabliczka okazała się bardzo twarda i głośno trzaskająca. Przy robieniu kęsa poczułam lekki chrzęst, jakby była cukrowo-ziarnista.
W ustach rozpływała się raczej średnio-powoli, ale bardzo łatwo. W pierwszej chwili była idealnie gładka, ale im bardziej zmieniała się w rzadkawy, lekko tłustawy krem, tym bardziej przejawiała szorstkawą pylistość. Wydawało się, że miała ochotę potrzeszczeć, co równoważyło tłustawość. Ukrywała się jednak w rzadkawym, zostawiającym szybko znikające smugi kremie. Wyszło to dość przystępnie i neutralnie (ani na plus, ani na minus).

W smaku uderzyła bardzo słodkim karmelem. Rozszedł się po ustach, jakby trochę się przypiekł, ale nie nasiliła się jego moc. Pomyślałam o wanilii i cukrze pudrze, a więc duecie dość dusznym, przypominającym mi kuchenną szafkę babci. Cukro-karmel jakby opadł, osiadł na słodkawe ziołowo-herbaciane nuty i jakby też nawet konkretnie jakiejś... herbaty waniliowej, owocowej z suszonym jabłkiem? To dalej ta kuchnia, szafka wisząca nad chlebakiem i blisko patery z jabłkami.

Te miały w sobie coś bardziej palono-podsuszonego i goryczkowatego, nawet cierpkiego, ale właśnie tłumionego i wygładzanego przez okrywającą je karmelową słodycz. Chyba podkradły się pod nią suszone, gąbczaste jabłka i jakieś suszono-kandyzowane egzotyczne. W pewnym momencie herbata i owoce zwilgotniały, nabrały życia (jakby proces odwrotny do suszenia?), serwując mnóstwo kwiatków polnych i jabłek już surowszych, ale kaszowatych (przejrzałych). Oczami wyobraźni widziałam setki stokrotek na polu.

Karmel wsiąkł w nie... niczym olej / oliwa w chrupko-wypieczoną bagietkę. Drobna goryczka i tu znalazła upust, a ja poczułam wytrawniejszy motyw. Od skórki od chleba, tej bagietki, odeszły zielone oliwki, niosące kwaskawo-wytrawną soczystość. Pomyślałam też o occie balsamicznym jabłkowym.

Kwaskawość mniej więcej w połowie bardziej zwróciła na siebie uwagę, a że znalazła się bardzo blisko słodyczy, ogólnie kwaśno nie było (po zjedzeniu większej ilości w ogóle zaczęła wydawać się bardziej sugestywna). Łącząc się, kwasek i słodycz wypuściły na wolność jabłka, żurawinę i cytrusy. Coraz więcej cytrusów, ale "na słodko".

Wytrawność opuszczona przez kwasek zrobiła się bardziej zbożowo-kaszowa. Znów pokazało się pole porośnięte drobnymi kwiatami, ale także jakiś zbożowy wypiek.

Nagle wyobraziłam sobie lemon bary czy też tartę / kruche ciasto z masą cytrusową na wierzchu. Zdecydowanie grubo posypano to cukrem pudrem i posłodzono wanilią... Słodkie, że aż nie czysto cytrynowe, a bardziej jabłkowo-cytrynowe. Z masą z... wtopioną żurawiną? Na pewno jednak posypane cukrem, bo i słodycz cukru (acz palonego) na koniec jeszcze wyraźniej o sobie przypomniała. Karmel... znacząco to osłodził.

W posmaku obok bardzo, pudrowo słodkiego karmelu została cytryna, może nawet wręcz pod nim, ale z odczuwalnym kwaskiem. Kwaskiem... przywołującym też wytrawność octu balsamicznego (jabłkowego?), oliwki, polne kwiaty... aż w końcu i bliżej nieokreśloną cierpkawość. Wszystko w słodkich realiach.

Całość wyszła dziwnie. Przez wysoką i wszechobecną słodycz wyłapywane wytrawne sugestie wprawiły mnie w lekką dezorientację. Ogólnie ta zbyt silna, pudrowa słodycz mi przeszkadzała. Kojarzyła się ze słodyczą Amedei i Franceschi oraz z zacukrzoną wersją batona LC Pacman. Pomyślałam o niej jako o drogiej, z wyższej półki, a więc i bogatszej w nuty wersji Wegmans Dark Chocolate 72 %. Już nawet Wedel Premium Gorzka Cząstki wiśni i chili wydał się równie "o wytrawnych nutach" (a jednocześnie bardziej przecukrzony i z niskiej półki).
Tym samym wyszła gorzej od 70 %. Obie były słodkie waniliwo, acz 70 % odbiła w kierunku kwaskawego miodu, a dzisiaj opisywana karmelu i cukru pudru. Charakterny las iglasty, egzotyczne owoce, wiśnie... w dzisiaj opisywanej to pole, żurawino-jabłka, cytryny w cukrze, stokrotki. Tak samo suszony owoc - podobieństwo! - ale znów w 70 % mango, tu jabłka. Znów ocet, chleb i wytrawność, ale już nie jak kiszone warzywa, drzewa, ale... bardziej oliwkowo-kaszowo-neutralnawe nuty. Takie, które pretendują do wytrawności, ale dowalili im słodyczy. Czytałam, że ludzie czują w niej kasztany - jak tak pomyślę, to... możliwe. Struktura także mnie nie kupiła.
Niby wytrawność dla bojących się wytrawności, takie "chcę być wytrawna, ale się boję". Końcowo specjalnie wytrawnie nie wyszła, a kwasek wystąpił w niej pod postacią bardziej "nut" niż kwaśności. Jedynie zapach i posmak pokazały pazurki. Szkoda, bo lubię wytrawne tabliczki (choć bez przesady), słodycz, gdzie jest uzasadniona (też bez przegięcia) w sumie też, ale tu...
W cenie do 8, góra 10 zł mogłaby dostać nawet 7/10, ale tak? Nie ma szans.


ocena: 6/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 28 zł (za 80 g)
kaloryczność: 589 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

6 komentarzy:

  1. Bogaty w detale opis aromatu upewnił mnie w przekonaniu, że wydanie kasy na drogie czekolady w moim przypadku to bezsens. Jednak co plebejskie złoto, to plebejskie złoto. Btw, stokrotki śmierdzą (moja mama mówi, że kupą :P). Piszesz o realnych kwiatach czy wyobrażonych? Dużo tu dziwnych i nieprzyjemnych nut. Tym bardziej bym nie zaryzykowała.

    PS Czemu zawsze piszesz spację między liczbą a znakiem procentowym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja mówi, że sikami. Dla mnie mają "kwiatkowo-ziółkowy" zapach - tak go od dziecka nazywam. Piszę o jak najprawdziwszych. Uwielbiam kwiaty i może nie znam się na nich, kocham ich zapachy. Stokrotki łatwo akurat znać. Dlaczego miałabym pisać o wyobrażonych? O różach też nie piszę jako o wyobrażonych.

      To dziwne, ale chwilami wydawała się bardziej Twoja, a chwilami... niczyja. Nie poleciłabym jej nikomu na np. przekonanie się do ciemnych plantacyjnych.

      PS Początkowo na blogu miałam problemy z wyszukiwaniem, że chyba po wpisaniu "70%" łapało to jako jedno hasło i nie wyświetlało tych "70 %", a że "%" może się najzwyczajniej nie chcieć nikomu wpisywać, bp np. "czekolada ciemna 70", "gorzka 80", to rozdzielałam. A teraz po prostu nie chcę chaosu i piszę konsekwentnie (tylko w składach pozwalam sobie na np. "orzechy 6%").

      Usuń
  2. Zupełnie nie moja bajka ; ) a mogę jeszcze zapytać jak długo trwa zjedzenie Twoim sposobem całej tabliczki czekolady? Ja wczoraj jadłam i w końcu pogryzłam bo już mnie nudziło czekanie aż samoistnie się rozpuści :D ale smak nieporwownywalny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytasz, ile mi kawałek w ustach się rozpływa? Nie wiem, nie mierzę i nie mam zamiaru, bo nienawidzę ograniczeń czasowych i kontrolowania czasu, a poza tym to zależy od czekolady i wielkości kawałka, więc jest niemierzalne.
      Ile czasu spędzam z czekoladą? Tabliczki ok. 70 gramów do degustacji (wszelkie single origin itp.) to jakieś 3 godziny. Bywa, że jak czekolada pozostawia obłędny sposób, a ja wciągnę się w rysowanie czy coś, to do 4 godzin. 100 gramów tego typu zdarzają się rzadko, ale zdarza mi się spędzić z taką czekoladą 5 godzin.
      Z kolei gdy chodzi o moje "czekolady do dojadania", np. Lindt 70 % czy 80 % rozpływają się mimo wszystko szybciej, a ja tak nie zwracam uwagi przy nich na posmak. Je również jem godzinami, ale mogę szybciej / wolniej - w zależności od ochoty. Nie siedzę po prostu jedząc i patrząc na czekoladę. Po wczuciu się lubię po prostu niezobowiązująco siedzieć przy tabliczce, napawać się jej aromatem, posmakiem, jeść powoli - robiąc wówczas coś niezobowiązującego, np. rysując, robiąc cośna komputerze, planując tydzień w zeszycie, ogarniając zdjęcia na bloga czy np. odpisując na komentarze (w ustach trwa boski posmak, a ja piszę; nie piszę jedząc). Mniej wymagające czekolady jem podczas wykładów.

      Tylko dając czekoladzie się rozpływać swobodnie, w jej własnym tempie, można w pełni czerpać z jej dobra!

      Nie wyobrażam sobie pogryzienia, za nic. I mam to już od dziecka. Nigdy ich nie gryzłam.
      A żeby nie gryźć mówią wszyscy z kręgów degustatorskich, producenckich itp. Po prostu czekolada nie ma szans pokazać, czym smakuje, gdy się ją pogryzie. To... jak łykać całe, niepogryzione orzechy! Mija się z celem.

      Usuń
  3. Tak tak ostatnim akapitem muszę się zgodzić. Odkąd zaczęłam degustować się czekoladami odczuwam różnicę coraz wyraźniej.
    Ja mam stałe pory jedzenia. Nie mogę sobie pozwolić na tak długie jedzenie, dojadanie. Jem przez 30 minut do 1h a to i tak luksus na który mogę sobie pozwolić, bo praca idzie mi sprawnie dzięki analitycznemu umysłowi ;) moje koleżanki jedzą od 7 non stop... rozmawiają cały dzień o tzw pierdołach a w rezultscie robota leży i ciągle narzekają że siedzą po pracy do nocy i piszą ... no ja tego w stanie pojąć nie jestem ... idę do pracy tylko po to żeby nie mieszać jej z domowym comfort place ... no i żeby przyjmując taką postawę względem pracowniczych obowiązków z sławnej woli a potem narzekać ... nie to mi się w głowie nie mieści.
    Dziękuję za wyczerpująca odpowiedź. Pytałam właśnie celem wyjaśnienia jak możnana jeden posiłek zjeść tyle czeko trybem niegryzącym :D rozważałam to przez pryzmat moich nawyków żywieniowych ;)
    Ja jem o 5.30, 10.30, 14.30 i 18.30 ;) zawsze skupiam się tylko na posiłku i nigdy nie jem podczas innej czynności ;)
    Bdw czy można jeść w pociągu? Jutro jadę po psa do W-wy. Zastanawia mnie tylko jak przetrwać dzień w pociągu bez posiłku :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wszystkie posiłki jem minimum godzinę. Lubię jeść bardzo powoli i długo. I zawsze jak do jedzenia zasiadam to już siedzę. Nie uznaję żadnego kręcenia się po domu i podjadania. Moje "dojadanie" odnosi się do tego, że np. zjadam jedną małą czekoladę i potem dojadam ilość, jaka mi tam akurat pasuje, a nie, że chodzę i sobie dojadam-podjadam. Tak to nie. Nie uznaję jedzenia w biegu / na szybko czy coś.

      Obecnie studiuję zdalnie i mam tak godziny zajęć ułożone, że nie narzekam. Całkiem nieźle mi się zgrywają z tym, jak żyję.
      Taak, też wolę zrobić, co mam zrobić, porządnie, a potem swoimi sprawami się zająć. Roboty czy zadań ze studiów nie umiałabym rozwlekać na cały dzień czy odkładać "na później".

      Taak, mamy inne nawyki. Ale! Też za nic nie jem coś robiąc. Znaczy... zawsze jem oglądając coś mało zobowiązującego (bardziej skupiam się na jedzeniu). Czekolada to przyjemność wiązana z innymi przyjemnościami (np. rysowaniem jak pisałam, ale to taki cały system bardzo "mój").

      Z pociągami pojęcia nie mam... Współczuję w ogóle takiej wyprawy w tych czasach. Wierzę jednak, że po psiaka warto! Mogę podpytać, jakiego?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.