Kiedyś uwielbiałam solony karmel, a smak ten - dobrze wykonany - uważam za genialny. Niestety jednak ostatnimi czasy coraz trudniej znaleźć taki, któremu nie miałabym nic do zarzucenia. Albo niesłony, albo przesolony, albo... w ogóle niekarmelowy. Gdy producenci podłapali, że "to się sprzedaje", robią go coraz gorzej - takie jest moje zdanie i niestety parę ostatnich niewypałów w tym wariancie to potwierdziło. Gdy doszło do sięgnięcia po tę czekoladę... było mi jakoś smutno, choć też i nadzieja rosła. Smutno, bo po paru tabliczkach doszłam do wniosku, że chyba nie mam co szukać czekolad mlecznych z solonym karmelem, bo mi nie odpowiadają. A nadzieja... napędzana była, że może ciemne okażą się ratunkiem dla mnie. Co ciekawe, wydaje mi się, że swego czasu długo nie było właśnie ciemnych z tym dodatkiem.
Moser Roth Dark Caramel Sea Salt to ciemna czekolada o zawartości 52 % kakao z "chrupiącym maślanym" karmelem (16%) i solą morską.
Gdy tylko rozchyliłam papierek, poczułam cukrowy zapach, podkreślony lekko likierowo-polewową, palono-kakaową cierpkością. Zahaczyła o przepalenie. Mieszało się to z łagodnym, maślanym otoczeniem, w którym przeplatała się sugestia delikatnego karmelu i czegoś innego słodkiego, czego nazwać nie umiałam (wanilina?). Wydało mi się to takie... "po kosztach", budżetowe.
Przy łamaniu czekolada trzaskała, jednak nie była bardzo twarda. Zawierała mnóstwo mniejszych i średnich kawałków karmelu (koloru biało-ecru-zielonkawego) oraz trochę kryształków soli. To właśnie za sprawą dodatków tak trzaskała, a chwilami bardziej trzeszczała.
W ustach rozpływała się w umiarkowanym tempie, łatwo. Miękła szybko, po czym zalepiała jako jedynie gęstawy, tłusto-gładki krem. Była trochę ulepkowata, trochę maślana. Karmel dodano do niej chrupiąco-skrzypiący. Wyłaniał się szybko, a i tak zostawał na trochę po zniknięciu bazy. Początkowo szklisty, szybko się rozpuszczał, by w końcu i tak nieprzyjemnie poprzylepiać się do zębów jako miękkie placki. Na szczęście i one szybko znikały. Sól wystąpiła pod postacią drobnych kryształków, które wtapiały się w otoczenie.
Do dodatków samych w sobie w kwestii struktury w sumie nie mam większych zarzutów, ale zdecydowanie przesadzono z ilością tego kiepskiego "karmelu". Czekolada sprawiała wrażenie ulepkowatego zlepko-jeża.
W smaku od początku czekolada zaszarżowała wysoką słodyczą. Była cukrowo słodka, minimalnie karmelowa i zalatywała waniliną. Kojarzyła się z białym cukrem prosto z torby i cukrem pudrem. Wydała mi się nieco tania, przytłaczająca i spleciona z delikatną cierpkością.
Troszeczkę kojarzyło się to z bezalkoholowym likierem / sosem kakaowym: zasładzającym i tanim. Cierpkawość rosła i przytoczyła nieco gorzkawości. Była palona, wręcz sucho-przepalona i nie za mocna. Odlegle skojarzyła się z tanią, delikatną kawą z pianką i właśnie syropem.
Ta mieszała się z maślanością i przesadzoną słodyczą, które to nasilały się przy kawałkach karmelu. Był... przesadnie słodki, cukierkowy... choć nawet niezbyt karmelkowy. Niby palony, a jakiś karmelowy w tani sposób. Bardziej maślany i po prostu słodko-sztuczny.
Przełamała to sól, pojawiająca się epizodycznie przy kawałkach dodatku. Miałam wrażenie, że to one są posolone, a nie że sól występuje osobno. Zabijała sztuczność (?), ale podkreślała maślaność i tłuszczowo-słodką nijakość dodatku. Potem wydało mi się to jeszcze bardziej tanie. Większość zostawiłam, by pogryźć na koniec, przez co jeszcze wyraźniej wydobył się ich sztuczny, słodko-nijaki smak. Na pewno nie był to karmel ani nawet karmelki.
W posmaku została cierpkawość kakao, złagodzona maślanością i z odczuwalną za wysoką słodyczą. Należała do czystego białego cukru, na który naszło coś ciężkiego, cukrowo pudrowego i nieudanie waniliowatego.
Nieco już drapała w gardle, a i tak czułam, że namiastka soli była i odstawała. Tanie cukierki też były. Właściwie w przeważającej mierze, bo zostawiałam je na koniec.
Całość mi nie pasowała, bo była za miękko-tłusta, za słodka i za mało kakaowa jak na ciemną, a karmel ani struktury przyjemnej, ani smaku porządnego nie miał.
Nudna i męcząca, jakby zupełnie bez sensu było ją jeść. Dodatki niby rozpuszczały się, ale było ich tak dużo, więc i tak zostawały, przez co czekolada traciła na znaczeniu. Wprawdzie nie zdarzyło mi się mimo ich natłoku chrupnąć wielkiego kawała soli... Jednak tutaj ta sól i tak jakby nie miała racji bytu. Denerwująca forma. Przeciętna, średniopółkowa do bólu. Ja mam ciekawsze rzeczy do jedzenia, by sobie nią głowę, język i podniebienie zawracać.
ocena: 5/10
kupiłam: Aldi
cena: 9,99 zł (za 125g)
kaloryczność: 533 kcal / 100 g; 1 minitabliczka (25g) - 133kcal
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, syrop glukozowy, tłuszcz mleczny 1,4%, lecytyna sojowa, sól morska, aromaty
O nie, nie, nie. Żaden karmel palony ani solony, ani twardy i chrupiący. Budżetowy zapach niet również. Kryształki soli, najgorzej. Nie ma to jak przemienić mój ulubiony dodatek do czekolady w lepkie, osiadające w zębach barachło. O tanim smaku karemeleczków, byłabym zapomniała. Moja ocena nie byłaby tak pozytywna jak Twoja.
OdpowiedzUsuńZ czystej ciekawości, odbiegając od tej czekolady: odjęłabyś punkty chrupiącemu solonemu karmelowi za to, że jest słony i chrupiący? :P
UsuńMój ulubiony wariant czekolady na dzień dzisiejszy. Mam pełno tej marki własnej Auchan.
OdpowiedzUsuńMasz rację jak producent zorientuje się że konsument łyknął produkt zaczyna go psuć ...
A według mnie ostatnio bardzo ciężko o dobry solony karmel. Zazwyczaj wychodzi niesmacznie, bo i za cukrowo, i za słodko, prawie wszystko mnie denerwuje... ech.
Usuń