piątek, 19 marca 2021

(Słodki Przystanek) Beskid Wenezuela Caicara del Orinoco 50% ciemna mleczna z Wenezueli

Nie raz pisałam, że mleczne czekolady niespecjalnie mnie kręcą, ale i ciemne mleczne coraz mniej satysfakcjonują, bo coraz częściej trafiam na takie bez charakteru, wyrazu i mimo niby wysokiej zawartości, kakao jakoś mi w nich brak. Nawet Beskid Madagaskar Ambanja Superior BIO Dark Milk 50% nie zrobiła na mnie szoku. Beskid Wenezuela Carenero Superior z Mlekiem Kozim 55 % za to owszem. Stała się nawet jedną z naj-naj tabliczek. Uznałam, że niedługo po niej z chęcią zjem dzisiaj przedstawianą, by sprawdzić, jak to zwykłe mleko krowie sobie radzi z tym kakao. Wenezuelską 50tkę od Beskidu już wprawdzie jadłam, ale była to dawna wersja, potem wprowadzono małe zmiany. Venezuela 50 % mleczna z Wenezueli była pyszna, więc zastanawiałam się,... co będzie tym razem? Od producenta dostałam informacje, że na pewno proporcje składników się nie zmieniły. 
Cóż mogę o niej napisać? Ta odmiana kakao jest uprawiana w głębi stanu Bolivar w Wenezueli, na terenie amazońskiego lasu deszczowego. Jego nazwa inspirowana jest miastem, w którym okolicznym miastem, "w pobliżu rzeki Orinoko".
Ziarna kakao nazywane "Caicara del Orinoco" uprawiane są na niemal niedostępnym terenie przez rdzennych mieszkańców - plemię Piaroas. Jego nazwa oznacza "panów lasu". Ta rolnicza społecnzość liczy około 60 rodzin. Transport ziaren kakao od nich do miasta Caicara del Orinoco trwa ponad 12 godzin. Jak widać, zdobycie go wymaga wiele zachodu.

Beskid Bean-to-Bar Chocolate Darkmilk Wenezuela Caicara del Orinoco 50 % to ciemna mleczna czekolada o zawartości 50 % kakao odmiany criollo Caicara del Orinoco z Wenezueli z regionu o tej samej nazwie.
Czas konszowania i rafinowania to min. 48 godzin.

Po rozchyleniu papierka poczułam naturalne mleko splecione z palonymi orzechami wpisanymi w "siankowy" klimat. Myślałam o tym jako o polu pełnym polnych kwiatów oraz o suszących się ziołach i kwiatach. Nie trudno tu o goryczkę podkreśloną nutką palonego (aż właśnie do goryczki) karmelu. Palony motyw miał ogromny udział w tym wszystkim. Jego słodycz z kolei mieszała się z delikatnymi, trochę ciężkawymi, ale i soczystymi suszonymi morelami.

Przy łamaniu nie usłyszałam zbyt głośnego trzasku, ale tabliczka była twarda. Trochę przy tym krucha, w obejściu kojarzyła mi się nieco z proszkowo-kruchą krówką albo twardymi cukierkami typu fudge.
W ustach... wszystko to kontynuowała. Rozpływała się w średnim tempie i ochoczo, mimo że długo zachowywała twardą formę i kształt. Roztaczała nieco lepkie, rzadkawe fale. Połączyła śliskawą gładkość krówek-mordoklejek oraz lekką kruchą szorstkość tych suchych. Wszystko to jakby kryła w tłustości. Pomyślałam o kajmaku i cukierkach z czegoś takiego już zastygłych.

Już w chwili robienia kęsa poczułam znaczącą, lecz nie za wysoką słodycz karmelu, graniczącą z niemal neutralnością. Opływało ją mleko, wręcz śmietanka, które reprezentowało sielski, wiejsko-polny klimat. Karmel okazał się dość maślany, może maślano-śmietankowy w krówkowym kontekście. Mignęła mi rześkość... lodów śmietankowych? Może też odrobinę soczystsza nuta.

Po chwili zrobiło się gorzkawo, nawet gorzko. Jak odrobina gorzkawych orzechów (pekanów z nutą ziemi? włoskich?) i łyk mocnej czarnej kawy...

A następnie zagryzienie czymś karmelowo słodkim. Krówką? Goryczka jeszcze się zakręciła jako zbyt mocne palenie, jeszcze tupnęła nogą, po czym... schowała się. Został sam karmel, łagodniejąc. Słodycz tonowała maślaność, toteż skojarzyła mi się z nieprzesłodzonym toffi. Może iluzorycznie słonawym? Znalazło się obok krówek. I kajmaku? Jakąś tego typu masą. Palony klimat był obecny w tym wszystkim, choć to maślaność zaczęła grać coraz ważniejszą rolę. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o kruchym, maślanym spodzie do ciasta. Twardym, może coś jak do tarty, trochę słonawym. Kajmako-toffi / coś krówkowego uparcie trwało przy tym wyobrażeniu. Stąd z kolei z czasem myśl o maślanych, twardo-kruchych ciastkach.

A tymczasem do ciasta i ciastek zakradła się owocowa rześkość. Jakby na tym spodzie pojawiła się solidna, trochę dżemowata warstwa brzoskwiniowo-morelowa, a na okrągłych ciastkach dżem po środku. Była muląco słodka, ciężka, ale w pozytywnym sensie. To także... owoce niemal świeże. Może nie wszystkie poszły do ciasta? W pobliżu zostawiono trochę świeżych. Wyłapałam też charakterniejsze pomarańcze wraz ze skórkami. Z czasem owoce wydały mi się odbijać w suszonym kierunku.

Karmel zaś wydał mi się aż solony i znów goryczkowato-palony. Gorzkawość wróciła i w pewnym momencie aż o lekką cierpkość zahaczyła. Bliżej końca poczułam suszone owoce i suszone zioła, kwiaty. Część z nich nawet się nie zaczęła suszyć - ktoś musiał je tylko co narwać z pola. To znów lekka sugestia orzechów pekan. Orzechów prażonych w karmelu z solą? Zapitych kawą, by nie zrobiło się za słodko. Tym razem była to już kawa z mlekiem. Pełnym, prosto od krowy? Myśli o takim podsycała naturalna słonawość, która niemal do końca przewijała się w kompozycji.

W posmaku został karmel właśnie, kawa i silna słodycz owoców suszonych (moreli), jak i słodko-świeżych (brzoskwinie, morele, pomarańcza?). Wszystko jednak obudowała pewna siebie cierpkawa goryczka, gorzkość nawet. Efekt podobny temu, jaki towarzyszy wypiciu kawy.

Całość wydała mi się... prawie taka sama co Venezuela 50 % mleczna z Wenezueli, tylko że dzisiaj opisywana w pewnym momencie postawiła na kruche maślane ciasto / ciastka z dżemami, nie zaś dżemy i lody śmietankowe. Nowa wersja chyba wyszła minimalnie bardziej maślana. Wciąż był to poziom wyważony, mleczność pełna i naturalna, a jednak i z należycie wyczuwalną gorzkawością. Łagodną, bo łagodną, ale głęboką. Widzę ją właśnie jako opozycyjną, bo słodko-łagodną i gorzkawą do charakternej, kwaskawej i cierpko-gorzkawej koziej.


ocena: 9/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 17,90 zł (za 60 g; ja dostałam)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakaowca, tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy nierafinowany, mleko pełne w proszku

2 komentarze:

  1. Po tamtej od Ciebie tę tym bardziej bym zjadła. Ubolewam nad odmiennym wyglądem, ale co smak i konsystencja, to smak i konsystencja. (Dziwne to powiedzenie). Tylko nie mordoklejki! I nie słony karmel. Ani ogólna słona nuta. Reszta ideolo, zwłaszcza moje wyobrażenie Biszkopcików Paryskich (biszkoptów z kremem śmietankowo-morelowym).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że w mordoklejkach przeszkadza Ci... mordoklejność? Śliskość też? O, jeśli tak, to aż dziwne, bo byśmy się zgodziły. I pamiętaj, że pisałam tylko o ich śliskości.
      Wątpię, że byś poczuła soloność karmelu. Ja to wiążę z mlecznym smakiem, a że dopiero na końcówce się pojawił... u Ciebie kęs byłby już dawno pogryziony.

      Ogólnie powiedziałabym, że Wenezuela jest bardziej Twoja niż Madagaskar.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.