poniedziałek, 29 marca 2021

baton Legal Cakes Yogi

Jak pisałam przy Pacmanie, nowości od LC zawsze po prostu lubię mieć i kropka. Nawet jakby miały okazać się średnie, to... i tak wydają się ciekawsze od większości ogólnodostępnych słodyczy. Ten baton jednak nie podobał mi się z nazwy i opakowania; kusił wnętrzem. Dlaczego nie podobał mi się? Nigdy nie oglądałam Yogiego, nie lubiłam go. "Do Legalowej bajki dołącza Yogi, ulubiony miś dzieciaków na całym świecie." - przykro mi, Legalu... nie byłam typowym dzieciakiem. W ogóle nie lubiłam miśków. Kiedyś dostałam jednego od jakiejś ciotki-klotki... to się poryczałam. Fajnie. Miałam nadzieję, że ten batonowo-ciastowy miś nie przyprawi mnie o łzy. W końcu... połączył jedne z ulubionych suszonych owoców (daktyle) z ulubionymi świeżymi... No, tylko taki "mały" sęk w tym, że akurat w formie liofilizowanej.

Legal Cakes Yogi to baton daktylowy z wiśnią liofilizowaną i orzechami włoskimi.

Batona przechowywałam w lodówce, czyli tak, jak nakazuje producent, ale nim zasiadłam do jedzenia, godzinę przed wyjęłam, by doszedł do temperatury pokojowej (nie lubię zimnego jedzenia). Jadłam go jak ciasto: widelczykiem z talerzyka. Muszę przyznać, że trzeba tu było nieźle widelczyk przyciskać z racji zwartości i gęstości.

Po otwarciu poczułam średnio przyjemny duet kakaowych lodów na mleku i tłustej, białej polewy - taniej i odrzucającej. Miało to chłodny wydźwięk wywołany słodzikiem. Z czasem zarysował się przy tym akcent mączno-gorzkawy, ciastowy, a słodzikowa polewowość w trakcie jedzenia przemieszała się z nieśmiałymi daktylami. Wydało mi się to lekko orzechowo-wiśniowe, podszyte goryczkowato-ziemistym charakterem. Kryło podkwaszenie, jakąś owocową soczystość, początkowo bliżej nieokreśloną. Wszystko zwieńczyła lekko cierpka nuta kakao, podsuwająca skojarzenie z kiepskim brownie.

spód
Baton wydał mi się konkretny. To dość twarda i ciężka, wilgotna cegła, łatwa jednak przy podziale. Zarówno przy krojeniu jak i łamaniu wykazywał miękkawość.
Podczas jedzenia odebrałam go jako rzeczywiście konkretny, zwarty i gęsty. Wydał mi się gładkawy jak wilgotne i gęsto-tłuste ciasto, ale jednocześnie mączny. W trakcie jedzenia dał się poznać jako miękko-gumiasta papka. Rozpływał się... na ciasto rzadsze; własnie trochę mączno-papkowatą zawiesinę. Niestety baza była bardzo przemielona, więc struktura daktyli za wielkiej roli nie odegrała, mimo że trafiło się sporo ich włókien. Obok mączno-kakaowej suchości trwał śliskawo-tłusty, polewowy motyw. Całość i tak sucho zatykała. Wewnątrz znalazło się sporo drobnych skórek owoców, jędrnawych kawałków-farfocli wiśni oraz średnich kawałków raczej miękko-wilgotnych orzechów (na cały baton trafił mi się też jeden cały gigant, który zupełnie do otoczenia nie pasował). Trochę chrupały, ale bez życia. Wiśnie wyszły zaskakująco świeżo.
Czekolada w batonie została raczej rozpuszczona i wmieszana, a jej (?) podejrzany kawałek, na który ja trafiłam pewnie... znalazł się tam przypadkiem.

W smaku baton uderzył słodyczą o karmelowo-daktylowym wydźwięku. Wydawała się osadzona w czekoladowych realiach, mieszających się z likierem i dziwną... polewowością? Jakbym czuła tam tłustą, białą polewę oraz miała do czynienia z lodami czekoladowymi. Silna słodycz zaraz odbiła w bardziej owocowym kierunku.

W zależności od tego, jaki kawałek zagarnęłam, chwilami pojawiała się soczysta kwaśność wiśni. Była niczym pojedyncze, delikatne szpileczki.
Karmel wyraźnie przeskoczył na daktyle. Pomyślałam o likierowo-miodowym alkoholu, truflowości... mieszających się z cierpkością. Truflowy charakter skojarzył mi się z brownie.

Brownie nieco ukwaszonym. Daktyle podrzuciły lekko kwaskowato-podfermentowany motyw, a to wykorzystała wiśnia. Przemknęła jako słodko-kwaskawa nuta, podkręciła cierpkość kakao. Kwasek w tle dopiero po dłuższym czasie udało mi się nazwać - to leciutki akcent kwaskawego kokosa, mieszającego się z wilgotnie-chłodną ziemistością. Cierpkawość prezentowała ziemiste, chłodno-słodzikowe brownie z wiśniami, zalatujące winem.

Trafiając na większe kawałki wiśni, wyraźnie czułam ich kwaśny smak wychodzący niemal na pierwszy plan (nie były to jednak najlepsze wiśnie, z jakimi się spotkałam). Chwilami wydawały się jakieś mało wiśniowe, a bardziej czerwono owocowe.

Orzechy włoskie poprzez swoją gorzkawość, ale ogólnie niezbyt wyrazisty smak, podkreśliły ziemistość właśnie i pewną mdławość. W bazie plątało się coś neutralnie-nijakiego, trochę mącznego i... zakalcowo-tłuszczowego? Kokosowego? To znów skojarzyło mi się z gorszym brownie, ale... wciąż brownie.
Goryczka, jak się szybko okazało, należała do kakao. Walczyła z kolei z pewną wytrwanie mączno-roślinną nutą. W batonie czułam bliżej nieokreślony posmak, który w okolicach orzechów tracił na znaczeniu na ich sprawę. Niektóre większe kawałki chwilowo wyłaniały się ponad wszystko inne - wtedy orzechy włoskie dominowały.

W całym batonie trafiłam na jeden dziwny kawałek. Była to obleśna gruda tłuszczo-polewy - chyba czekolady, przy której nagle pojawił się mocny smak grochu.

Wytrawna cierpkawość idealnie wciągnęła w siebie wiśnię. Pod koniec jedzenia czułam wiśniowo-zdrowe brownie o ziemistej nucie, akcencie mąki i... oleju kokosowego?
Bliżej końca kakao złagodniało na rzecz bazowej neutralności oraz słodyczy daktyli. Daktyle drapały w gardle, ogólna słodycz wzrosła, a w ustach czułam chłodek słodziku - to znów skojarzyło mi się z lodami.

Po zjedzeniu został posmak cierpkiego kakao i oleju kokosowego, a także drażniąco słodzikowy oraz przesłodzenie wyprane z jakiegoś konkretniejszego smaku.

Ziemiście-truflowe brownie nasączone winem, z wiśniami, kiepskimi orzechami włoskimi i lodami? Tak, szkoda, że tak mocna była nuta słodziku i "zdrowa mączność". Całość... w zasadzie była dobra, acz z elementami do poprawki. Bardzo podobało mi się, jak kokosowa nuta odwracała uwagę od potencjalnych gorszych składników bazy i jak zharmonizowała kwaśne wiśnie, daktyle i cierpko-gorzkawe kakao. Dziwny, nierozpuszczony kawałek to... pewnie wypadek przy pracy. Wiśnie wolałabym w formie lepszych kawałków, a i orzechy włoskie mogły być lepsze. Ogół jednak wyszedł pozytywnie.


ocena: 8/10
kupiłam: Legal Cakes
cena: 6,49 zł (promocja; za 90 g)
kaloryczność: 404,5 kcal / 100 g; sztuka - 364,1 kcal
czy znów kupię: nie

Składniki: daktyle 43,8%, mąka ryżowa, orzechy włoskie, wiśnia liofilizowana 8,2%, izolat białka grochu, miazga kokosowa, czekolada (miazga kakaowa, substancja słodząca: erytrytol), kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, olej kokosowy, regulator kwasowości: węglan potasu.

8 komentarzy:

  1. Wiśnie i orzech włoski nie są zdecydowanie dla mnie... gdyby to były maliny brałabym w ciemno ;)
    Kurczę przez zmianę czasu wasze wpisy ma blogach dziewczyny pojawiają się z 1h opóźnieniem :/ na treningu nie mam co czytać i muszę czekać na następny dzień 😭

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby to były maliny, nie kupiłabym.

      Naprawdę? Jesteś pewna co do tego pojawiania się? Patrzę na dzisiejszą recenzję z 30.03 i jest godzina publikacji normalnie 5:00. Nie było jej po 5:00, a dopiero po 6:00?

      Usuń
    2. Ta w niedzielę była po 6 ;)

      Usuń
    3. W soboty i niedziele zawsze publikuję o 5:30 (i tak jest pod postem napisane).

      Usuń
  2. Jestem tak bardzo nie na czasie z ofertą tej marki, że nawet nie wiedziałam o jego istnieniu. Zjadłabym chętnie jak całą resztę. Zobaczymy, ile wariantów uda mi się ustrzelić, jak już się zbiorę ;) Obym tylko nie trafiła na zatrzęsienie Twoich grud. Całość kusi. Aż mam ochotę dostrzyknąć baton sowitą porcją alkoholu. Niech będzie i wino, skoro już się pojawiło w aurze. Skądinąd w takiej kompozycji kwaśne wiśnie są dla mnie spoko. W ogóle w słodkich ciastach kwaśne wiśnie lubię. Tylko na surowo niet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On wszedł chyba kilka miesięcy przed Simbą, który był w okolicach premiery Króla Lwa. Od tamtego czasu ich nie śledzę, ale słyszałam, że jest jakaś mango nowość. Mnie nie interesuje.

      Ciekawie z wiśniami, ale w sumie mnie to nie dziwi. To tak jak np. nie lubię świeżych, surowych fig, a suszone jak najbardziej.

      Usuń
  3. Na obecną chwilę to chyba mój ulubiony baton Legal Cakes. Przyznam, że zdziwiło mnie to, że w swoim wyczułaś dziwną, polewową tłuszczowość. Ja jadłam już go parę razy i nigdy nic takiego nie wyczułam, a też jestem na to wyczulona. Jeśli chodzi o ten dziwny kawałek "czekolady" to faktycznie musiał to być wypadek przy pracy, bo osobiście nigdy nic takiego w nie znalazłam. Nie przepadam za liofilizowanymi owocami, ale wiśnie uwielbiam i uważam, że gdy w batonie przeszły odrobinę wilgocią, wypadły bardzo korzystnie, podkręcając bazę, która rzeczywiście przypominała brownie. Bardzo podobała mi się też ta truflowość (myślę, że odpowiada za nią białko grochu). Mam nadzieję, że Yogi nie popsuje się, bo wiem już, że batony Legal Cakes produkowane w różnych seriach mogą wypadać bardzo nierówno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to zwalam na to, że żadna-żadna choćby minimalnie gorsza nuta przy czekoladowości mi nie umknie.
      Te wypadki przy pracy, nierówności (że potrafi im linia "nie wyjść") i zmiany w połączeniu z tym, że nie moja forma + pogorszony smak sprawiły, że już u nich zamówienia nie zrobię. Tak rzadko to robiłam i nawet uwierzę, że "źle trafiałam", ale nie życzę sobie "źle trafiać".

      Tak, tak, dobrze, że wiśnie tak przeszły.
      Białko grochu? Możliwe. Kiedyś jadłam Zottera z sojowym kremem (https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2016/03/zotter-chilli-birds-eye-ciemna-70.html), który wydawał się mieć podobny charakter. Może coś te białka tych strączków rzeczywiście w sobie takiego mają.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.