Przed latem zrobiłam może i trochę głupawą rzecz. Dostrzegłam w Lidlu Grossy Mousse au Chocolat Sour Cherry & Chili z długą datą i kupiłam - a, żeby były na wszelki wypadek. Zapomniałam jednak, że łatwo o to, by lidlowe czekolady się przedwcześnie zestarzały, a upały nie sprzyjają nadziewanym (na szczęście jednak straszliwe nie nadeszły, ale wtedy nie mogłam o tym wiedzieć). Tak zaczęło się trochę przymusowe wyjadanie czekolad z chili i wiśnią. Ta zaś, zwłaszcza po Wedlu Mocno Gorzkiej 80 %, ciągle przypominała mi o dzisiaj prezentowanym - że to dobra pora, by i za niego się wreszcie wziąć. W dodatku, czekający w szafce ze słodyczami Roshen Cherry Brownie podszeptywał, że jak już jeść wiśniowe paskudy (wątpiłam w jakość dziś opublikowanej), to najlepiej jeszcze przed sezonem na świeże wiśnie, bo w jego trakcie kontrast mógłby być za duży. Hm, czasem naprawdę dziwne fakty pomagają mi w zaplanowaniu degustacji.
E.Wedel Premium Gorzka Cząstki Wiśni i Chili to ciemna czekolada o zawartości 56 % kakao z Ghany z ekstraktem z chili i kawałkami wiśni.
Gdy tylko otworzyłam papierek, poczułam niezwykle intensywną, wanilinowo słodką czekoladę mleczną i wędzono-paloną tłustość splątane z mieszaniną cukru i cierpkiego kakao (splątany wspomnianą już waniliną). Był w pewien sposób maślano-mleczny, ale też dość wytrawny i ciepły, a jednocześnie bardzo soczysty. Soczyście-mleczny? Jednoznacznie skojarzył mi się z... wędzonymi, choć jakimiś akurat białawymi oscypkami z żurawiną i wiśniami. Otuliły to rozgrzewające przyprawy i wręcz pudrowa, piankowo-mleczkowa, przesadzona słodycz. Ta ostatnia zajeżdżała trochę kurzowo, gdy mieszała się z cierpkawym kakao.
Z pokoju obok, przyszła zachwycona Mama, że czuć "piękny zapach aż w pokoju. Mleczny jakiś? Taki dziwnie mocny, ale takiej dobrej, szlachetnie mlecznej czekolady. Zgadłam tym razem?". Taak, zapach był szokująco mleczny... przypominam, że to ponoć ciemna czekolada.
W dotyku tabliczka wydała mi się twardawa i jedynie tłustawa, a przy łamaniu w sumie się to potwierdziło, co zwieńczyły średnio głośne trzaski.
Przekrój ujawnił cząstki wiśni, które nieco się rwąc zostawały w jednej lub drugiej części. Wtopiono je porządnie. Na spodzie przebijały spore kawałki, ale z wyglądu wrażenia nie robiły.
W ustach czekolada rozpływała się w średnim tempie, tłustawo-maziście, choć i pyłkowo-suchy efekt wyłaził bliżej końca. Odebrałam ją jako nieprzyjemnie ulepkową, bo częściowo dziwnie miękła. Wyłaniało się z niej mnóstwo całkiem sporych kawałków wiśni, które pokrywała sucha warstwa jakby cukro-mąki i w których plątał się suchawy element. Było to dziwne i nieprzyjemne, ale jak już się rozpuściło, także wiśnia nasiąkała. Twardawa, sucha skórka skupiała na sobie większość uwagi, acz skrywała początkowo suchawe, potem zwarto-nasączone wnętrze. Trochę kojarzyły się z rodzynkami średniej jakości. Kawałki uraczyły mnie jędrnością i względną soczystością, niektóre przechodziły już w farfocle, ale ogółem większych zarzutów nie mam. Aż trudno o kęs, żeby chociaż nie zahaczyć o dodatki. Na każdą kostkę przypadło ich kilka i... nie wywołały efektu zlepka! Ilość wiśni to mocny atut.
W smaku czekolada uderzyła intensywną, choć kurzowo-pudrową słodyczą. Zaczęła od cukru, jakby nieco przygłuszonego i zabarwionego sztuczną waniliną. Po paru sekundach wzrosła intensywność i jej cukrowa moc, skojarzyła mi się z pianko-mleczkami jak mleczny Wedel (nie cierpię go za ten posmak), ale poszła w cieplejszym kierunku.
Szybko naskoczyła na nią też lekka soczysta cierpkość i licha goryczka, sugerująca likier i bombonierkę / czekoladki wiśniowe. Baza wydała mi się łagodna i maślana, ale... naprawdę bazowa, niewiele znacząca. Maślaność jakby odpuściła na rzecz bardziej mleczno-serowej, oscypkowej nuty. Może wędzonego twarogu? Ten motyw wzrósł, nabierając ciepła i palonego wydźwięku, po czym zmienił się w mleczne trufle... truflę? Bardziej w kontekście masy cukierniczej niż cukierków. Było w tym coś łagodnego, acz wytrawnego. Smakowa tłustość, mleczna oscypkowość trochę się w tym rozeszła, zaplątała się kakaowo-polewowa taniość, ale wyłapałam też kwasek wiśniowej bombonierki. Sama baza chyba trochę przesiąkła dodatkiem, bo był to lichy, ale owocowy kwasek, nieradzący sobie z przełamaniem "cukierniczej słodyczy".
Jednocześnie całe to ciepło zaczęło rozgrzewać gardło. Z każdym kolejnym przełknięciem śliny umacniała się tam pikanteria chili. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zrobiła się bardzo wysoka, ale nie wyprana ze smaku. Kwasek w ustach i ten efekt w gardle łączyła czerwona soczystość papryczki. Umocniła też skojarzenie z bombonierką z alkoholem i minimalnie uprzyjemniła natarczywą słodycz.
W kwasku i cierpkości wypłynęła wiśnia. Nie musiałam jej rozgryzać, by dobrze poczuć jej soczystą kwaśność. Bardzo zarazem słodka, wpisująca się w ciepło, chwilowo udawała wiśniowo-żurawinową masę, dodaną na oscypka na ciepło. Mieszała się z ogółem słodyczy oraz bombonierkowym klimatem. W pierwszej chwili kawałki uderzały cukrem i naturalnie owocowym kwaskiem, a potem wyraźniej rozszedł się smak podsłodzonych wiśni w alkoholu. Otulał je ten cukierniczy motyw. Myślałam więc o podsuszano-podwędzanych owocach i palonych konfiturach na ciepło z nich, co raz po raz zahaczyło o korzenność.
Gdy wiśnie z czekoladą nieźle się już przemieszały, wzrosła paloność i cierpkość, zrobiło się jeszcze cieplej. Jeszcze chili-pikantniej i alkoholowo, co zaczęło przygrzewać w język. W tle pikanteria chili nieco osłabła dzięki maślano-mlecznawej łagodności. Ostrość wciąż była mocna, ale nie taka nachalna. Nakręcała się z wędzonym akcentem.
Bliżej końca cierpkawość samej czekolady straciła na znaczeniu, mimo że wyłoniła się ta tanio-kakaowa. Ona jednak w końcu też odpuściła, pozostawiając kurzowo-pudrową, sztucznie-wanilinową słodycz. Była prosta, trochę tanio-chamska; za silna, ale nie przesadzona do bólu. Zdawała się wspierać drapanie ostrości w gardle. Podkreśliła delikatną mączną nijakość, jaka zakręciła się przy paru wiśniach.
Gdy czekolada już prawie zniknęła, zajmołam się wiśniami. Wtedy w pełni smakowały sobą, wynosząc ponad wszystko inne smak słodkich wiśni. Słodko-kwaskawych, niepozbawionych charakteru świeżych z nutą "wiśni z czegoś" (czekoladek z alkoholem?).
Po zjedzeniu zostało zasłodzenie cukrowo-wanilinowe, wiśniowa cierpkawość i alkoholowa bombonierkowość, na języku i w gardle zaś czułam pikanterię chili. Lekkie rozgrzanie chili i silna wiśniowa soczystość złączyły się w interesujący sposób. To... zima w Zakopanem po kosztach w tabliczce.
Poniekąd czekoladę odebrałam zaskakująco pozytywnie, ale jako raczej niesprecyzowaną ciekawostkę. Wyszła dziwnie nieciemnoczekoladowo, ale też nie mlecznie. Mimo cierpkawości i wędzono-wytrawnego zalatywania, mordowała słodyczą. Nie był to najprzyjemniejszy kontrast. Lekko zgrzytał. Delikatny kwasek nie dał rady zupełnie przełamać słodyczy. Do takich nut naprawdę bardziej pasowałaby niesłodka czekolada. A jednocześnie gdyby była czysto ciemna... pewnie nie było by oscypkowych skojarzeń. Trochę za intensywne aromaty dodali - zapach aż przytłaczał, a wanilina odrzucała. Miękkość również mi się nie podobała, a do wiśni... z jednej strony dobrze, że nie żałowali, ale z drugiej, mogli dodać lepsze ich kawałki. Dodatki w dużym stopniu zagłuszyły bazę, która osobno mogłaby mnie obrzydzać. Dobrze je więc dobrali, że można się wciągnąć. I choć wiele czynników denerwowało mnie już przy drugiej kostce, całą zjadłam sama, bo była nawet trochę powyżej przeciętnej, a taką ciemną od niechcenia (zwłaszcza z wiśniami i chili) mogę zjeść (przecież nie wyrzucę).
Wydała mi się słodsza i bardziej w tym irytująca od Wedla Gorzka Orzechy i Słony Karmel, aż dokładnie przestudiowałam składy. Dzisiaj opisywana ma laktozę - może to przez nią? Albo i przez dosłodzenie dodatków?
ocena: 6/10
kupiłam: Auchan
cena: 8,99 zł
kaloryczność: 526 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: miazga kakaowa, cukier, suszone słodzone cząstki wiśni 14% (suszone wiśnie 74%, cukier, mąka ryżowa, olej słonecznikowy), tłuszcz kakaowy, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, tłuszcz mleczny, laktoza, aromat, ekstrakt z chili, lecytyna sojowa
Z ciemnych czekolad Wedla jestem skłonna kupować 64 i moooże 80, choć tylko z braku laku. Odkrywanie nowych mnie nie kusi, zwłaszcza gdy mają dodatki mrożące krew w żyłach. (Albo rozpalające :P) Bombonierka jest dla mnie miłym skojarzeniem, mimo iż nierzadko wychodzi daleka od przyzwoitości. Chętnie niuchnęłabym tę tabliczkę, ale to tyle.
OdpowiedzUsuńDobre z tym rozpalającym. :D
UsuńU mnie z dodatkami przechodzą też o niższej zawartości kakao, gdy o czekoladach mówimy. Wedla 50 % nie znałam, 64 % nie kojarzę, by opisać go z pamięci (ale latami go jadłam jako dziecko, z tym że to nie ma się pewnie zbyt dobrze do obecnego jego smaku).
Czekoladę z wiśniami bym zjadła, nawet z samym chilli bym zjadła (choć niechętnie), ale jakoś połączenie wiśni i chilli w jednym wydaje mi się całkowicie odpychające :/
OdpowiedzUsuńNie jest moim ulubionym, ale może być ok tak jako połączenie dobrze zrobione.
UsuńNo wiesz ! niedobra Ty, nie podzieliłaś się z mamą, która degustację wyniuchała z drugiego pokoju 😅😂😅
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia po tej dzisiejszej recenzji, ale normalnie aż chyba się na ten rarytas skuszę ;) nie lubię wprawdzie wiśni w słodyczach, bo czekolada i owoce to u mnie zgaga murowana, ale jak zjem po kolacji przeżyje nieświadoma dyskomfortu do rana :D haha
Trafiłaś tym określeniem "kurzowo-pudrowa" pasuje idealnie. Pamiętam jak jadłam te z chilli to taki efekt dziwaczny się odczuwało ;)
Producenci powinni jednak stanowczo przestać wodzić konsumenta za kubki smakowe :( jak człowiek się nastawi na ciemną czekoladę a dostaje mleczną to nie wie czy jeść czy nie ryzykować i wziąć coś do czego go ciągnie od rana ...
Ach
Nie sądzę, by ta czekolada była warta jedzenia pod groźbą zgagi.
UsuńZ ciemnymi i mlecznymi - tak! To raz, że irytujące, a dwa realnie niebezpieczne. Patrz, ile osób obecnie nie toleruje laktozy, jest wege itp. Takie niespodzianki w składzie to po prostu chamstwo w stosunku do nich.
PS Wczoraj byłam w Auchanie i rzuciły mi się w oczy te auchanowskie z mousse'ami - świeża dostawa, więc raczej nie wycofują, co napisałaś jakiś czas temu.
UsuńPS2 Kupiłam sobie kilka Mulate, bo pojawiły się po 13 zł. Polecam 88%, której co prawda drugi raz nigdy bym znowu nie zamówiła, ale stacjonarnie za tak śmieszne pieniądze musiałam wziąć (https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2019/04/mulate-88-ciemna.html).
A u mnie nie ma ani jednej sztuki serii z musem :/ Może różnicują towary w zależności od wielkości marketu?
UsuńZerknę na te inne dziś dziękuję ;)
Tak, różnicują. Parę razy byłam w dalszym Auchanie i były nieco inne w nim. W ogóle mam wrażenie, że czekolady pojawiające się w tym markecie są co jakiś czas zmieniane.
UsuńMimo wszystko jednak nie uważam, by te z mousse'ami były warte poszukiwań.