sobota, 31 lipca 2021

Marana Peru Piura 80 % ciemna

 Nie lubię zaczynać serii od potencjalnie najlepszych, ale tym razem tak się stało. W dodatku w przypadku marki dotąd mi nieznanej. Po prostu ta jedna raz, że miała krótszą datę, a dwa... też jej opakowanie się wyróżniało i tym samym rzuciła mi się w oczy. Doczytałam, że pochodzi z linii inspirowanej akwarelami peruwiańskiego malarza Pancho Fierro, który w swych pracach uwiecznił życie i zwyczaje Peruwiańczyków z XIX w.
Ciekawe, że nazwa tej marki to celtyckie imię oznaczające "wodna", ale... obstawiam, że twórcy nie to mieli na myśli, bo są z Peru i angażują się lokalnie (więc wątpię, by interesowali się Celtami). Farmerzy od lat uprawiają tam organiczne kakao ręcznie, a marka podpisując z nimi umowy, odmieniła ich codzienność na lepsze. Dbając o środowisko, chce przedstawić światu korzenie smakowe tego kraju. Na dobrą sprawę, dopiero czytając o tym wszystkim zorientowałam się, że... jak nic wpisało się to w moją "peruwiańską serię"!

Marana Peru Piura 80 % to ciemna czekolada o zawartości 80 % kakao odmiany Blanco z Peru, z regionu doliny Alto Piura.

Po otwarciu uderzył mnie soczyście-kwaskawy zapach owoców z cytrynami na czele, które to zdawały się zalewać i nasączać ciemną ziemię i dym. Te odpowiadały za gorzkość w tle. Raz po raz mignęły mi za jej sprawą orzechy, może słód. Wśród owoców czułam jeszcze niezbyt dojrzałe, kwaskawe wiśnie i egzotyczne żółte, odpowiadające za słodycz. Dojrzały ananas i jakieś nieokreślone. Słodycz ogólnie była niska, ale i karmelowe echo się znalazło. Łagodziła kwasek, który chwilami pokazywał także nabiał: kefir, mieszający się ze śmietanką.

Tabliczka miała kolor ciemnej mlecznej, a i twarda była jakby głównie dzięki grubości. Trzaskała, acz nie bardzo głośno, przy łamaniu sprawiając wrażenie, jakby była bardzo pylista. Taka tłustawo-pylista tafla.
W ustach rozpływała się bardzo łatwo i kremowo w średnim tempie. Była przesadnie tłusta i raczej esencjonalnie zbita; konkretna. Pozostawiała gładko-maziste smugi, przeplatając je nieco soczystymi "dopływami", by znikając, zostawić smugi tłuszczu. Na szczęście nie wyszła jak gruda tłuszczu, bo nie brakowało jej pylistego efektu, który wkraczał chwilami. 

Jako pierwszą poczułam słodycz palonego cukru i egzotycznych, soczystych owoców. Na pewno dominowały żółte, ale i czerwonych nie brak. Najpierw pomyślałam o dojrzałym mango i cierpkawym ananasie, do których zaczęła docierać żywsza, lekko kwaskawa soczystość. Chyba wyłapałam cytryny, niedojrzałe nektarynki (?), po czym mignęły mi pomarańcze.

Karmel i pomarańcze, a dokładniej ich lekko goryczkowata skórka zaprosiły gorzkość dymu. To było trochę jak zasłona dymna dla niektórych owoców. Soczystsze na chwilę przeszły w bardziej po prostu słodkie, suszono-duszne morele z gorzkawo-suszonym zacięciem.

Kwaśność odleciała od nich, wpisała się w dym i przywiodła ziemię. W połowie rozpływania się kęsa dym kłębił się i kłębił, walcząc z wilgotną, chłodną ziemią. Był to jakby... ciężko-wilgotny dym na mnóstwie ziemi. Nagle dosadna gorzkość dosłownie uderzyła. Dym i ziemia zderzyły się ze sobą, upuszczając ten drobny chłodek...

Który z czasem chwilami podchodził pod chłodno-tłustawą nijakość. Jakby czekolada rozrzedziła się smakowo. Zaraz jednak załapałam, że to smak maślany, taki... tłuszczowy. Czułam tłusty nabiał: śmietankę? Śmietanę? Może nawet orzechową (wegańską; moje wyobrażenie)?

Wilgotny dym zdawał się nasączony cytrusami. W pewnym momencie pomyślałam o surowym kakao i słodzie... To znów więcej gorzkości... rozmytych / przysłoniętych orzechów nie pierwszej świeżości. Wyrazista ziemia wyszła na pierwszy plan. Słodycz też się nie poddała - trwała obok, sugerując karmelizowane orzechy... Cukrowo-przypalone aż do goryczki? Tak, ta też zdecydowanie wzrosła w karmelowym kontekście.

Oto po dłuższym czasie rozpływania się kęsa dym nieco opadł nieco, pokazując sporo gorzkiej ziemi. Gorzko-kwaśnej, bo kryły się w niej też wiśnie i inne drobne czerwone... jakieś różne i kwaśno-niedojrzałe i takie miękko-cierpkie... Sugerujące cierpkość także nabiałowi, z czego wyszedł kefir i śmietana. 

Czekolada pod koniec złagodniała w słodko-tłustym i jednocześnie śmietanowo-cierpkim kontekście. Maślaność mieszała się z karmelem... dziwnie jednak lekko soczystym. Pomyślałam o morelach i jakiś egzotycznych owocach... "lekko gryzącym" efekcie po zjedzeniu ananasa?

Po zjedzeniu został posmak cytrusowo-ananasowo-ziemisty, bardzo zadymiony i śmietankowo-śmietanowy. Czułam lekkie ściągnięcie, jakby taninę. 

Całość była smaczna, ale o nieprzyjemnej konsystencji (za tłustej!). Już nawet nie chodzi o to, że nie lubię zbyt tłustych tabliczek, ale w przypadku tak soczyście-rześkiego smaku to nawet nie pasowało. Nuty cytrusów, egzotycznych mango, ananasów oraz moreli i wiśni, ziemia, dym i orzechy były po prostu boskie, acz obracające się wokół kwaśności. Stąd wolałabym, by nieco ująć słodyczy, a podrasować gorzkość (np. zmieniając cukier z białego na trzcinowy?). Gdyby tak choć jeden z tych elementów zmienić, miałabym problem, czy 9 to nie za mało. A tak... niestety ocena aż do 8 spadła.

Przypomniałam sobie również łagodną śmietanowo-śmietankową, a jednak niepozbawioną charakteru ziemi, ze sporą ilością owoców (w tym podobnych moreli i czerwonych, cytrusów) i orzechami OB Piura Porcelana 75 %. Tamta jednak była słodka w przyjemniejszy, karmelowo-miodowy sposób, a znacząco odróżniła ją nuta przypraw korzennych.
Również cytrusowa, morelowo-mangowa i ogólnie owocowa, ziemista (choć bardziej drzewna) była Pacari Piura Quemazón 70 %. W niej czułam "wegański sernik", co w dzisiaj opisywanym można porównać do "orzechowej śmietano-śmietanki" oraz wino - w dzisiejszej "wiśnie i inne czerwone".
Nutę nadpsuto-karmelizowanych orzechów przypomniała mi za to Zottera Labooko Peru 100%, ale przy tym dotarło do mnie, że za nic nie zgadłabym zawartości kakao dzisiejszej. Mimo wszystko obstawiałabym raczej granicę 70-75 %.


ocena: 8/10
cena: 38 zł (za 70 g - cena półkowa)
kaloryczność: 644 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy

2 komentarze:

  1. Kiedy czytam Twoje "tłusta", rozumiem moje "fajna". W smaku nie ma niczego odpychającego, więc całokształt wypada ok. Co do niedojrzałości owoców, niektóre preferuję właśnie takie. M.in. nektaryny. Lubię te aż jasne, białawe przy pestce. Zjadłabym coś fajnego ananasowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nektarynki itp. dla mnie to muszą być bardziej dojrzałe, powierzchownie prawie miękkawe, ale jeszcze nie lejąc-miękkie.
      Ech, nie zawsze tłustość pasuje przecież... No, ale tak, Tobie pewnie by pasowała i ta.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.