środa, 16 lutego 2022

Rapunzel Nirwana Noir Chocolat noir praline ciemna 55 % z Boliwii i Dominikany nadziewana kremem / praliną / nugatem z orzechów laskowych

Chodziła za mną nadziewana czekolada kokosowa. Pomyślałam nawet o Lindcie Hello... Crunchy Coconut, ale że jego ówczesna cena to było 20 zł + przesyłka, za nic bym jej nie kupiła. I myślałam raczej o zastrzyku kakao... coś jak Wedel Kokosowa, ale wiedziałam, że akurat ten to mnie raz-dwa zmęczy cukrem i miękkością olejo-margaryny. W internecie nadziewane Rapunzel już mi się przewijały, jednak nigdy się nimi nie zainteresowałam, bo obecnie rzadko miewam ochotę na nadziewane tabliczki. Przy zamawianiu czystych eko / bio, postanowiłam jednak w końcu ich spróbować. Wszak pamiętałam, że dawno temu jadłam Rapunzel Cocos, tylko że właśnie uznałam, że spośród sobie podobnych nie była jakaś wyjątkowa (acz smaczna). I... traf chciał, że kokosowej się wystraszyłam, wzięłam opcję "bezpieczniejszą" - truflową, czego potem pożałowałam,. Za późno odkryłam, że nadzienie, które wzięłam za "truflowe" (wyobraźnia od razu zasugerowała coś złudnie alkoholowego, kakaowego, choć zrobionego na bazie laskowców) w istocie było nudną praliną / nugatem. Ręce opadają, niemniej... liczyłam na udaną degustację - wtedy problem by zniknął, a przy następnej okazji może i kokosową bym wzięła. Jak degustacja miała być nieprzyjemna, to i wszystkie inne tej marki wypadają z kręgu (i tak małego) zainteresowania. Ciekawostka: Rapunzel dystrybuuje dużo produktów, w tym cukier - właśnie jego widnieją w składzie - to w takim razie chyba nazwy własne.

Rapunzel Nirwana Noir Chocolat noir praline to ciemna czekolada o zawartości 55 % kakao z Boliwii i Republiki Dominikany z pralinowym nadzieniem z orzechów laskowych / nugatem orzechowym; wegańska.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach melasy, karmelu i cappuccino, które to przejawiały zaskakująco sporo gorzkości i cierpkości. Cechowała je oczywiście wysoka słodycz, szybko więc pomyślałam nawet o ciastkach melasowych, a w tle mignął mi truflowy akcent. Jednak także palony aspekt był istotny. Gorzkawość... z czasem podała w wątpliwość, czy kawa to na pewno jedynie cappuccino. Może obok stała zwykła? Paloność chwilami kojarzyła się z sowicie wypieczoną skórką od chleba. Orzechy laskowe nie ujawniały się specjalnie wyraźnie, a dopiero trochę po przełamaniu. Wtedy karmelowość wzrosła. Pomyślałam o karmelowych cukierkach typu trufle oraz o chlebie posmarowanym słodkim kremem.

Tabliczka była konkretna, twarda i masywna. 
Podczas łamania potwierdziła swą twardość, wydając głośne trzaski. Także nadzienie było dość twarde niczym twardawe wnętrze nieco suchszych (ale nie zupełnie suchych) cukierków typu trufle (np. Odry). 
Gruba warstwa czekolady skrywała pokaźną ilość nadzienia, które wypełniało całą tabliczkę, a nie tylko poszczególne kostki. Wyglądało na nieco proszkowe i suche, ale dotyk zdradzał tłustość (pozory mylą!). Niewątpliwie było zbite i masywne.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanie wolnym, bardzo gęsto i gładko. Miała w sobie coś z ulepka, ogólnie łatwo miękła, wykazując tłustą kremowość. Nie była jednak zbyt ciężka. Obklejała podniebienie i usta mazistymi smugami i spójnie mieszała się z jeszcze bardziej mazistym nadzieniem.
Ono od razu okazało się wilgotne i maziste. Było ślisko-zbite jak kawałek drożdży i zarazem bardzo oleiste, opływało smugami jakby oleju, przy czym zaczęło lekko mięknąć (jak drożdże rozrabiane w wodzie z olejem? - moje wyobrażenie). Pojawiła się tłustość trochę nugatowa, jakby to z nugatu spływał ten olej. Znikało nieco szybciej od czekolady trochę dziwnie na nic, zostawiając jeszcze ją na szczęście.

W smaku czekolada okazała się bardzo palonocukrowo-słodka, kojarząc się przy tym z likierem kakaowym lub kawowym. Do głowy szybko przyszła mi melasa. Czekolada przejawiała goryczkę, gorzkawość palonej kawy, jednak mimo tego, jej palony charakter wiązał się raczej z cukrem. Z czasem wyobraziłam sobie cukrową, niemal zagęszczoną melasą czarną kawę. Na pewno istotna była w niej ogólnie palona nuta - też dość karmelowa - oraz orzechowość, którą mogła nasiąknąć od nadzienia.

Najpierw nie wydało się tak bardzo słodkie; ogółem dość zachowawcze i mdławo-wodniście-orzechowawe (co czuć wyraźnie, kiedy wyłuskałam je osobno). Dopiero po chwili zdecydowało się na mocniejszą słodycz, ośmielone przez czekoladę. W ustach nasilił się smak melasowo-cukrowy. Bardzo słodki, a jednocześnie goryczkowato-palony. Słodycz otaczała orzechową nutę, która to desperacko trzymała się kakao i jego cierpkości, paloności by następnie... Wystawić do boju smak orzechowo-karmelowego smarowidła na chleb (wyobrażenie). Za jego sprawą słodycz wciąż rosła. Równo z tym szły smarowidłowo-nugatowe orzechy laskowe.

Mniej więcej w połowie rozpływała się kęsa orzechy laskowe dominowały. Były na pierwszy planie jako orzechy prażone i krem orzechowy z nutką kakao, potem zaś nugat. Czuć podprażoną nutkę, dyktującą dodatkowo słodki wydźwięk, co mieszało się ze wzrastającym smakiem karmelowego cukru trzcinowego i melasy. Ich paloność i sama czekolada przełożyły się na motyw mocno przypieczonej skórki chleba na miodzie w tle. To zaś podkreśliło skojarzenie z kremem rozsmarowanym na chlebie. Walczył z intensywną jak się da nugatowością. Może to nugatowe smarowidło? Było słodkie przesadnie, choć cały czas lekko gorzkawe też w kontekście przypalonego cukru.

Ta cała melasowa słodycz raz po raz zahaczyła o alkohol... wyobraziłam sobie cukierki trufle o cukrowo-twardawych środkach w orzechowo-melasowym wariancie (?). Goryczka i paloność bliżej końca jeszcze spróbowały przebić się przez słodycz. Czekolada przybrała na znaczeniu, do orzechów laskowych dodając kawę. Mignęło zacukrzone cappuccino, potem raczej kawa zacukrzona syropem orzechowo-melasowym.
Pod koniec palona nuta przystała na lekką cierpkość... już bardziej kakaową. Zmieszała się z orzechami laskowymi, podkreślając ich bardziej... po prostu prażono orzechowy charakter.

Właśnie głównie do orzechów laskowych należał posmak, jednak równie mocnym (i mniej przyjemnym) był ten należący do cukru trzcinowego, melasowo-ciastkowo-nugatowy. To było zacukrzenie zupełnie, aż takie napastujące język, męczące i sprawiające, że wspomnienie smaku jawiło się jako wyciszone (przez słodycz). Rozgrzanie gardła i języka stworzyło iluzję alkoholu. Wprawdzie czułam również cierpko kakaowy akcent, jednak przez za silną słodycz nie było to jednoznacznie przyjemne. Co więcej, przy drugiej kostce wyszedł na jaw jakby motyw oleju orzechowego. 

Całość nie była tym, co by mi się marzyło, lecz nie mogę powiedzieć, by była bardzo zła. Zarówno aromat, jak i motyw melasy do pewnego stopnia podobał mi się, paloność i nuty z nią związane też, ale niestety było to tak słodkie, że aż męczące. I co z tego, że świetnie czuć orzechy laskowe, skoro - biedne - cały czas musiały walczyć z zasładzaniem? W dodatku jej gorzkawość - jakoś ta kakaowa jakby umknęła na rzecz gorzkawości palonego cukru. I choć myślałam, że wyjdzie wytrawniej, bardziej truflowo (wyobrażałam sobie nadzienia cukierków jak np. Odry), to do wydźwięku smarowidłowo-nugatowego nic nie mam. Mam do faktu, że ciemnoczekoladowość uciekła. Konsystencja... z jednej strony podobała mi się twardość i masywność, ale z drugiej to szybkie znikanie (od cukru) już mniej. Elementy drożdżowo-wodniście-oleiste w ogóle. Akurat smarowidlano-nugatowemu środkowi gęsta miękkość by nie zaszkodziła; cukrowość w takim stopniu natomiast owszem.
I w zasadzie wyszła tak, że... mimo iż nie tragiczna, to tak słodka i tak mało ciemnoczekoladowa, że na kokosową się nie zdecyduję. Za pierwszym podejściem zjadłam 1/3, resztę odkładając na inny dzień (skończyło się, że za drugim podejściem wcisnęłam 6 kostek i mało się od słodyczy nie przekręciłam; dotarło do mnie, że reszty nie dam rady i nie zmobilizuję się, by zmagać się z jej cukrowością i tłusto-śliskim kremem kolejny dzień). Resztę wepchnęłam Mamie, która podeszła trochę sceptycznie, bo to ciemna. Zjadła i była w szoku. Powiedziała: "no tak słodkie to było, że ja się dziwię, że cokolwiek tam wyczułam. Bo nadzienie orzechowe było, tak? Obstawiałabym arachidowe, może... jakby masło orzechowe miało udawać? Ale takie głównie z cukru. No dobrze, tylko mi ta goryczka jeszcze przeszkadzała. Dziwna, bo niespecjalnie w sumie ciemnoczekoladowa, kakaowa, ale była. A tak to prawie sama słodycz". Debatując nad oceną Mama uznała, że "biorąc pod uwagę przeciętne słodycze, to może nie była tak nadzwyczajnie słodka? Po prostu obecnie dla nas za słodka." - sama więc nie wiem. Wiem, że dla mnie tak słodka, że niezjadliwa. Daktyle Medjoul (pomyślałam o nich, bo akurat dzień po niej jadłam) przy niej wydają się nie aż tak bardzo słodkie, więc chyba jednak zabójczo słodka.


ocena: 5/10
kupiłam: Allegro
cena: 14,30 zł
kaloryczność: 567 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier trzcinowy (pełny cukier trzcinowy Rapadura, cukier trzcinowy Cristallino), miazga kakaowa, orzechy laskowe 20%, tłuszcz kakaowy, kakao sproszkowane, wanilia bourbon

4 komentarze:

  1. Tak czytam właściwie przy większości recenzji, że coś Ciebie przeslodzilo, a przecież blog nazwałaś Chwilę Zaslodzenia, to nie rozumiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze: bloga założyłam w 2015 i wtedy wolałam słodycze o wiele bardziej słodkie niż obecnie. Gust się zmienia, a domena jest wykupiona, moja własna. Poza tym, ciemna czekolada odpowiednio słodka, wciąż jest słodyczem i może zapewnić przyjemne, słodkie chwile. Natomiast stan przesłodzenia, gdy cukru jest za dużo, nie jest przyjemny ani trochę. Można lubić np. jabłka i zjeść sobie jedno, dwa... gdyby jednak przyszło jeść ich po kilogram czy dwa dzień w dzień, nie byłoby fajnie, prawda?
      Czego tu nie rozumieć?

      Usuń
    2. Dziękuję za wyjaśnienie. Nie czytam bloga od początku, dlatego się zastanawiałam, jak to jest, założyłam błędnie, że lubisz i wysokoprocentowe czekolady, ale słodkie również.
      Teraz widzę, że mój komentarz wydaje się agresywny, ale nie miałam takiego zamysłu, Ach tak niestety czasem wychodu przy użyciu słowa pisanego... To przepraszam w takim razie, ale tak po prostu wyszło, a zapytanie było przyjacielskie, bo blog jest wspaniały.!!!
      !!!
      Ja natomiast uwielbiam i mocno kakaowe czekolady, ale uwielbiam się właśnie czasem baaardzo mocno zaslodzić :)

      Usuń
    3. Lubię słodycz... jednak leciutką i uzasadnioną.
      Nie przejmuj się, wcale nie odebrałam Twojego komentarza jako agresywny, widzę, że i moją odpowiedź można odebrać gburowato. Też nie miała taka być. Cóż, po prostu np. "Chwile zgorzknienia" nie brzmiały by zbyt zachęcająco. :P

      Miło mi, że blog się podoba.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.