środa, 2 lutego 2022

Terravita Nuts / Orzechowa Kolekcja Czekolada Mleczna z Nerkowcami i Solą Morską

Znowu to sobie zrobiłam. Kupiłam wątpliwą czekoladę, bo zachwyciła mnie szybko i krótko, gdy dostrzegłam ją przelotnie. Piękne opakowanie, orzechy nerkowca. Kupiłam ją razem z mleczną z migdałami dla Mamy* i jakoś... umknęła mi kwestia soli (wyparłam ją z głowy?). Tę w słodyczach lubimy tylko naprawdę umiejętnie wkomponowaną, co rzadko się zdarza. A do nerkowców zupełnie mi nie pasuje. Samych solonych za nic bym nie zjadła (to moje ukochane orzechy, ale koniecznie czyste; jakieś przyprawione "wędzone" lidlowe prawie mnie zabiły), i o ile trochę soli w Primavice wyszło spoko (choć ostatnio jak wróciłam, to tak dla mnie personalnie, troszeczkę za słono już było), tak np. Ritter Sport Cashew wspominam ze zgrozą. Gdy więc zorientowałam się, że kupiłam kolejną cukrowo-mleczną z solą... ech. Jak tak sobie o tym myślę, to już bym wolała, by jak już, dodali jeszcze np. miód / karmel... Tym bardziej, że już też moja sympatia do Terravity (jako fair markę, która nie kłamie i daje to, co obiecuje) ostatnio osłabła. I w ogóle zorientowałam się, że nerkowce mi do czekolady niezbyt pasują - wolę osobno orzechy, osobno czekoladę. Aż przeszło mi przez myśl, czy by nie oddać jej dla Mamy nawet nie otwierając, ale uznałam, że... w sumie połączenie na tyle rzadkie, że może jednak spróbuję.


Terravita Nuts / Orzechowa Kolekcja Czekolada Mleczna z Nerkowcami i Solą Morską to czekolada mleczna o zawartości 30 % kakao z orzechami nerkowca i solą morską.

Po otwarciu poczułam ogrom mleka sowicie dosłodzonego wanilią. Zwłaszcza gdy wąchałam spód (i już w trakcie degustacji) z oddali orzechy nerkowca też się witały. Ułożyło się to w czekoladę wręcz słodziutką i uroczą, a jednocześnie szlachetną. Mimo że ogólnie wysoka słodycz pochodziła także wyraźnie od cukru. W tle snuła się lekka maślaność, nerkowce specjalnie się nie wychylały, ale i je czuć (z czasem wyraźniej, pewniej). Sól nie ujawniała się, dopiero w trakcie jedzenia wydawało mi się, że ją wyłapywałam, gdy się skupiałam, jednak możliwe, że to przez podejrzliwość.

W dotyku tabliczka o zaskakująco ciemnym kolorze wydała mi się gładka, acz taka, co to w ustach być może chętnie zmięknie. Przy łamaniu okazała się twarda, ale nietrzaskająca. Jedynie może raz czy dwa chrupnięcia orzechów słyszałam, które w większości łamały się wraz z nią. Te były raczej miękkawe.
W ustach czekolada rozpływała się dość powoli i ochoczo. Stawała się gęstym, miękkim kremem o wysokiej, śmietankowo-maślanej tłustości. Robiła aluzje do proszkowości / pylistości, co z czasem ustępowało na rzecz aksamitniejszej mleczności. Dodatki odwracały od tego uwagę bardzo skutecznie. 
Orzechów dodano bardzo dużo, że aż trudno o kęs, by o jakiegoś choćby nie zahaczyć. To zarówno posiekana drobnica, jak i całe, choć głównie ćwiartki i połówki. Sporo mało-średnich i... uwaga, uwaga: jeden cały laskowiec (podprażony i chrupiący - zacny! - ale ekhem...). Na plus także to, że to wciąż czekolada z orzechami, a nie ich zlepek. Niestety w zasadzie chyba równie dużo (!) dodano soli: wielkich, ogromnych kawałków (sól gruboziarnista?) rozlokowanych głównie przy wierzchu i wokół orzechów. Widać je jako te czarne fragmenty na wierzchu. 
Orzechy i sól wyłaniały się spod czekolady niespiesznie, raczej się jej trzymając, otulając się nią. Nerkowce zostawiałam na koniec, gdy czekolada zniknęła już z ust. Sól próbowałam wyjmować, gdy tylko językiem ją namacałam. Część soli w zasadzie rozpuszczała się wraz z czekoladą, ale niestety... nie cała i nie zawsze. Przesadzili z jej ilością i wielkością - to pewne. Niektóre kolosy zostawały jeszcze na koniec, razem z orzechami (najgorsze, bo solą chciałam pluć, a orzechy gryźć - gry jednak plątały się razem, było to trudne i nieprzyjemne).
Orzechy okazały się leciutko pochrupujące w pierwszej chwili, a gryzione i ciamkane dłużej świeżawo-miękkie. Jak to nerkowce. Wydawały się podprażone jedynie leciutko. Jakość była cudowna (przyznaję, mimo że wolę nieprażone).

W smaku sama czekolada szarżowała pełnym, naturalnym mlekiem i słodyczą. Ta połączyła  początkowo bezproblemowo dominującą wanilię i cukier. Z każdą sekundą słodycz rosła, niestety w cukrowym kontekście. Bardzo szybko zaznaczała swoją obecność w gardle.

Cukrowość mieszała się z łagodną, maślaną nutą czekolady, tworząc splot uroczy i kojarzący się z czekoladkami dla dzieci. Jako że wątek mleka był bardzo prominentny, pomyślałam o czekoladkach z nadzieniem mlecznym w burżuazyjnej wersji. Orzechy nerkowca wyłaniające się z czekoladowej toni niewiele wnosiły.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa przy orzechach wyłapywałam słoność. Podkreślała maślany wydźwięk. Przełamywała cukrowość, a następnie pokazywała się jako ona sama. Chwilami słoność wychodziła na pierwszy plan. Raz czy dwa wydało mi się, że to właśnie ona drapie w gardle. Chwilami odpuszczała, co uwypukliło cukrowość. Potem, chwilami znów się pojawiała mocniej. Zdarzyło się przy kęsie czy dwóch, że po takim jednym uderzeniu już dawała sobie spokój. Nie atakowała, acz słonawy posmak trwał. Z tego, co zjadłam, to jednak w większości kęsów ataków było kilka.

Po soli nerkowce nie wydały mi się jakoś specjalnie wyrazistsze, ale też nie całkiem zagłuszone. Nie było też efektu "solonych orzeszków". Cukrowość to oddzieliła (na szczęście). Gdy cukrowo-mleczna czekolada znikała, osiągała zdecydowanie za cukrowy poziom słodyczy, mocno drapała w gardle razem z za mocną słonością (!).

Wtedy przyszła pora na nerkowce. 
Przy niektórych orzechach nawet już po zniknięciu czekolady chwilami czułam trochę soli, ale końcówka należała głównie do nich. Z tym że... wydały mi się bardzo delikatne po tym wszystkim, aż onieśmielone. Naturalnie delikatne nerkowce smakowały naturalnie słodkawymi sobą, jak podprażonymi to minimalnie (niemal niezauważalnie). One zerowały posmak cukrowy, ale ten słonawy nie bardzo.

Po zjedzeniu został więc właśnie posmak nerkowców oraz poczucie przesłodzenia zaznaczone w gardle i przesolenia na języku. Czekoladowość mleczno-maślaną i nutkę wanilii też czułam, co byłoby przyjemne, gdyby nie słoność. Było to takie... zbyt namieszane i niespójne. I dziwne, odpychające.

Całość... mogłaby wyjść świetnie, gdyby nie sól. Nie wiem, czy o wiele mniejsza ilość, wtopiona na gładko by pasowała (wg mnie niezbyt), ale to, ile i jak wielkiej jej dali to karygodne. Sprawiła, że czekolady nie da się jeść. Wielkie kawały soli - większe od niektórych kawałków orzechów... serio? Orzechy cudowne, a czekolada mimo że cukrowa, to dobra (wydaje się taka sama jak Mleczna). Gdyby nie sól... może bym jakieś 8-9 dała mimo przecukrzenia? Bo tak to jedyna wada. A element, który czyni tabliczkę jest niezjadliwą sprawia, że nie mogę jej ocenić nawet jako przeciętną. A orzech laskowy? Nie ma to jak porządne wykonanie! Na pewno o wiele lepsza od kiepskiej RS z przeciętnymi orzechami.
Zjadłam dwie kostki, z czego 1/3 jednej była przepyszna - trafił się fragment z ociupińką soli. Reszta tabliczki powędrowała do Mamy, która uznała, że ogólnie tę z nerkowcami już lepiej zrobili od jej z migdałami, bo "przynajmniej dało się sól wypluwać." Zgodziła się jednak, że mimo że w większości dobra, to jest to tabliczka, której nie chce się jeść przez sól właśnie.
*Migdały w jej czekoladzie z tej samej serii pokrywała solna skorupa-otoczka.


ocena: 4/10
kupiłam: Lidl
cena: 4,49 zł
kaloryczność: 532 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, orzechy nerkowca 23%, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku pełne, miazga kakaowa, serwatka w proszku, lecytyna sojowa, sól morska 2%, ekstrakt wanilii

2 komentarze:

  1. O nie. Raz tylko zdecydowałam się na zakup tabliczki z solą morską. Nigdy więcej, w szczególności gdyby miała jednocześnie orzechy nerkowca. Także kategorycznie uważam, że onesąD konsumpcji solo. Ich samoistna słodycz jest fenomenalna.. nie eksperymentując już absolutnie z produktami na ich bazie. Zresztą to barbarzyństwo bezczescic tak te orzechy :( Masło orzechowe z nichtylko czyste i tylko bez soli. Smoothie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sól morska ma znacznie lepszy smak niż kuchenna, głębszy (i chyba jest zdrowsza?), co przyznaję, mimo że mi obecnie każda sól we wszystkim przeszkadza.
      Nie rozumiem także, dlaczego na siłę solą właśnie i nerkowce, i pistacje, które są naturalnie słodkie (!).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.