niedziela, 3 marca 2024

A. Morin Perou Yvan noir 70 % ciemna z Peru

Niedługo po pierwszym większym zamówieniu z Chocoladeverkopers ze względu na pewne niezrozumienie i mały problem, który wyniknął po drodze, z racji czego dostałam zniżkę na kolejną przesyłkę, złożyłam drugie zamówienie. W sklepie pojawiły się bowiem Moriny, których jeszcze nie jadłam - edycje limitowane. Najpierw jednak postanowiłam zjeść nielimitowaną, a po prostu taką, której nie znałam, z Peru. Marka ma bowiem w ofercie kilka z tego kraju, a z różnych regionów. Wszystkie pamiętałam jako bardzo smaczne, więc czułam, że i ta będzie zacna. Jej opis był dość ciekawy. Kakao, z którego ją zrobiony, otrzymało nazwę "Yvan" po producencie (Yvan Chevalier), który pokazał czekoladziarni Morin zacną plantację z ziarnami, które ich zaintrygowały, a także zajął się sprawami logistycznymi (by dostarczyć je do Francji). Kakaowce te rosną w położone w centrum kraju prowincji Atalaya, w regionie rzeki Ucayali, gdzie jest klimat równikowy. Rosnące w cieniu rośliny mają w swym "drzewie genealogicznym" criollo, acz są hybrydą. Criollo przemieszało się z dzikimi, rodzimymi kakaowcami z Amazonii. Odmiana ta więc genetycznie jest dość złożona. Byłam ciekawa, czy smak będzie podobnie skomplikowany.

A. Morin Perou Yvan noir 70% to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao "Yvan" z Peru, z regionu rzeki Ucayali, z prowincji Atalaya.

Po otwarciu uderzył zapach słodkiego drewna sandałowego z wątkiem gliniastej ziemi, który dodał mu powagi. Gorzkość zaprezentowała do granic możliwości czekoladowy piernik, czekoladowo-korzenne ciasto. Korzenność jawiła się raczej jako słodko-ciepła niż ostra. Mieszała się z kwiatami i paloną słodyczą karmelu. Ten do ciast dodał nieco owocowych akcentów - soczystych daktyli, suszonych moreli. Przez myśl przemknęło mi też wilgotne, cynamonowe ciasto "chlebek bananowy". Po nich pojawiło się też słodkie, wręcz ciężko-słodkie bardzo dojrzałe kaki. Słodycz jednak nie była wysoka, soczystość też. Ostatnia zawarła w sobie lekką wytrawność, nasuwając na myśl korzenno-czekoladowe ciasto marchewkowe i chlebek dyniowy. Wszystkie one mogły zawierać jakieś orzechy.

Tabliczka była skaliście twarda do tego stopnia, że ledwo ją łamałam. Przy łamaniu trzaskała głośno, skaliście i jakby była niecodziennie pełna, masywna, skondensowana.
W ustach rozpływała się kremowo, w tempie umiarkowanym. Okazała się lekko mazista, acz bazowo zbita. Jej tłustość była średnia, ale ewidentnie maślana. Z czasem robiła się nieco zawiesinowa, jakby tak zbity kawałek zrzucał z siebie coraz to kolejne, lekko soczyście-wodniste fale, dając się przy tym poznać jako lekko ziarnisty.

W ustach pierwsza rozgościła się słodka cynamonowość, układająca się po chwili w cynamonowe bułeczki. Trochę maślane, mocno wypieczone, o ciepłym charakterze.

Przemknęła wytrawnie-słodka soczystość. Odnotowałam ciasto marchewkowe, przechodzące w bardziej wilgotne i nieco biszkoptowe ciasto "chlebek dyniowy". Przyprawić je musiano słodkimi, ale nieostrymi przyprawami korzennymi. Do głowy przyszły mi czekoladowe wersje tych ciast, jako że czekoladowość wydawała się rozbrzmiewać w 200%.

Słodycz słodkich bułeczek niby trochę rosła, ale nie wydawała się napastliwa. Wzmocniły ją kwiaty, łączące pewną ciężkość z nutą... żywych roślin. Nie była to w pełni rześkość, czy wysoka soczystość, ale... coś w ten deseń. To jakby aluzje do kwasku ziół... "ziołowych kwiatów"? Do kwiatów dołączyły banany i kaki - soczyste w sposób cięższy, taki, który potrafi nieźle zasłodzić.

Z czasem do kwiatowo-owocowej słodyczy dołączyły jeszcze suszone morele. Także ich słodycz była ciężkawa. Czekoladowość cynamonowych wypieków zasugerowała jeszcze daktyle. Słodycz osiągnęła apogeum, acz nie przegięła, a z owoców ostały się te suszone. 

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa do głowy przyszedł mi korzenno-czekoladowy wypiek - keks? - z bakaliami; właśnie suszonymi daktylami i morelami. Chyba kryły się tam jeszcze jakieś nieco kwaśniejsze suszone czerwone owoce.

Ciepło przypraw i ciast zaczęło potem przechodzić w słodko-orientalne drewno sandałowe. Wprowadziło więcej drzew. Drzew kwitnących? Wyobraziłam sobie ich masywne konary i korzenie, porastające gliniasty torf. Pomyślałam o ziemi, muśniętej pojedynczymi promieniami słońca. Słodycz palonego karmelu pobrzmiewająca w tle, podkreśliła ten akcent.

Suszone morele tchnęły obietnicę kwasku... Przez moment pomyślałam o leciutkiej nucie skórki cytryny, jej włóknach i może kropelce soku, ale zaraz za sprawą drzew i kwiatów przeszło to raczej w sugestywnie kwaskawy wątek ziół... ziołowo-kwiatowej herbaty, naparu? O lekkiej goryczce, cierpkości...

Goryczka, zmotywowana drzewami, nagle niemal na przód kompozycji wypchnęła orzechy włoskie. Jednoznaczne i intensywne, w zasadzie zdominowały na chwilę wszystko, po czym osiadły w wypiekach, jakby tak kosztować różnych ciast z mnóstwem orzechów włoskich - ciasta marchewkowego, chlebków dyniowego i bananowego, które końcowo nieco zadrapały, ociepliły gardło przyprawami i słodyczą.

Po zjedzeniu został posmak orzechów włoskich oraz ziemiście czekoladowego, ciepłego piernikowego ciasta. Czułam słodycz daktyli, kwiatów i cynamonu, przełamaną cierpkawym naparem, herbatą ziołową. W tle majaczył akcent skórki cytrynowej - albo to zioła ją tak udawały. Do tego ostała się soczysta cierpkość jako mieszanka ziół i niejednoznacznych, suszonych czerwonych owoców.

Czekolada była przepyszna, choć jak dla mnie nieco za słodka. Drzewa, drewno sandałowe, słodko-wytrawne wypieki (ciasto marchewkowe, dyniowe), suszone morele i daktyle wyszły bardzo ciepło. Gorzkość nakręcona ziemią, świeżość kwiatów, cierpkość ziołowej herbaty, naparu ciekawie przeplatały się ze słodyczą kaki i bananów oraz palonego karmelu. Nagłe uderzenie orzechów włoskich pozamiatało, było cudne. Czekoladowość ogółu aż niezwykła, wielopłaszczyznowa. Soczystość choć obecna, nie zaserwowała kwaśności. Ta nie pasowałaby, ale wolałabym jednak, by słodycz wyraźnie stała za gorzkością, a nie tak z nią kręciła. To drobna wada.

Nie przypomina bogato czerwono owocowej Morin Perou Toumi noir 70 % mimo jej nuty herbaty ziołowo-miętowej, ani też bardzo owocowej, ale już za sprawą słodszych owoców, Morin Perou Pablino Noir 70 %  z nutami orzechów - acz arachidowych. Miały coś wspólnego, ale nie tak, by się kojarzyły mocno. Regionu chyba też bym nie rozpoznała w ciemno.


ocena: 10/10
cena: €6,95 (około 32 zł)
kaloryczność: 606 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.