środa, 27 marca 2024

Sobieraj Chocolate Czekolada z Miętą ciemna 60 % z miętą

Czasem zupełnie przypadkiem trafiam w internecie na małe czekoladziarnie, małych producentów lub sklepy, a czasem sama losowi trochę pomagam i przeglądam zakątki internetu, w których takowe można znaleźć. Szczerze mówiąc, już nie pamiętam, jak to było z Sobieraj Chocolate. To producent czekolady z Wrocławia. Pamiętam dobrze, że do pana Pawła Sobieraja, którego to właśnie są autorskie, ręcznie robione tabliczki, napisałam na Instagramie, pytając, czy zgodzi się wysłać wskazane przeze mnie tabliczki do testów. Odpowiedź była pozytywna, a to, co znalazłam w paczce nawet bardzo. Pan Paweł dołożył bowiem jeszcze dwie miniaturki w formie serduszek. Testy postanowiłam zacząć, sama nie wiem dlaczego, akurat od dziś przedstawianej.

Sobieraj Chocolate Czekolada z Miętą to ciemna czekolada o zawartości 60% kakao z miętą liofilizowaną oraz bio olejkiem miętowym; słodzona słodzikiem ksylitolem, u mnie jako miniaturka, czyli czekoladka "serduszko", ważące 6g.

Po otwarciu uderzył mnie intensywny, chłodny czy wręcz zimny zapach mięty o olejkowym charakterze. Kojarzyła się trochę z cukrowymi, miętowymi laskami na Gwiazdkę oraz cukrowymi, białymi nadzieniami o smaku miętowym z czekoladek. Sama czekolada zaznaczyła się lekko w tle jako akcent syropu kakaowego. Chyba czułam też jakby orzechową łagodność, nieco paloną nutkę. Całość była rześko-chłodząco słodka, mimo złudnej cukrowości.

Czekoladka w dotyku wydała mi się tłustawa, potencjalnie bardzo kremowa. Mięta na niej to suchymi, spore kawałki listków. Część odpadała, ale i tak dużo zostało na spodzie.
Przy odgryzaniu kęsa trzeszczała i skrzypiała w kryształkowy sposób.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym, trochę maziście. Od razu dała się poznać jako zbita i wodnista. Rozpuszczała się właśnie na wodnistą zawiesinę. Dała się przy tym poznać jako proszkowo-ziarnista, z wyczuwalną kryształkowością, kojarzącą się z cukrem.
Posiekane kawałki mięty początkowe były suche, z czasem nasiąkały i miękły - kojarzyły się trochę z naciągającymi listkami-fusami herbat ziołowych.

W smaku pierwsza po ustach przemknęła gorycz. Pomyślałam o mocnych, suszonych ziołach, które zaraz zaczęło otaczać kakao. Złagodziło je, gorycz zmieniając w gorzkość.

Odnotowałam paloną nutkę, choć kakao cały czas wydawało się jedynie dopowiadać coś gorzkości ziół. Te poszły w chłodnym, wręcz zimnym kierunku. Mięta bardzo szybko dała o sobie znać jako olejek miętowy. Zahaczyła o mentol, ale zaraz wróciła na bardziej spożywczy tor.

Słodycz bowiem rosła błyskawiczne. Pokierowała miętę w kierunku gwiazdkowych cukrowych lasek w wariancie miętowym. Pomyślałam też o białych nadzieniach miętowych, które opierają się na cukrze, różnych czekoladek i czekolad. Słodycz przez większość czasu udawała taką najzwyklejszą, biało cukrową.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa mięta wydała mi się niemal lodowo zimna. Całość była rześka i rześkość w pewien sposób aż zagłuszyła czekoladowość. Odnotowałam nieco słodzikowy chłód. Wydał mi się nieco... roślinny? Zgrał się z ziołową goryczą.

Ziołowa gorycz, gorzkość była wyczuwalna cały czas, acz z czasem już nie sprawiała wrażenia tak wysokiej. Pod wpływem słodyczy, kakaowa nutka poszła w stronę syropu kakaowego. Czułam też maślano-orzechowy, łagodniejszy motyw. On pozwolił szaleć olejkowej mięcie. Przemknęła też myśl o aromatyzowanej, miętowej kawie.

Odpadające od czekolady kawałki mięty nieco podkręcały jej smak, ale w obliczu tej imperatywnej mięty olejkowej, wyszły nieco mdło. Gdy trochę nasiąkły, nieudolnie walczyły o bardziej ziołowo-naturalny wydźwięk. Mięta mimo ogólnego przesłodzenia, kryła w sobie też leciuteńką goryczkę.

Kawałki mięty gryzione na koniec wciąż wydawały się średnio intensywne, acz ewidentnie czuć, że to mięta. Powiedziałabym, że pieprzowa, taka gorzkawo-charakterniejsza. W obliczu zimnej słodyczy jednak jakoś niewiele miała do powiedzenia.

Po zjedzeniu czułam odświeżenie ust od chłodnej mięty. Do tego stopnia mocne, że aż nie kojarzyło się z czekoladą z miętą. Mięta olejkowa, bardzo słodka i goryczkowata, rządziła. Przełożyła się na wręcz olejkowy niesmak. Słodycz była denerwująca, rześko-chłodna, ale i tak drapiąca. Kojarzyła się z tą białego cukru. Czekolada jako kakaowo-syropowa nutka jedynie pobrzmiewała.

Całość bardzo mi nie odpowiadała. Od okropnej, wodniście-proszkowej, nieco ulepkowatej konsystencji po smak, który olejkową miętą dosłownie atakował. Czekolada wydawała się jedynie nośnikiem, nie miała za wiele do powiedzenia. Poziom słodyczy za wysoki, acz wyszła zwyczajnie jakby cukrowo, nie była chamsko słodzikowa. A jednak to pewnie m.in. słodzik nadał aż tak zimny charakter. Całość wyszła właśnie nazbyt chłodząco-odświeżająco, jak na czekoladę. Liofilizowana mięta w obliczu tego też się nie sprawdziła.


ocena: 4/10
kupiłam: dostałam od sobierajchocolate.pl
cena: jak wyżej, ale cena to 23 zł za tabliczkę 70g
kaloryczność: nie znam
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa 60%, tłuszcz kakaowy, ksylitol fiński, mięta liofilizowana w zmiennych proporcjach, olejek miętowy 0,2%

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.