piątek, 1 marca 2024

Marabou Premium Fin 70 % Lakrits ciemna mleczna z lukrecją

Gdy wyjęłam tę tabliczkę z paczki, nie umiałam powiedzieć, czy kupiłam ją przypadkiem, myśląc, że to czysta 75%, czy miałam jakiś dziwniejszy nastrój, że uznałam, iż nie zaszkodzi spróbować po długiej przerwie od takich, tabliczki z niesoloną lukrecją. W ogóle niewiele takich zjadłam, więc... chyba nie miałabym tak mieszanych uczuć, co mi było, gdyby nie skład dzisiaj przedstawianej. No, z syropem to się nie lubimy... Acz miałam nadzieję, że potworek przez to z tej czekolady nie wyjdzie.

Marabou Premium Fin 70 % Lakrits to ciemna mleczna czekolada o zawartości 70% kakao z lukrecją, a dokładniej kawałkami lukrecjowymi.

Po otwarciu poczułam dymno-paloną gorzkość, zmieszaną w równych proporcjach ze słodkim syropem kakaowym, które przeplotła nienachalna lukrecja. Wydawało się, że osiadła w dymie i słodyczy. Podkreśliła rześkość i soczystość całości. Lukrecja nadała też chłodnego charakteru nieco cukrowej słodyczy. W palonym, gorzkim wątku odnotowałam do tego kawę, a całość nieco łagodziło śmietankowe echo. Lukrecja znacząco nasiliła się po przełamaniu i w trakcie jedzenia - zrównała się wówczas z palono-gorzką czekoladą.

Przy łamaniu tabliczka raczej chrupała, niż trzaskała, dając się poznać jako delikatna i krucha. Zapewne okrągłe, szkliste kawałki dodatku nadały jej tego efektu. Już w przekroju widać ich sporo.
W ustach czekolada łatwo miękła i rozpływała się średnio szybko (chyba dodatek tak ją nieco pośpieszał). Jawiła się jako właśnie miękkawa, nieco aksamitna. Była tłusto-śmietankowa i zawiesinowa. Łatwo rzedła za sprawą kawałków dodatku. Szybko wylegały z niej na język średniej wielkości, okrągłe i mniej więcej równe, a także trochę malusieńkich, kawałki lukrecjowe. Nie był to czysty korzeń, a twardo-szkliste bryłki (jak szkliste, utwardzone cukierki?). 
Kawałki lukrecjowe rozpuszczały się częściowo wraz z czekoladą, ale zostawały dłużej po niej. Rozpuszczały się wolno, więc sporą część podgryzłam (by rozpuściły się szybciej). Śmiesznie stukały, dzwoniły o zęby. Były krucho-twardo-chrupiące. Jak utwardzony cukier?

W smaku pierwszą poczułam wysoką słodycz cukrowego syropu kakaowego. Zaraz nabrał chłodnego charakteru.

Odezwała się lukrecja, delikatnie zaznaczając swoją obecność i na pewien czas odsuwającą się na tyły. To ona jednak jeszcze umocniła chłodny wydźwięk słodyczy.

Przemknęła mi sugestia kwasku, kwasko-cierpkość niemal nieuchwytna. Zalała ją palona kawa. Gorzkawa, nieco cierpka. Osnuł ją jakby chłodny dym... Przywiódł na myśl ognisko, które zagaszono wodą, takie ognisko... zostawione do rana, już chłodne, ale wciąż z palonym aromatem.

Lukrecja w tym czasie nieco się nasiliła, ale nie była bardzo mocna czy nachalna. Jawiła się jako chłodno-słodka, goryczkowata - łatwo o myśl o korzeniu lukrecji, acz nie była w 100% naturalna (sztuczna jednak też nie). Gdy w danym kęsie zebrało się akurat więcej kawałków, przejawiały nawet słonawość.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa czekoladowa baza zaczęła zmierzać w maślano-śmietankowym kierunku. Jakby wystraszyła się trochę lukrecji? Zrobiła się zaskakująco maślano-mleczna. Przy tym łagodniejącym wątku wciąż czułam jednak lekką cierpkość kakao w proszku. Przypomniało o gorzkawości, acz bardzo delikatnej.

Skierowało uwagę na spalone drewno z ogniska. Wyłapałam jeszcze akcent wilgotnej, zimnej ziemi. Pomyślałam o drzewach, których korzenie ją porastają. Palona cierpkość kakao zmieszała się też z kawą - jakby ktoś ją nim trochę podkręcił. Kawą jednak zimną już.

Bliżej końca, gdy kawałki mocno się odsłoniły, lukrecja zaczęła nieco spłycać smak czekolady - trochę jakby jeść czekoladę z lodówki. Usta wypełnił mi chłód o nieco pikantnie-słodkim zacięciu. Końcowo czekolada jawiła się jako delikatne, "kakałkowo-cukrowe" tło. Kojarzyła mi się ze słodkim kakao zrobionym na mleku - bo i właśnie mleczna nuta mocniej się zaakcentowała. Acz gdy w kęsie akurat było więcej kawałków, chwilami robiło się jakby słono.

Kawałki na koniec wyeksponowały swój smak. Były intensywne, ale nie siekierowe. Przede wszystkim czułam w nich lukrecję o chłodno-ostrym charakterze, co aż mroziło język, szczypało. Chwilami robiły aluzje do słoności, przemykał w nich kwasek. Sporadycznie słonawość wydawała się mocniejsza, acz kojarzyła się nie tyle z solą, co z sodą. Ogólnie jednak okazały się słodkie w cukierkowym kontekście (jak białe Tic Taki?). Niektóre gryzione w ogóle jawiły się jako głównie cukrowe. Dopiero dosłownie na sam koniec wyłamywało się z nich dodatkowo sztucznie-cukierkowe echo.

Po zjedzeniu został posmak mocno lukrecjowo-cukrowy, chłodny i aż szczypiący w język; czułam lekkie odrętwienie. Echo kawy i palonego kakao też się zaznaczyło, daleko jednak w tle i jakby o okrojonej wyrazistości.

Całość wydała mi się zaskakująco niezła, mimo że nie w moim typie. Mnie było za dużo tych lukrecjowo-cukierkowych kawałków, przeszkadzały mi pod względem struktury. A jednak i tak, mimo dosadnego smaku, nie zdominowały tabliczki zupełnie. Lukrecję czuć wyraźnie bez nieprzyjemnych dodatków (np. chemii, soli), jednak czuć i syrop glukozowy. Niewiele, ale wprowadził cukierkowe echo. Smakowo lukrecja nie była za mocna... a jednak wydaje mi się, że chwilami za dużo do czekolady dodali tych kawałków - gdy trafił się kęs z dużą ich ilości, szły w nieprzyjemnie kwaskawo-słonym kierunku. Sama czekolada smakowała bardzo poprawnie - miała palono-gorzkawe nuty kawy, trochę dymu, ogniska, a nawet lekką ziemistość. Dla mnie jednak ta gorzkawość była za łagodna. Co prawda wyszła cukrowo za słodka, ale też nie tak strasznie, bo wpisało się to w syrop kakaowy. W pewnym momencie zaskoczyła mnie maślano-śmietankowa nuta, ale... mleko w składzie jest, więc to było po prostu ono, a nie nuta kakao.
Zjadłam 2 kostki w sumie z przyjemnością, ale pod koniec to zaczęło mnie trochę męczyć - ze względu na słodycz, smak w porywach tak dosadnie lukrecjowy, a mniej czekoladowy i obecność czegoś, co "tacza się po ustach" i sugeruje sól. Patrząc jednak obiektywnie, nie można jej wiele zarzucić.

Resztę dałam Mamie, mimo że ona nienawidzi lukrecji. Zjadła tyle samo i powiedziała: "Sama ta czekolada dobra, taka niegorzka, bardziej mleczna, że nie powiedziałabym, że ma 70 %. Sama w sobie bardzo mi smakuje. Jak tej lukrecji trafia się mniej, to w porządku jest o dziwo. A jednak jak kawałków zbierze się więcej, to okropnie, aż się słono robi. No czekolada ma być przede wszystkim słodka, a nie jakaś słona... Zepsuli dobrą czekoladę, wystarczyłoby, by tych kawałków dali mniej i było by smacznie, a tak po prostu za dużo tego napchali". Skonsultowałyśmy, że i mnie, i jej trafiła się kostka, gdzie kawałków było w punkt, i kostka, gdzie było ich za wiele. Taka nierówność i niewiadoma nam nie odpowiada. A jednak nie jest to zła czekolada, po prostu ze sporym "ale". Resztę oddałyśmy ojcu. Stwierdził, że: "jak na gorzką może być. Na pewno lepsza niż Loft 75% z kawałkami kakao". (Dostał je przy okazji jednego przyjazdu)


ocena: 7/10
kupiłam: Allegro
cena: 16,99 zł
kaloryczność: 570 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone kakao, tłuszcz maślany, aromat (z chlorkiem amonu) lecytyna sojowa, ekstrakt z lukreccji, syrop glukozowy, substancja glazurująca (wosk pszczeli), barwnik (E153), mleko w proszku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.