sobota, 2 czerwca 2018

J.D. Gross mleczna 33 % z mielonymi orzechami laskowymi

Jakoś po orzechowym Lusette chodziło za mną "coś orzechowego, ale nie z orzechami". Nie miałam ochoty chrupać kawałków czy nawet całych orzechów. Chodziło mi o "smaczek", ale... nie chciałam też niczego chemicznego lub po prostu kiepskiego. Jakie to szczęście, że w szufladzie miałam tabliczkę-pewniaka, o której w ciemno mogłam powiedzieć, że "będzie dobrze" przez zaufanie do marki.

J.D. Gross mleczna 33 % z mielonymi orzechami laskowymi to czekolada "mleczna o zawartości 33 % kakao z wsadem z mielonych orzechów laskowych".

Nie zdążyłam rozchylić papierka a już osaczył mnie (w pozytywnym sensie) mocny zapach przesłodko-orzechowy. To były wyraziste, charakterne orzechy laskowe w oceanie mleka. Znalazłam w nim tylko pierwiastek nugatowości, o wiele bardziej kojarzył mi się z doskonałym orzechowym deserem mlecznym lub wyidealizowanym kremem orzechowo-czekoladowym.

Tabliczka nie trzaskała, łamała się z łatwością, bo była tłusta. Ogryzając kawałek odebrałam ją jako miękką. W ustach rozpływała się dość szybko, lecz nie błyskawicznie, a troszeczkę ociągając się, oblepiając paszczę i tworząc w niej gęstą zawiesinę. Była gładka, choć z leciutkim efektem pozytywnej proszkowości.

Od pierwszej sekundy silna słodycz ogarniała całe usta.
Orzechy laskowe zrównywały się z nią momentalnie. Nie były czyste, a zespojone z ogromem pełnego mleka i śmietanki. Mleczny deser orzechowy lub krem orzechowo-czekoladowy w formie tabliczki - to jest to (i wszelkie, nawet wyidealizowane, Nutelle i Ferrero Rocher mogą się schować!).

W pewnym momencie, bo słodycz cały czas rosła, poczułam się, jakbym miała do czynienia z jakimś orzechowym toffi... taką maślaną, przesłodzoną masą o niewiarygodnie intensywnym i naturalnym smaku orzechów. O tak, mimo wszystko to one tu przewodziły. To były najprawdziwsze orzechy, nie żadne aromaty. W dodatku w cudnie czekoladowym otoczeniu. Kakao niewątpliwie podkreślało smaczek prażonych laskowców, dzięki czemu chwilami miałam wręcz korzenne skojarzenia, ale samo w sobie nie było wyczuwalne. To potęga mlecznej czekoladowości. Zdecydowanie postawiono tu bardziej na duet mleka i orzechów niż orzechów i kakao. Szybko przywodziło to na myśl jedne z moich ulubionych lodów - Haagen-Dazs Hazelnut Crunch. Najlepsze było to, że czekolada szła raczej w tym, a nie nugatowym kierunku.

Pod koniec każdego kęsa słodycz aż drapała w gardle, ale nie był to cukier, a właśnie jakby niby-korzenne toffi, może odrobinka wanilii (w każdym razie "ambitniejsza słodycz").

Po czekoladzie pozostawało poczucie przesłodzenia, posmak orzechowo-śmietankowy i mnóstwo skojarzeń z deserami i kremami orzechowo-czekoladowymi. Najdłużej utrzymywał się posmak orzechów laskowych, ale takich tylko i wyłącznie autentycznych.

Czekoladę przesłodzono, ale wyszła tak wyraziście orzechowo-mlecznie, tak bardzo kojarzyła mi się ze wspomnianymi boskimi orzechowymi Haagenami, że i tak byłam zachwycona. To właśnie zasłodzenie w dobrym stylu. Podobała mi się forma, czyli orzechy w formie miazgi, a nie kawałków czy nadzienia, a przy tym zachowanie naturalnego smaku. To, że tabliczka nie kojarzyła mi się specjalnie nugatowo, było kolejnym gigantycznym plusem.
Szkoda, że nie ma jej w stałej ofercie, bo to nie czekolada, której zrobiłabym zapas, ale do której kiedyś tam z chęcią bym wróciła.


ocena: 9/10
kupiłam: Lidl
cena: 4,99 zł (za 125g)
kaloryczność: 571 kcal / 100 g
czy znów kupię: kiedyś mogłabym (gdyby znowu była)

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, orzechy laskowe 14%, śmietanka w proszku, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, słodka serwatka w proszku, laktoza, lecytyna słonecznikowa, ekstrakt z laski wanilii

------------
Aktualizacja z dnia: 22.11.2019
Gdy limitowane Grossy ponownie się pojawiły, zrobiłam ogromny zapas tych 56 % z chili, ale wzięłam też po jednej 56 % z truskawkami i orzechową. Ostatnią wzięłam mimo że obecnie jakoś nie mam ochoty na mleczne (a już zwłaszcza na te o o niskiej zawartości kakao), bo mnie nudzą. Wyszłam jednak z założenia, że "na kiedyś tam" mogę kupić, bo jak nie ja, to zje Mama. Wszystkie zakupione miały daty albo do końca 2020 albo nawet do 2021 i gdy pewnego listopadowego dnia uznałam, że na uczelnię "żeby dojeść" (brałam akurat inną o mniejszej gramaturze, a chciałam swoją "ilość czekolady" uzupełnić) trochę sobie zgarnę i... okazało się, że akurat ta jedna ma datę do końca miesiąca właśnie 2019 roku. Byłam wściekła, a gdy rozchyliłam papierek... i wściekła, i rozbawiona. Gross zaśmiał mi się w twarz, pokazując... krowie łatki (dobrze, że nie co innego), udając chyba łaciatą Milkę. Rozumiem, że karnawał zaczął, tak? No cóż, na szczęście po wstępnym zapoznaniu się odkryłam, że zmiany zaszły tylko na spodzie i nie przez całą tabliczkę, a tak na wierzchu. Przy jedzeniu też nic podejrzanego nie wyszło.
Aktualizację i tak postanowiłam dopisać, żeby zaznaczyć, że wznowiona edycja... w zasadzie nie różni się od poprzedniej.

Moja była wprawdzie nieco bardziej oporna, gdy chodzi o rozpływanie się, ale i tak miękła itd., co biorąc pod uwagę to, jak wyglądała, było ok i tego się nie czepiam, nie oceniam, bo pewnie różnica wynika z terminu.

W kwestii smaku powiem tak: to znów ogrom mleka, śmietanki i słodyczy, przy czym słodycz mimo że bardzo wysoka, to wcale nie czystocukrowa, a ewidentnie waniliowa. Miała swój urok i tyle. Słodziutki i naturalny orzech laskowy nasilał się wraz z jedzeniem, co było miłe i ciekawe, jeśli chodzi o pomysł na czekoladę orzechową. Laskowa nuta w końcu aż o iluzoryczną korzenność zahaczyła.
Jestem pewna, że to czekolada, która rozkocha w sobie miłośników orzechowych słodkości. Mi też wciąż smakowała, ale że w czekoladach obecnie szukam czego innego (kakao), po dwóch kostkach już nie czułam potrzeby jedzenia dalej (bo i dyskomfort miałam, że jest na granicy terminu), resztę dałam Mamie. Jej bardzo smakowała.

Nie jest to wprawdzie tabliczka, do której czuję potrzebę powrotu, ale gdyby nie Mama / gdybym wcześniej nie znała tej czekolady, sama mogłabym ją skończyć, więc po prostu... polecam. Wiem, że chyba znowu jest teraz w Lidlach, to chciałam tylko zaznaczyć, że warto spróbować. Ocena podtrzymana.

21 komentarzy:

  1. och... <- to ma wyrazić więcej niż tysiąc słów *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wyraża! Zwłaszcza z tą minką (Ty, ale ona mi się spodobała).

      Usuń
    2. zatem patrz! *__________________________*

      Usuń
    3. Ta już nie, skojarzyła mi się z ropuchą. I to z taką wyświetloną na szeroookim telewizorze plazmowym.

      Usuń
    4. mwahahahaha, zapamiętam to! ^.~

      Usuń
  2. W moim Lidlu jej nie było. Chyba gdyby nie ta słodycz, to byłaby czekolada idealna ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mi smakowała :D Właśnie wydała mi się dość wyjątkowa, bo wyszła nienugatowo, ale jakoś karmelowomlecznoorzechowo, skojarzenie z lodami (najlepsze <3 zawsze mam wrażenie, że zostają ostatnie w lodówkach, ludzie je chyba omijają jako zbyt zwykłe, cóż, tym lepiej dla nas) bardzo trafne. Dopiero spojrzałam na skład i jest zaskakująco nieskomplikowany. Nie pogardziłabym jej obecnością w stałej ofercie, ale bardziej mi brakuje tej z chilli :( a zdążyłam przejeść wiele egzemplarzy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszę, że omijają orzechowe Haageny, haha. :D
      Dokładnie! Ja też już nawet nie wiem, ile tych z chili zjadłam, ale na szczęście mam jeszcze zapas zrobiony - tylko 6, ale zawsze coś.

      Usuń
  4. Nie mam blisko Lidla, szkoda, bo takie tanie czekolady przyzwoitej jakości to dobra rzecz. Choć w czekoladach to wolę raczej te mniej słodkie, chyba wybrałbym inną tabliczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lidl pod tym względem jest naprawdę świetny!
      Też wolę mniej słodkie, ale ta była przepyszna i też po prostu bardzo ciekawa.

      Usuń
  5. W takim razie następnym razem ląduje w koszyku! Mam nadzieję, że ją dorwę, bo raz jest, a raz jej nie ma :/

    OdpowiedzUsuń
  6. Tera żałujemy, że nie kupiłyśmy jej nawet na spróbowanie :(

    OdpowiedzUsuń
  7. "Kojarzył mi się z doskonałym orzechowym deserem mlecznym lub wyidealizowanym kremem orzechowo-czekoladowym", a potem jeszcze "orzechowe toffi". Czekolada kończy termin, więc otwieram ją na dniach. Ale będzie radochy <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W upałach nie tylko będzie Ci się kojarzyć z kremem... ona się nim stanie.

      Usuń
    2. Zabawne. Moja recenzja przedstawi te czekolade ZUPELNIE inaczej:
      - jest twarda i lamie sie z trzaskiem,
      - nie pachnie orzechami,
      - ledwo co smakuje orzechami,
      - nie zalepia buzi, tylko od razu znika.

      Wspolne jest to, ze nie nugat. Slodyczy nie pamietam, musialabym zerknac do recenzji.

      Usuń
    3. Może gdybyś miała do czynienia z tyloma takimi ciemnymi, co ja to też by Ci się taka twarda nie wydała, więc może chociaż tu by więcej zgody było.

      Orzechów mało? Nie mogę uwierzyć

      Usuń
    4. A pozwól, że spytam... ile do końca terminu ważności zostało, jak ją otworzyłaś? :P

      Usuń
  8. Ta tabliczka miałaby szansę spodobać się zarówno mnie jak i mojej mamie. Czasami zdarza mi się ochota na tabliczkę o niższej zawartości kakao. Jak znowu będzie dostępna w ofercie, kupię ją. Mama będzie zachwycona. :)

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.