piątek, 8 czerwca 2018

McEnnedy Mini Brownies with Hazelnuts

Bardzo lubię brownie i choć preferuję zajeżdżanie do miejsc, gdzie mogę kupić sprawdzony kawałek (sama nie robię, bo najzwyczajniej na świecie by się nie opłacało), to lidlowym gotowcom też udało się mnie zachwycić. Gdy nadarzyła się okazja, postanowiłam do nich wrócić (też żeby wymienić zdjęcia na ładniejsze, czyli te obecne), a że zakupy robiłam z Mamą, i ona zapragnęła "jakieś brownie znowu zjeść". Orzechowe wydały jej się ciekawsze ("a nie takie puste, tylko czekoladowe"), dzięki czemu miałam możliwość spróbowania tegoż wariantu. Zamieniłyśmy się bowiem po dwie sztuki (taki był plan, bo gdy zjadłyśmy po jednej doszłyśmy do wniosku, że ona bierze resztę orzechowych, ja zwykłych).

McEnnedy Mini Brownies with Hazelnuts to 8 malutkich kawałków brownie z kawałkami orzechów laskowych, produkowane dla Lidla.

Bardzo podoba mi się, że każdy kwadracik jest pakowany osobno.

Po otwarciu wygląd i zapach nie zdradzały obecności orzechów. Kawałek ciasta pachniał bowiem mocno czekoladowo-kakaowo, niemal mokro-truflowo. Czuć w tym odrobinkę chemii, ale ogół wyszedł kusząco.

Ciemny kawałek był mocno przypieczony po brzegach, ale i bardzo tłusty (zostawiający plamy). Ciacho okazało się mięciutkie, odrobinę tylko kruszące się i  kapciowate, a także mokre wewnątrz.
Znalazłam w nim mnóstwo kawałków orzechów. Mimo, że strukturą wpisały się w mokrą konwencję słodycza, mi przeszkadzały. Sprawiały, że trzeba było gryźć coś idealnego do rozpływania się w ustach. Orzechy były bowiem chrupiące mimo zawilgocenia. To w końcu pozytywne zawilgocwnie, takie nasączono-soczyste.

Już od pierwszego kęsa słodycz zniewoliła kubki smakowe, a głęboka czekoladowość jej wtórowała. Kakao przybrało niemal alkoholowo-truflowy wydźwięk, co sprawiło, że zasłodzenie było pozytywne. Wyszło bardzo podobnie do czekoladowej wersji, jednak bez kawałków czekolady.

Całość była przede wszystkim czekoladowa, nie nasiąkła orzechami, jak się spodziewałam. Te w ogóle czuć było tylko przy ich kawałkach. Albo nie: "tylko", bo kawałków było mnóstwo (wydaje się, że o wiele, wiele więcej, niż podano w składzie). To one nieco nasiąkły brownie (to takie "uciastowione orzechy") i smakowały wyraźnie orzechowo, świeżo. 

Ta wersja wyszła więc czekoladowo i z orzechami, ale właśnie dlatego o wiele mniej obłędnie, maksymalnie czekoladowo niż Chocolate Chips, a wcale nie aż tak bardzo orzechowo. Orzechy były, bo były - i tyle. Zaburzały mi tylko potęgę czekolady. Smaczne na jednorazowe podejście, ale do tych wracać bym nie chciała.


ocena: 8/10
kupiłam: Lidl
cena: około 7 zł (za 240 g)
kaloryczność: 444 kcal / 100 g; sztuka 30g - 135 kcal
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, olej rzepakowy, pasteryzowana masa jajowa, 12,4% czekolada (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku, syrop glukozowo-fruktozowy, lecytyna sojowa, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, naturalny aromat), mąka pszenna, mleko zagęszczone słodzone, 4,5% siekane orzechy laskowe, mąka sojowa, syrop glukozowo-fruktozowy, białko jaja, stabilizator: glicerol; kakao w proszku, naturalny aromat, substancje spulchniające: difosforany, węglany sodu; sól, emulgatory: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, lecytyna słonecznikowa, mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych estryfikowane kwasem cytrynowym; substancje żelujące: guma ksantanowa, pektyny; kwas cytrynowy, mąka ze słodu pszennego


PS Jutro przeprowadzam się, więc nie wiem, jak będzie z moim udzielaniem się, zatwierdzaniem dodanych komentarzy i odpowiadaniem na nie. Przez najbliższej kilka dni wpisy będą publikować się automatycznie.

17 komentarzy:

  1. Nigdy nie widziałam u siebie w Lidlu ale gdyby sprzedawali na sztuki kupiłabym jedną aby spróbować - z ciekawości :)

    PS Powodzenia w przeprowadzce. Oby dobrze mieszkało Ci się w nowym miejscu. A blog? Nie zając - nie ucieknie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Orzechowe nudne, jak już warto byłoby spróbować czekoladowe, ale... właśnie: na spróbowanie to lepiej, żeby były pojedynczo.

      Dzięki. ;)

      Usuń
    2. Powinny być trzecie - czekoladowe z orzechami xD Szkoda, że nie sprzedają pojedynczo nawet jako wypiek z Lidla.

      :*

      Usuń
    3. Właśnie nie. Orzechy tylko przeszkadzają, a gdyby były i kawałki czekolady, i orzechy to... orzechy nadal by tylko przeszkadzały.

      Usuń
    4. To jednak lepiej bez orzechów a potem ewentualnie po zjedzeniu ciacha zjesc orzechy ;)

      Usuń
  2. Zawsze można zrobić jednoporcjowe brownie :D No a tego z Lidla jadłam i mi również smakował, nawet bardziej niż Tobie :) Dobre i kupuję zawsze kiedy jest dostępne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie nawet jednoporcjowego się nie opłaca, bo żadnych słodzideł i... w sumie składników na brownie nie mam. xD Łatwiej i szybciej po prostu otworzyć.
      Cieszę się, że Ci też smakują.

      Usuń
    2. O Bożenko... jak mnie to brownie prześladuje! Uwielbiam i to za bardzo! Robiłam 3 razy i ostatnim razem obiecałam sobie, że więcej nie zrobię bo rzuciłam się na blaszkę jak dzika świnia, choć bardzo się pilnuje! Nawet nie masz pojęcia jak mnie drażni gdy ktoś myli go z murzynkiem, albo nie daj Boże nazywa zamiennie... To są dwa zupełnie inne ciasta! W jednym czekolada wiedzie prym, w drugim kakao. W murzynek to placek, zaś brownie to ciężki i wręcz mokry zakalec często z spieczonym wierzchem i bokami (skórką). Kocham oba te ciasta - murzynek z dzieciństwa, zaś brownie za tą zgubną i obłędną czekoladowowowowowość xD To z lidla wielokrotnie mnie kusiło, ale durna posiłkuję się jego marami. Dziś chyba czytam 3 recenzję czegoś ,,browniowego" i myślę, że to jakaś zmowa na mnie. Chodzi za mną długo ostatnio to ciacho i wreszcie dopadłam w promce taką zdrowszą alternatywę z Incoli, która jak się okazało... Nie miała ani grama czekolady, tylko oleisty posmak. Nawet napisałam im o tym na IG, ale zbytnio się nie przejęli xD Łoooo jeny... ale żem się rozgadała, ale ta bomba kaloryczna, aż się we mnie burzy :D

      PS Co do przeprowadzki - powodzenia :) W Toruniu co semestr musiałam się przeprowadzać xD Duuuużo sił i nerwów :) A co do bloga, Beata ma rację... Zając to nie jest ^^

      Usuń
    3. A wiesz, że ja chyba nigdy zwykłego murzynka nie jadłam? Ale wiem, jak wygląda, co go cechuje i w życiu bym nie powiedziała, że to "polskie brownie". Brownie jest za specyficzne! Często nawet zdrowe zamienniki krytykuję, bo właśnie: nie są wystarczająco browniowate. Mogą nawet być smaczne, ale jako ciasto czekoladowe, a brownie to brownie! Lidlowe to dobre gotowe brownie (mówię o czekoladowym, a nie orzechowym, bo to czekoladowe wyszło właśnie tak bardziej fajnie "zakalcowo" dzięki czekoladzie).

      Dziękuję.
      Co semestr? Współczuję! My sprzedałyśmy swoje i kupiłam własnościowe, więc w najbliższych latach nie muszę się bać, że czeka mnie taki kolejny cyrk.
      Zając nie, ale coś, w co jestem bardzo zaangażowana i trochę mi czegoś brak, jak nie mogę odpowiedniej ilości czasu na blogu spędzić. Lubię tak każdy post, zdjęcie itp. wymuskać, odpisać, się wczytać w dłuuuugi komentarz, móc także się rozpisać odpowiadajac. :D

      Usuń
    4. No! I to ja rozumiem <3

      Własnościowe? Ulala! Grubo! Gratuluje ^^
      Ech... A ja Ci dziękuję za to, że jesteś :D

      Usuń
    5. Ale ja nie widzę niczego dziwnego, że własnościowe. Skoro z Mamą sprzedałyśmy jej, to miałyśmy za co kupić inne. :P

      Oj, poprawiłaś mi tym podziękowaniem humor!

      Usuń
    6. Ach... Nie byłam wtajemniczona - teraz rozumiem ;)

      PS Zawsze do usług :D

      Usuń
  3. Kupiłyśmy je kiedyś po promocji :) Rozdałyśmy na końcu większość kuzynom :D Ale po jednym też zjadłyśmy ale jakoś specjalnie szału nie zrobiły :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam takie samo zdanie: dodatek orzechów odebrał tym brownies uroku. Gdybym wróciła - co się wydarzy najwcześniej za sto lat - to tylko do czekoladowej.

    PS Mam wrażenie, że cofnęłam się w czasie do początku naszych przygód z blogami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaginamy czasoprzestrzeń. Teraz pytanie, jak tu podskoczyć w przyszłość?

      Usuń
    2. Zależy w jaką. Jeśli w bardzo daleką w ramach wycieczki to jak najbardziej, jeśli kilkudniową (do dnia, w którym moje mieszkanie zostanie przystosowane do mojego normalnego trybu życia) chyba jeszcze bardziej, ale tak żebym miała się przenieść np. 50-100 lat do przodu i tam żyć, to nie.
      A Ty?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.