sobota, 15 sierpnia 2020

Zotter Gingerbread ciemna 70 % z ciemnoczekoladowym nadzieniem z piernikiem z rumem, skórkami pomarańczy i cytryny, marcepanem, wiórkami kokosowymi, miodem oraz orzechami włoskimi i laskowymi

Uwielbiam smak piernika i pierniczków, skojarzenia i wyobrażenia z nimi związane. Pierniki-ciastka jadłam jednak parę razy w życiu, a prawdziwy piernik-ciasto... chyba nawet nie (jedyny to bezcukrowy, bananowy z Cakestera, ale że to taki zdrowy i wręcz jak np. batony od Legal Cakes - w tym właśnie LC Piernikowy -  to raczej się nie liczy). Ich nuty w czekoladach jednak ubóstwiam jak mało które inne. Czekolady piernikowe? Jak udane, to jak najbardziej! Zotter Gingerbread tak mi smakowała, że uznałam, iż wrócę do niej na pewno. Nie stało się to jednak "za rok" jak napisałam w 2015 roku, a dopiero w 2019, kiedy to zmieniła się jej szata graficzna (i skład bardzo minimalnie). Wierzyłam, że za to rewelacyjny efekt się nie zmienił.


Zotter Gingerbread to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao nadziewana ciemnoczekoladowym kremem z piernika z rumem, skórką pomarańczy i cytryny, marcepanem, wiórkami kokosowymi, orzechami włoskimi i laskowymi, miodem oraz przyprawami korzennymi.

Gdy tylko otworzyłam papierek, poczułam przepiękny piernikowy zapach. To pełna moc imbiru, anyżu, goździków, cynamonu, pieprzu i całego korzenno-piernikowego bukietu. Oczami wyobraźni widziałam czekoladowy, mokry piernik nasączony alkoholem. Palona ciemna czekolada odegrała istotną rolę, trzymając nad wszystkim pieczę i dodając wykwintności. To jednak również pierniczki-ciasteczka. Ewidentnie czułam mączną ciasteczkowość dosłodzoną miodem.
Ten na dobre rozszedł się dopiero po przełamaniu, kiedy to z tabliczki dosłownie buchnął rum i... soczystość.

Twarda czekolada na wierzchu trzaskała, nadzienie zaś było bardzo plastyczne i maziste. Nieco się ciągnęło, lepiło i wyciskało spod czekolady, lecz nie mogę go nazwać zupełnie miękkim. Było w pewien sposób zacnie zagęszczone, kojarzyło mi się z mokrym zakalcem, pełnym widzianych gołym okiem przypraw.
W ustach czekolada rozpływała się idealnie kremowo, tłusto-gładko i powoli. Pozostawiała smugi na podniebieniu, a nadzienie... jakby nie mogąc się doczekać, wyciskało się spod niej.
Okazało się tłustsze i wilgotniejsze, dość soczyste. Mimo że plastyczne, wcale nie znikało zbyt szybko. Zachowało konkret. Miało w sobie pewną maślaną gładkość, ale daleko mu do gładkości. Wypełnione było po brzegi mnóstwem drobinek przypraw (kardamon, pieprz itp. jako kawalątki), czuć w nim nawet jakby ciasteczkowo-orzechową miazgę. Chwilami wydawało mi się nawet orzechowo-sprężyste i znacząco trzeszczące od świeżych wiórków kokosowych i marcepanowych wiórko-drobinek migdałów (tych bowiem nie poskąpiono). Lepiło się i zalepiało trochę podobnie do czekolady, bo ogólnie było w nim coś z czekolady... Jak wilgotny czekoladowy zakalec piernikowy!

W smaku sama czekolada to wyważona paloność: gorzka jak czarna kawa, z nutą chlebowo-piernikową, która to połączyła kawę ze słodyczą karmelu. Ewidentnie przesiąkła nadzieniem.

To przebijało się poprzez przyprawy i alkohol. Rum wyraźnie podkreślił powagę, otworzył drogę ostro-chłodnemu anyżowi i ostro-goryczkowatemu cynamonowi. Czułam mocny bukiet przypraw piernikowych, w tym na pewno pieprz, kardamon i inne goryczkowato-pikantne.
Świetnie wpisały się w opalaną gorzkość czekolady. Rum podkręcił ten motyw, po czym zrobił się ryzykownie mocny. Sam dodał trochę swojej goryczki, ale również wysoką, niemal cukrową słodycz.

Słodycz podłapały też inne elementy. Oto karmelowe tło puściło przodem miód. Dużo miodu. Takiego natychmiast aż lekko drapiącego w przyjemny sposób i mieszającego się z korzennymi przyprawami. Goździki, gałka cynamonowa, pieprz, chili, imbir... całe mnóstwo charakternych! Rysowały się na czekoladowo-maślanym tle.

Słodycz przełamała soczystość, która przełożyła się także na pewną lekkość. Zaczęła goryczkowato-słodka pomarańcza, a następnie popłynęło nieco więcej goryczki skórek cytrusowych i odrobinka kwasku. Mieszały się ze słodyczą owocu.

Wśród tego wszystkiego przewijał się ciasteczkowy smak. Oczami wyobraźni widziałam pszeniczno-korzenne ciasteczka-ludziki. Zrobiło się chlebowo-ciastowo i... marcepanowo. Jak nic, nagle zobaczyłam piernik z marcepanem i mnóstwem orzechów. Orzechy w drugiej połowie kęsa wyłoniły się odważniej. Spośród nich dominowały gorzkie włoskie. Poczułam kokosa, mieszającego się z ciastowością i soczystością. Była to taka... dość tłustawa soczystość, genialnie mieszająca się z rumem i miodem.

Pod koniec powróciła obłędna czekoladowość, wyraźnie ciemna, choć w towarzystwie masła, co z kolei przełożyło się na skojarzenie z zakalcem... piernikowym, rzecz jasna. Przyprawy wciąż rozbrzmiewały i rozgrzewały w najlepsze, w czym pomagał im rum i odrobinka soli. Miałam wrażenie, że także orzechy się nakręcają (choć wydawało się, że to niemożliwe): włoskie, laskowe, migdały. Ogólną wilgoć podkreślał marcepan z dość wyraźną, soczystą słodko-cierpką pomarańczą.

W posmaku pozostały nuty marcepanowo-piernikowe, bardziej orzechowe i kawowo-piernikowo czekoladowe. Wszystko to skąpane w mocnej słodyczy, ale z soczystością i pikanterią przypraw. Odważnie, ale bez przesady, zakropione alkoholem rozgrzewającym gardło wraz z ostrością i słodyczą.

Z perspektywy czasu trudno mi ocenić, czy odbiór był inny, niż był w przypadku wersji z 2015 roku. Że pewne przyprawy w składzie zmieniły kolejność, także tłuszcz kakaowy z mlekiem, to widzę, ale wydaje mi się, że wydźwięk taki sam.
Tak samo cudowny!
Zaczynając od wyrazistego smaku ciemnej czekolady, przez cały bukiet cudownie dobranych przypraw, które wyszły naprawdę korzennie pikantnie, charakternie, oraz poszczególne elementy jak orzechy, trochę cytrusów, kokos; po całościowy mocny smak piernika i pierniczków - miodzio! I właśnie, że także miód, że ogrom alkoholu... Wszystko się ułożyło, jak trzeba. Bardzo podobała mi się alkoholowość tej czekolady - silna, ale nie zagłuszająca, a podkreślająca.
Tak, to naprawdę dobry piernik w formie tabliczki czekolady, gdzie nie brak czekoladowości.


ocena: 10/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 493 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić (za rok lub w kolejnych latach)

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, piernik (12% mąka żytnia, cukier, skórka cytryny, skórka pomarańczy, syrop kukurydziany, jaja, miód, masło, mleko, orzechy laskowe, orzechy włoskie, cynamon, przyprawa do piernika, środek spulchniający: soda oczyszczona słodka papryka pimento, gałka muszkatołowa), tłuszcz kakaowy, mleko, rum, marcepan (migdały, cukier, syrop z cukru inwertowanego) orzechy laskowe, syrop ryżowy, miód, mleko pełne w proszku, wiórki kokosowe, odtłuszczone mleko w proszku, przyprawa do piernika (0,2%), sól, cynamon, sól, lecytyna sojowa, pełny cukier trzcinowy, sproszkowana wanilia, kardamon, anyż

6 komentarzy:

  1. Czy sierpień 2020 roku jest miesiącem robienia porządków w folderze i publikowania zamierzchłych recenzji oraz "niewypałów z przeszłości"? :P "Przepiękny zapach piernikowy", a zaraz po nim imbir, anyż i pieprz. Cóż, mamy inne wyobrażenia idealnego piernika. Pieprz w kawalątkach? Ugryźć coś takiego... brr. Chili, gorzki cynamon, ych. Dali tu wszystko potencjalnie moje i uczynili skrajnie nie moim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego zamierzchłych? Po prostu mam kolejkę pół roku i ta wypadła w normalnym trybie. A wolałam wrzucić tę, zanim Zotter doda do oferty piernikową na ten rok, więc nie czekałam z nią do zimy, a chronologicznie, jak jadłam opublikowałam.

      Co do piernika idealnego. Myślisz, że mój idealny byłby dla Ciebie bardzo za ostry? Twój też koniecznie musiałby być wilgotny, a nie suchy?

      Usuń
    2. Chodziło mi o fragment: "Nie stało się to jednak "za rok" jak napisałam w 2015 roku, a dopiero w 2019" i o noszenie się z recenzją od 2015 roku. Raczej od tego czasu kolejki nie masz ;>

      W wilgotności się zgadzamy (śmierć drewnianym słodyczom!), ale Twój mógłby być za ostry.

      Usuń
    3. Chyba nadal nie rozumiem. Czekoladę kupiłam i zjadłam dopiero w 2019 roku. W 2015 powiedziałam sobie, że wrócę do niej, myśląc, że kupię ją za rok. A nie kupiłam ani w 2016, ani w 17, ani nawet w 18.

      Usuń
  2. Widzę, że ta tabliczka jest dostępna w Sekretach Czekolady, więc gdy tylko się ochłodzi, rozpocznę polowanie na nią. Uwielbiam zarówno piernik jako ciasto jak i pierniczki-ciasteczka, ale w sklepie jeszcze chyba nie trafiłam na coś, co spełniałoby moje oczekiwania. Dla mnie dobre ciasto piernikowe jest zwarte, intensywnie korzenne, a jego słodycz pochodzi tylko od miodu i ma w sobie specyficzną pikanterię. Mile widziane są też nuty cytrusowe w postaci skórki z pomarańczy lub cytryny, ale innymi kwaśnymi owocami też nie pogardzę. Jednak dotychczas tylko domowe pierniki zbliżały się do tego ideału. Szczerze mówiąc nie dziwi mnie to, że w samym nadzieniu odkryłaś coś z czekolady. U mnie w domu do pierników zawsze dodawało się kakao ... i to sporo, więc nie wyobrażam sobie piernika bez czekoladowej nuty. Lubię też marcepan i ciekawi mnie dodatek rumu, który podkręca całość. Jedynie wiórki kokosowe trochę gryzą mi się z koncepcją rozgrzewającego piernika, bo kojarzą mi się raczej z czymś typowo letnim i tropikalnym. Jednak wierzę, że w innej kompozycji też mogą wypaść dobrze. Ostatnio byłam w Toruniu i liczyłam, że skoro miasto słynie z pierników to tam znajdę swój piernik idealny, ale mocno się rozczarowałam. Zaledwie w jednej, niepozornej kawiarni znalazłam ciasto, które uznałam za naprawdę dobre, choć ciągle nie odzwierciedlało mojego wyobrażenia o idealnym pierniku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wizja piernika opisanego przez Ciebie bardzo mi się podoba. Właśnie że w internecie raz po raz widywałam przepisy itp. na pierniki bez kakao / czekolady; albo zdjęcia takich dość jasnych, co mi się już na oko nie widziało najlepiej.
      Rzeczywiście wiórki do piernika to dodatek dziwny, ale wyszły dobrze. Nie wiem, jak by to z ciastem było, ale w nadzieniu czekolady spoko sprawa. O, kokos wielu osobom z tropikami się kojarzy. Łączą go z takimi owocami - a do mnie właśnie to połączenie specjalnie nie przemawia. Kokos lubię z ciemną czekoladą, tak wytrawniej. W sumie... czekoladowy piernik z kokosem i rumem (na szybko teraz wymyśliłam) mogłabym kiedyś spróbować.
      Obecnie jestem nieciastowa, więc w Toruniu nie szukałabym piernika-ciasta. To tak jak będąc w Wadowicach mój ojciec koniecznie chciał upolować kremówki, a ja aż się wzdrygałam i złośliwie uśmiechałam na widok napisów "prawdziwe kremówki papieskie" na chyba wszystkich witrynach cukierni (a warto wspomnieć, że tam cukiernie to chyba połowa budynków).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.