sobota, 22 maja 2021

Cocoloco Chocolates Maple & Pecan 64 % Peru ciemna z orzechami pekan i syropem klonowym

Jak już zniechęcenie do Cocoloco mi trochę przeszło, emocje opadły, wzięłam się za te, które zostały. Na jedną, właśnie dziś przedstawianą, nawet się cieszyłam, bo postrzegałam ją jako tabliczkę do porównania z Zotterem Squaring the Circle 70% Dark Choc with Maple Sugar. Jak syrop klonowy wychodzi w czekoladzie jako jej integralna część jako zamiennik cukru, a jak jako dodatek. Niestety jednak Zotter wydał mi się przesłodzony, więc mimo że lubię syrop klonowy (a nie jem, bo nie mam do czego), jakoś i tej się bałam. Śmiesznie się złożyło w dodatku, że jadłam ją dzień po Beskid Espresso - zupełnie nie planując, zafundowałam sobie dwie tabliczki z dodatkami z Peru właśnie.

Cocoloco Chocolates Maple & Pecan 64.5 % Peru to ciemna czekolada o zawartości 64.5% kakao z Peru z orzechami pekan karmelizowanymi w syropie klonowym.

Gdy tylko rozerwałam sreberko, doznałam szoku, bo to, co zobaczyłam wyglądało trochę wręcz obleśnie i... zupełnie się tego nie spodziewałam. (Muszę to napisać! Pierwsza myśl: "kur... myszy! robale?! Aa... orzechy".) Uzmysłowiłam sobie, że naprawdę nie lubię czekolad z "posypką", bo zazwyczaj są według mnie pójściem na łatwiznę, a więc "ponalepianiem czegoś byle jak na tabliczkę". W tym przypadku nawet zdarzył się... orzech nalepiony na orzecha.

Wzięłam głęboki wdech i nachyliwszy się nad spodem z dodatkiem poczułam średnio mocny zapach orzechów pekan. Trzymała się ich karmelizowana, podsmażona nuta, która w moim odczuciu nie należy do przyjemnych. Syrop klonowy jakby sam siebie pewny nie był, a goryczka dymu odleciała na tyły. Wierzch pod względem zapachu miał się już nieco lepiej, bo oprócz pekanów, prezentował też ziemiście-miodowy splot. W trakcie jedzenia, gdy aromaty się już przemieszały, dołączyła do tego jeszcze słodka wiśnia (w czekoladkowo-bombonierkowym wydaniu?). Osnuwał to dym i mimo gorzkości, nie było wytrawnie. Słodko... w zasadzie tylko trochę, jak i tylko trochę czekoladowo - bardziej kakaowo polewowo.

Twarda jak kamień i chrupka, niemal czarna czekolada łamała się z głuchym trzaskiem polewo-tablicy. Czasami przy robieniu kęsów dziwnie się kruszyła.
Tym, czym mnie zaskoczyła to duża ilość dodatku w takiej formie (spodziewałam się siekanych kawałków zatopionych w czekoladzie). Całe pekany powlepiane w czekoladę pokryte były okropnie wyglądającą suchą skorupką syropu klonowego. Same w sobie wyszły krucho-twardo i łamały się wraz z czekoladą, pozwalając syropowi nieco odskakiwać.
Kęsy w ustach umieszczałam różnie, acz preferowałam orzechem do góry, a potem zdarzyło mi się raz po raz kawałek obrócić.
W ustach czekolada rozpływała się powoli i jakby opornie. Na pewno niezbyt atrakcyjnie, bo ślisko i tłustawo jak wodnista, twarda polewa. Wykazywała skąpą, tłustą "kremowawość" (za nic nie nazwę tego kremowością) po dłuższym czasie. W tym czasie orzechy oddzielały się od niej, a syrop klonowy nieco się rozpuszczał. Początkowo potrafił chrupnąć / skrzypnąć, a potem wpisywał się w rosnącą coraz bardziej dziwnie lepką wodnistość czekolady. Jakby wodę rozrobić z miodem? Wtedy już wcale tabliczka zrezygnowała z kremowości, by właśnie jak woda zniknąć.
Orzechy gryzione na koniec okazały się także dość sucho-kruche, chrupiące i jak na pekany raczej twardawe, choć po dłuższym gryzieniu, podsysaniu, upodabniające się do świeżawych. Pod otoczką były zaskakująco ok.

W smaku od początku czułam dym, ale nie jakąś szczególną gorzkość. Na jego lekką cierpkość prędko naskoczyły dojrzałe, miękkie wiśnie, otwierając drogę wysokiej słodyczy.
Nawet, gdy akurat położyłam kawałek "orzechem na język", czuć bardziej właśnie te nuty czekolady, a skorupka syropu klonowego wpisywała się w słodycz, podkręcając jej cukrowość.

Słodycz wydała mi się prosta i drażniąca, cukrowa. Z czasem wymieszała się z wanilią i mdławym, jakby naturalnie orzechowo słodkawym, motywem syropu klonowego, którym całość dosłownie odrobinę przesiąkła. Mieszanka ta nie była chamska czy natrętna, ale... po prostu przesadzona.

Tym bardziej, że goryczka wyszła... jak cierpko-palona, średniej jakości polewa. Zakłębił się wokół niej dym, mignęła lekka cierpko-soczysta ziemia, ale właściwie nie rozwinęło się to tak, jak bym chciała, a poszło w dość prostą gorzkość, trzymającą się daleko za słodyczą.

Ta pobrzmiewała lekko owocami czerwonymi: bardzo dojrzałymi i słodkimi. Pomyślałam o przejrzałych, słodko-cierpkich wiśniach, winie albo raczej alkoholowej bombonierce.
Słodycz przy dodatkach wzrosła jeszcze bardziej. Wydała mi się cukrowo-karmelowa, smażona (jak amerykańskie "toffee", czyli karmelo-toffi - powiedziałabym), ale i syrop klonowy w niej odnalazłam. Obecny w słodkiej strefie, nigdy jednak nie odważył się wyjść na prowadzenie. Raczej nasączył ziemistość i dym, natykając się tam na owoce.

W drugiej połowie rozpływania się kęsów z okolic orzechów czy właśnie z orzechami, cukrowość i dym układały się w przypaloną gorzkość... skóry... skórki? Korzennego kurczaka?! (Od razu przypomniały mi się azjatyckie kurczaki "karmelizowane", a więc w glazurze - czy to teriyaki, czy to  bardziej po tajsku - w cukrze kokosowym.) Odnotowałam także smażoną nutę, którą sama czekolada z pobliża orzechów też przesiąkła. Nakręcała to dziwne skojarzenie. Ogólnie nie była bardzo silna, ale wyraźnie wyczuwalna. Obracając kęsa, wczuwając się w orzechy, zarejestrowałam lichy smak syropu klonowego. Wyszedł dość cukrowo-smażony, jakby zwietrzały. Mimo to, podsysane, nadgryzane orzechy przekierowywały ten dziwny wątek na skojarzenie z amerykańskimi naleśnikami (pancake) z syropem klonowym (lub czymś w podobnie) i orzechami. Te nadgryzane w smaku same w sobie wydały mi się łagodne, wręcz maślane.

Ogółem jednak zrobiło się nieco ostrzej, bardziej korzennie-cierpko, do głowy przyszły mi jakieś.. ciastka melasowo-imbirowe albo i wciąż te naleśniki (ale jakieś nie w 100 %ach naleśnikowe)... z kandyzowanymi cytrusami? Przypalono to-to chyba. A może to dym / spalenizna jako nuta czekolady zajechała cierpko-kwaskiem? Podszył to pleśniowo-ziemisty akcent, w który wgnieciono wiśnie. Wiśnie i ziemia mieszały się z dodatkami. Odciągały uwagę od nieprzyjemnej mgiełki opisanej w powyższym akapicie, mimo że orzechowa nuta zdawała się z tym spleciona.
Pekany czuć, ale w trakcie rozpływania się czekolady raczej "orzechowo" ogółem, niż konkretnie pekanowo.

Gdy rozgryzałam orzechy bliżej końca i już po zniknięciu czekolady, rzeczywiście czuć, że to właśnie orzechy pekan. Ich tłustawy, lekko ostry smak kojarzący się z mieszanką włoskich i laskowych był nie do pomylenia z czymkolwiek innym. Syrop klonowy został przy nich jedynie odrobinę, bo lekko nim nasiąkły. Niektóre miejscami też podsmażoną nutą. To już znów bardziej, przy gryzieniu orzechów, kojarzyło się z tłustymi naleśnikami z orzechami i syropem klonowym (acz dałabym sobie wmówić, że z miodem / karmelowym sosem). One jednak na szczęście swoją naturalną goryczką ratowały sprawę, także nieco osłabiały przesłodzenie.

Po zjedzeniu został posmak orzechowo-ziemiście-dymny i zdecydowanie za cukrowo słodki, drapiący w gardle. Czułam korzenność, ale cierpko-zacukrzoną, trochę wiśniowo-dymną, lecz... w taki tanio-toporny sposób. Posmak samej czekolady nie utrzymywał się specjalnie długo.

Całość uważam za kiepsko zrobioną, a przy tym smakowo przeciętną. Sama czekolada wyszła w porządku, choć bez polotu. Przesłodzona, ale z wyczuwalnymi całkiem w porządku motywami. Wprawdzie bez głębi, ale zadowalająca jako baza... Pod orzechy nie do końca marzeń. Niby pekany koniec końców wyszły zadowalająco i w sumie pasowały do tej bazy, jakoś udało im się uratować to, jak producent zepsuł syrop klonowy, ale właśnie: główny bohater, czyli syrop klonowy to jakaś porażka. Sobą smakował ledwo co, karmelizowanie też... to raczej jakaś cukro-smażona, delikatna otoczka, która całokształtowi jedynie dopchnęła słodko-smażone akcenty.


ocena: 5/10
cena: 5 £
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie

Skład: ciemna czekolada (miazha kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, wanilia), 10 % prażone w syropie klonowym orzechy pekan (orzechy pekan, syrop klonowy, sól morska)

6 komentarzy:

  1. Myszy?! W sensie zdechłe w fabryce i wprasowane w tabliczkę? Ostro :D (I pomyśleć, że na świecie NA BANK znalazłyby się freaki, które zjadłyby taką kompozycję; aż mi się zrobiło realnie niedobrze). To byłaby fajna tabliczka dla mnie do poznania pekanów, gdyby miała inną bazę. Z drugiej strony, cóż za pomysł. Lepsze byłyby po prostu pekany. Polewowy zapach :( Przesłodzenie przy deserówce mnie nie dziwi (już widzę, jak Twoja dusza mdleje :D).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dokładnie takie mi się wyobraziły. O, to pewne. Przypomniał mi się odcinek Cejrowskiego, w którym bez żenady jadł w Peru świnkę morską. Nawet nie chodzi mi o to, że ją jadł, bo w Peru jedzą je jak w Polsce np. kurczaki, ale takie niezdrowe podniecenie z jedzenia "zwierząt, których u nas się nie je" właśnie mnie obrzydza. Dobrze ich nazwałaś - freakami, chociaż w moim odczuciu to za fajne słowo na nich.

      Nie, poznawanie jakiś orzechów w czekoladzie to kiepski pomysł. Tym bardziej, że to nie były czyste orzechy, a mocno obrobione. Jak poznawać, to na czysto. Aż się mi przypomniało, jak na czysto u ojca próbowałam z ciekawości różnych maseł, margaryn itp. na ciepło, na zimno. Poznawczo, haha.

      Tak, bo jak się umie wydobyć nuty z kakao, odpowiednim cukrem je dosłodzi, to 60% nie wychodzi przesadnie cukrowo. Patrz, że odpowiednio zrobione jakiekolwiek (białe, mleczne) też nie muszą być przesłodzone.

      Usuń
  2. myślałem, że Brytyjczycy robią dobre czekolady, a ta firma chyba jest brytyjska? mogłaby Pani porównać ją jakoś do SuroVital z pekanami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy kraj ma i dobre, i beznadziejne marki.
      Trudno jest to zrobić, ponieważ to dwie różne czekolady. SuroVital jest surowa, a pekany w niej czyste. Ta jest, jaka jest i pekany są w niej w syropie klonowym. Osobiście zdecydowanie wolę Surovital (https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2015/12/cocoa-czekolada-ciemna-70-z-orzechami.html).

      Usuń
  3. Ciekawi mnie czy producenci jak dobierają proporcje składników do produktów to mają na uwadze konesera czekolady, takiego jakim jesteś Ty tzn który nie gryzie czekolady czy zwykłego śmiertelnika 😅 to przecież istotne skoro różnice w odbiorze są diametralne w obu trybach jedzenia :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie trzeba być koneserem, by nie gryźć czekolady. Jej się po prostu raczej nie gryzie, tak jak np. nie jest praktyką normalną, nie było takiego założenia producenta, by np. piec KitKaty czy batony proteinowe, a ludzie to robią (często ponoć z korzyścią dla produktów).

      Producenci powinni zawsze myśleć o swoim celu konsumenckim. Skoro chcą robić "czekoladę dla mas", niech robią taką nie do refleksji nad nią, ale jak pozują na marki premium, a swoje produkty stylizują na ekskluzywne itd., no to...

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.